Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nikt nie powinien umierać w samotności. Rozmowa inspirowana symboliką stacji IV Drogi Krzyżowej: Jezus spotyka swoja matkę...

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
fot. Grzegorz Mehring
Rozmowa z prof. Krystyną de Walden-Gałuszko, psychoonkologiem i psychiatrą, prezesem Polskiego Towarzystwa Psychoonkologicznego oraz konsultanemt krajowym w dziedzinie medycyny paliatywnej.

Brutalny atak Rosji na Ukrainę i wojna, której ofiarami są cywile; kobiety matki i dzieci zmienił nieco optykę naszego myślenia o tej stacji?

Patrzę na kobietę - matkę spotykającą syna idącego na śmierć. Niewinnie skazanego, pobitego, poranionego, skrajnie wyczerpanego pod ciężarem krzyża. Syna, który zrobił tyle dobrego różnym ludziom a którego otaczają teraz ludzie wrodzy lub obojętni albo ciekawi mającego się odbyć widowiska śmierci – mówi prof. dr hab. n. med Krystyna de Walden Gałuszko, lekarz psychiatra, psychoonkolog, współzałożycielka infolinii onkologicznej przez lata związana z GUMed, obecnie kierownik Katedry Chorób Psychicznych i Psychosomatycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. - Patrzę na inne matki małych dzieci z łysymi główkami u których leczenie okazało się nieskuteczne i które stopniowo zmierzają ku śmierci. Matki dzieci z innymi chorobami na które nie wynaleziono jeszcze lekarstwa i które za rok, dwa też odejdą. Matki dzieci umierających z głodu w Afryce l w pobliskim Mariumpolu. Matki dzieci małych i dorosłych poranionych poranionych i umierających podczas bezsensownej wojny na Ukrainie i w innych częściach świata. Matki więźniów niesprawiedliwie skazanych, torturowanych i zabijanych w więzieniach Rosji, Chin, Tybetu czy Białorusi.

Cierpienie syna matczyne powoduje, że serce pęka z bólu...

Widok poranionego, obrzękniętego ciała może boleć równie mocno matkę jak i jej dziecko. Jeszcze trudniejsze do zniesienia jest poczucie bezradności. Nie można pomóc bliskiej osobie w jej cierpieniu, ulżyć w bólu lub sprawić, że obojętni ludzie zmienią swoją postawę, że pomogą. Bezradność staje się szczególnie trudna, gdy towarzyszy jej brak nadziei. Wiemy, że to cierpienie skończy się śmiercią, że nie da się tego uniknąć. Nic dziwnego, że rodzi się wówczas poczucie niesprawiedliwości i krzywdy. Przecież to jest cierpienie osoby niewinnej, która w niczym nie zasłużyła sobie na taki los. Poczucie bezsensu, po co to wszystko? I poczucie osamotnienia w obliczu obojętnego świata a może i Boga? Ten scenariusz powtarza się od najdawniejszych czasów i od tysięcy lat ludzie zadają sobie pytanie dlaczego? Po co?

Czy można znaleźć na to pytanie odpowiedź?

U wielu wierzących rodzi się wówczas pokusa, by wytłumaczyć to wolą Boga, współudziałem w odkupieniu, karą za grzechy itd. Nie miałabym odwagi odpowiedzieć w ten sposób matce patrzącej na cierpienie swojego dziecka. I chyba nie wolno tak powiedzieć. Uczciwie jest przyznać się otwarcie – nie wiem. Cierpienie jest tajemnicą. Nie mamy odpowiedzi na pytanie; dlaczego? Czasem osoby wierzące podążają wówczas za refleksją, że to wielkie cierpienie było również udziałem matki Boga, ale wszyscy wierzący i niewierzący powinniśmy znaleźć odpowiedź nie tyle na pytanie „dlaczego”?ale na pytanie – jak?
-Jak możemy się zachować wobec tej powtarzającej się w różnych odsłonach sytuacji cierpienia.? Przede wszystkim być, towarzyszyć osobie ciepiącej, zaznaczać swoją życzliwość i gotowość do wspólnego milczenia, spaceru lub rozmowy. Nauczyć się dostosowywania swojej formy pomocy do indywidualnych potrzeb osoby, którą dostrzegliśmy na naszej drodze.

W XI Stacji Jezus przybijany jest do krzyża. Umiera….

W przypadku Jezusa trzy godziny umierania. Trzy godziny okropnego bólu i duszenia się bo śmierć na krzyżu jest śmiercią z uduszenia. Cały ciężar wiszącego człowieka wisi na rękach , zaczynają uciskać mięśnie międzyżebrowe. Człowiek instynktownie podnosi się na rękach ale op ada i się dusi. Ból i duszenie się to objawy, których boimy się najbardziej. I prosta refleksja żeby już tego więcej nie było. Żeby nie było umierania w ten sposób.

Większość pacjentów objętych opieką hospicyjną nie cierpi fizycznie, a tego ludzie boją się
najbardziej. Bólu i samotności w momencie odchodzenia….

Stąd blisko do idei hospicjum. Piszemy często, że hospicjum to też życie. Jest w tym głęboka prawda bo te miesiące czy tygodnie przed śmiercią bywają niezwykle bogate , zmieniające często całkowicie dotychczasowe postawy i życie człowieka. Ale hospicjum to jest też opieka w okresie bezpośrednio umierania.
Prowadzono swego czasu badania postaw ludzi w różnym wieku i różnych zawodów zadając im pytanie co rozumieją przez dobrą śmierć. Okazało się, że pojęcie dobrej śmierci jest różnie interpretowane po części w zależności od wieku i poziomu wykształcenia. Pierwsza była to tradycyjnie pojmowana dobra śmierć – po dobrze przeżytym życiu, po pojednaniu z Bogiem, pozostawienie dobrego imienia po sobie, wśród bliskich, bez bólu. Pojawiły się również tłumaczenia „dobrej śmierci” bardziej nowoczesne, które identyfikowały ją z dobrym umieraniem. Opisywały to w następujący sposób: umrzeć bez bólu i innych dolegliwości, z zachowaną do końca kontrolą nad fizjologią i sprawnością, bez podłączenia do aparatury, wśród osób bliskich. Opieka hospicyjna stara się spełniać te oczekiwania, łagodzić dolegliwości fizyczne i psychiczne, w miarę możności zapewniać też obecność osób bliskich.

Na czym polega proces umierania?

Proces umierania odbywa się w czasie i próbujemy spojrzeć na niego również trochę z innej strony. Mianowicie życie człowieka jest spięte dwoma klamrami; procesem porodu i procesem umierania. O świadomym porodzie wiemy już w tej chwili wiele – są szkoły rodzenia itd., natomiast proces umierania nadal okryty jest niewiedzą i lękiem. Tymczasem są osoby, które wykazują wolę zaznajomienia się z procesem fizjologicznego, normalnego umierania są spokojniejsze i bardziej oswojone z tą perspektywą. Mówimy im wówczas, że przebieg procesu umierania psychofizjologicznego jest to przygotowanie do odejścia jest bardzo spokojne i proste. Człowiek stopniowo słabnie, coraz częściej podsypia, staje się coraz bardziej obojętny emocjonalnie, co czasem niepokoi otoczenie a jest normalną, fizjologiczną postawą ułatwiającą mu odejście z tego świata. Powoli zmęczenie narasta, okresy snu są coraz dłuższe, zmienia się też częstość oddechu i tętna i wreszcie w którymś momencie oddech ustaje, To spokojne i powolne odchodzenie osoby bliskie „zagospodarowują” różnie. Ważne żeby były przy umierającym przez cały czas. Wierzący modlą się często w tym czasie, śpiewają, w zależności od rytuałów wypracowanych przez różne religie. Osoby niewierzące mogą wypełniać ten czas milczeniem albo wspomnieniami bilansującymi dobre życie umierającego albo podziękowaniem jemu za dobro, które zdziałał. Nadejście śmierci staje się wówczas spokojnym zamknięciem pewnego etapu. Bywają też inne odejścia, pełne buntu, gniewu i rozpaczy. W tych sytuacjach spokojne, życzliwe towarzyszenie przez cały ten trudny czas może okazać się szczególnie pomocny. Nikt nie powinien umierać w samotności.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki