Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Night of the Jumps w Ergo Arenie - Iwona Guzowska: To jest szaleństwo!

Łukasz Żaguń
Grzegorz Mehring
Z Iwoną Guzowską, uczestniczką imprezy Night of the Jumps, rozmawia Łukasz Żaguń.

Już w sobotę w Ergo Arenie odbędzie się kolejny etap mistrzostw świata we Freestyle Motocrossie - Night of the Jumps. Wykona Pani bardzo trudną powietrzną ewolucję - salto w tył. Skąd zrodził się ten pomysł?

- Propozycja padła od Bartosza Tobieńskiego, rzecznika Ergo Areny, który zadzwonił do mnie i powiedział, że organizowana jest fajna akcja, związana właśnie z zawodami w motocrossie. Zapytał przy tym, czy zdecydowałabym się wykonać taki skok. Zgodziłam się właściwie bez wahania. Dopiero później, kiedy przekonałam się, co zrobiłam, powiedziałam: "Jezus Maria!" (śmiech). Cóż, do odważnych świat należy! Nie ma ryzyka, nie ma zabawy.

Długo trwały przygotowania?

- W środę byłam w Pradze na treningu. Mój partner (Petr Pilat - przyp. red), z którym wykonam skok, to fantastyczny, młody, skromny człowiek i co ważne, zaledwie trzy miesiące starszy od mojego syna. Szybko zatem znaleźliśmy wspólny język. Mimo że to taki młody zawodnik, naprawdę bije od niego spokój i opanowanie, dlatego czuję się przy nim bezpieczna.

To znaczy, że nie ma Pani żadnych obaw?

- Tylko wariat by się tego nie bał (śmiech). To są niesamowite wrażenia. Sam obrót w locie nie trwa tak krótko, jak może się to wydawać. Najazd jest dosyć wolny, ewolucja podobnie. Szybkie jest jedynie lądowanie. W pewnym momencie w locie czuję, że się wysuwam z motocykla. Wtedy trzeba naprawdę mocno się trzymać.

Co jest najtrudniejsze w tej ewolucji?

- Właściwie wszystko jest w rękach Petra. To kwestia jego umiejętności, opanowania i koncentracji. Ja mam mu tylko nie przeszkadzać (śmiech). Najtrudniejsze było to, żeby w ogóle się na taki skok zdecydować.

Czy nie uważa Pani jednak, że to igranie ze śmiercią?

- Zgadzam się z tym, że ten sport nie jest bezpieczny, ale zawodnicy, którzy go uprawiają, są profesjonalistami. Oczywiście wiem też, że każdy z nich wielokrotnie był połamany. Zresztą nawet sam Petr opowiadał mi swoją historię. Mimo to jednak, on nadal z wielką pasją robi to, co robi. Nie czuje strachu. To jest niezwykłe. Ci zawodnicy doskonale znają swoje ciała. Nie biorą w ogóle pod uwagę tego, że coś może pójść niezgodnie z planem. Jestem pełna podziwu dla nich.

Czy sobotni występ to dla Pani jednorazowa przygoda z motocrossem?

- Absolutnie jednorazowa. Nie zamierzam startować w mistrzostwach. Proszę mnie zatem z tym nie wiązać (śmiech).

Kocha Pani adrenalinę?

- Trudno powiedzieć, czy kocham. Adrenalina jest częścią każdego z nas. Jeżeli chodzi o sport i o moją osobę, nie ukrywam, że jestem w pewnym stopniu od niej uzależniona. Do tej pory nie uprawiałam bezpiecznych dyscyplin. Ciągnie mnie do nich - tego nie zmienię. Są jednak pewne rzeczy, na które nigdy bym się nie zdecydowała. Chcę jasno podkreślić - nie mam zapędów unicestwiających (śmiech).

Czy te emocje, które teraz Pani towarzyszą, można porównać z emocjami na ringu?

- Nie, to jest zupełnie coś innego. Na ringu byłam zdana tylko na siebie. Mając pewność, że odpowiednio przepracowałam okres przygotowawczy, nie miotały mną obawy. Tutaj właściwie nic nie zależy ode mnie. Po prostu zabieram się na wycieczkę.

Trzeba jeszcze dodać, że ma Pani szczytny cel…

- Dokładnie. Zbieramy pieniądze dla dzieci i to jest naprawdę bardzo motywujące. Podczas gdy ja mam dobrą zabawę, przy okazji ktoś na tym może coś zyskać. Uważam, że dla dzieci te pieniądze mogą być dobrą trampoliną w dorosłość.

Cały czas angażuje się Pani na tle sportowym, biorąc udział w różnych imprezach. Można powiedzieć, że trzyma Pani formę…

- Tak, staram się. Przygotowuję się teraz do pełnego dystansu Ironman Triathlon, który wystartuje już 7 lipca we Frankfurcie. Dodam, że jestem jedyną Polką, która będzie startowała w tych zawodach. To na pewno powód do dumy. Mam jednak nadzieję, że również po starcie będę z siebie dumna.

Jest Pani też posłanką na Sejm. Nie zastanawiała się Pani nad tym, by odłożyć ekstremalny sport na bok i wieść po prostu spokojne i bezpieczne życie?

- Generalnie uważam, że nawet jeżdżenie samochodem jest owiane pewnym ryzykiem. Śmiało mogę powiedzieć, że osobiście wiodę bezpieczne życie. Bardzo o siebie dbam. Przyznaję jednak otwarcie, sobotnia ewolucja to jest szaleństwo!

Czego zatem życzyć Pani przed skokiem?

- Dwóch rzeczy - bezpiecznego lądowania i tego, by udało się zebrać jak najwięcej pieniędzy dla dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki