Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niewinni zabójcy? Dlaczego Indianie zabijają białych

Marek Wołodźko - antropolog
Zabójstwo polskich kajakarzy to jednostkowy akt przemocy, którego motywem były zbiorowe wyobrażenia o rzeczywistości. Na zdjęciu główny podejrzany
Zabójstwo polskich kajakarzy to jednostkowy akt przemocy, którego motywem były zbiorowe wyobrażenia o rzeczywistości. Na zdjęciu główny podejrzany Mat. Policyjne
Dwójka polskich podróżników, Jarosław Frąckiewicz i Celina Mróz, zginęła - przepraszam za wyrażenie - w najbardziej klasyczny sposób, jaki można sobie wyobrazić, kontynuując proces kontaktu kulturowego, który - w przypadku Ameryki Południowej i świata zachodniego - trwa już od ponad 520 lat.

W pierwszych i bardzo szybkich relacjach dziennikarskich o śmierci polskich podróżników mówiło się, że w jednej z wiosek Indianie zabili Polaków jako parę "pishtacos". Pishtaco to, według wciąż żywych wierzeń wielu peruwiańskich Indian, biały człowiek, który zakrada się do wiosek, aby zabijać, zdzierać skórę z twarzy i wycinać tłuszcz, który potem używany jest jako lekarstwo czy nawet paliwo do samolotów.

W równie szybkich komentarzach polscy dziennikarze i podróżnicy, znający mniej lub bardziej realia Amazonii, piszą - jak Beata Pawlikowska - w obronie Indian; Jacek Pałkiewicz uważa, że kajakarze zginęli przez konflikt cywilizacji; Elżbieta Dzikowska - że nie zaatakowano ich jako Polaków, ale jako białych; Zdzisław Preisner też przychyla się do opinii, że Polacy to przypadkowe ofiary cywilizacyjnego konfliktu.

Dlaczego w przypadku zabójstwa przez Indian - z założenia - broni się zabójców, dlaczego Polacy to również biali, dlaczego zabici, to ofiary konfliktu cywilizacji i na czym on polega? Dlaczego kolorowych bronią biali, rówieśnicy tych, którzy zginęli?

Pishtacos czyli kto?
W literaturze ikonograficznej pierwsze informacje o pishtacos pochodzą już z hiszpańskich kronik z drugiej połowy XVII wieku. Pishtacos byli - według wyobrażeń tubylczych - hiszpańscy konkwistadorzy i misjonarze katoliccy, którzy dokonywali ekstrakcji tłuszczu Indian w celu poprawy brzmienia dzwonów kościelnych i leczenia niektórych chorób, np. reumatyzmu, ospy czy złamania kości. Współcześnie pishtacos są zazwyczaj utożsamiani z ludźmi wysokimi, białymi, z blond włosami, brodatymi, mówiącymi z amerykańskim akcentem, chodzącymi w długich płaszczach i niebieskich dżinsach, noszącymi broń albo noże, mającymi zarost, mówiącymi nerwowo i gestykulującymi. Wyobrażenie o pishtacos - zabijających w celu uzyskania tłuszczu ludzkiego - pozostało, zmienił się tylko ich wygląd.

W dzisiejszym Peru znane są zabójstwa w celu pozyskania tłuszczu ludzkiego. Prasa codzienna donosi często o tego rodzaju wydarzeniach. Morderstw dokonuje się w celach komercyjnych; tłuszcz ludzki nadal jest uważany za doskonały specyfik leczniczy. Morderstw dokonują oczywiście Peruwiańczycy, ale mit o białych pishtacos, jako tradycyjna figura myślowa, nadal funkcjonuje od czasów kolonialnych w andyjskich i amazońskich obszarach Peru.
Ciało jako nośnik cech społecznych
Wśród społeczności tubylczych dyskurs białego, a ściślej rzecz biorąc - ciała człowieka białego, posiada metaforę porządku społecznego odzwierciedlającego społeczną relację podporządkowania, przekładającą się na ucisk i wyzysk, z jakim rdzenna ludność Andów i Amazonii ma do czynienia od momentu pierwszych kontaktów z Europejczykami, a później Metysami. Na porządek społeczny nakłada się porządek fizyczny - Indianie są niżsi, drobniejszej budowy, fizycznie słabsi. Biali pishtacos natomiast są bardzo wysocy, silni, dobrze zbudowani, owłosieni na całym ciele. Na te fizyczne cechy nakłada się rys związany z atrybutami odmienności kulturowej: ubrania, posiadane rzeczy materialne, inny sposób zamieszkania, inne jedzenie, gesty, niezrozumiały język - w tym zawarta jest i wyraża się kwintesencja bycia białym dla przeciętnego odbiorcy naszego świata. Wszystkie te obiekty posiadają w sobie "biel", kondensację bycia białym. Biały, biały człowiek to byt, ucieleśnienie i kumulacja wszystkiego, co wyobrażone na jego temat.

W naszej kulturze ciało się uprzedmiotowiło, stało się własnością osobistą, przez którą przemawia tylko indywidualne ja. Nasze ciało oderwało się od przedmiotów i oddzieliło od kontekstu społecznego i kulturowego, nie wyraża nic poza osobą, która nim (w nim) jest. Ciało fizyczne straciło związek z ciałem społecznym. Innymi słowy, jednostka nie ma swego odzwierciedlenia w relacjach społecznych, takich jak przyjaźń, pokrewieństwo, sąsiedztwo, naród, kultura czy cywilizacja. Ciało przekształcono w kategorię obiektu gospodarczego, towaru, którym zarządza się politycznie w zdyscyplinowany sposób na rynku ekonomicznym.

W dyskursie tubylczym natomiast, w ciele lub innym obiekcie materialnym lub myślowym, np. w kamieniach albo snach, kumulują się wszystkie kategorie, które ciało/obiekt przeszły doświadczyły w swoim życiu, w sposób realny czy też wyobrażony, w postaci zachowań, myśli i snów, zarówno osobistych, jak i tych, które są doświadczeniem wszystkich, z którymi się żyje. Ciało jest więc nośnikiem wszystkich cech społecznych; a jeżeli są nim doświadczana przez Indian nierówność społeczna, wyzysk ekonomiczny, bieda materialna, przemoc fizyczna i symboliczna, to przez eliminację ciała - taka jest logika myśli - można je wyeliminować ze swojego życia, unicestwiając ciało, które jest nośnikiem wszystkich tych negatywnych aspektów.
Dlaczego Rambo uwalnia więźniów z raju?
Na co dzień, w skali masowej, Indianie nie mają stacjonarnego kontaktu z białymi, ich doświadczenia są okazjonalne, szczątkowe i fragmentaryczne. Ich wiedza "szersza" o nas jest albo - właśnie - organoleptyczna, bazująca na poznaniu zmysłowym, słuchowym, dotykowym, wzrokowym czy smakowym, lub wyobrażona i zapośredniczona np. przez współczesne media, film, telewizję itp. i zrelatywizowana do optyki własnego doświadczenia kulturowego i wiedzy o własnym świecie. Na przykład ludzie, którzy giną w filmach, według Indian, giną naprawdę; biali są silni i potrafią się bić i zabijać gołymi rękoma, bo Jean-Claude van Damme robi to perfekcyjnie; zabudowania i przestrzeń obozu wietnamskiego, z których Sylvester Stallone ma uwolnić amerykańskich więźniów, są wspaniałym miejscem do zamieszkania, bo drewniane "domy" są równo wybudowane, trawa jest przystrzyżona i wszystko jest ogrodzone. To tylko niektóre przykłady postrzegania nas przez Innych, nieposiadających kompetencji kulturowej naszego świata. My zresztą też tak samo myślimy o nich, za pomocą naszych figur i skryptów myślenia, uważając np., że jeżeli chodzą nago, to panuje u nich rozwiązłość seksualna, gdy mieszkają w lesie, to są dzicy, a jeżeli myślą magicznie, to są irracjonalni.

Polscy podróżnicy mieli wyjątkowego pecha, doświadczając dyskursu tubylczego w najbardziej radykalnej, bo urzeczywistnionej postaci. Gdyby skończyło się na słownych groźbach ze strony Indian, można by to odnotować w dzienniku podróżnym jako przygodę i "kontakt z wierzeniami rdzennych mieszkańców Amazonii". Było jednak ostatecznie i radykalnie, myśl i wyobrażenie przełożyło się na praktykę i realizację. Dla Indian, obok których zamieszkali czy przebywali podróżnicy, było za dużo danych zgodnych z ich kulturowym wyobrażeniem o pishtacos; Jarek i Celina - swoim wyglądem, swoją "bielą", zachowaniami, ubiorem, posiadanym sprzętami, oddzieleniem miejsca zamieszkania od Indian - idealnie wpisywali się w to wyobrażenie. Nie musieli nic robić, by sprowokować Indian, wystarczy, że byli tacy, jacy byli. Na pewno czynnikiem niesprzyjającym, może nawet języczkiem u wagi, był fakt, że sprawcy byli pijani, to bardziej jeszcze uwalnia agresywne emocje i uruchamia mechanizm przekładania wyobrażeń na czyny. Prawdopodobnie nie cała społeczność uległa zbiorowemu strachowi i nie uczestniczyła w akcie zbrodni; był to jednostkowy akt przemocy, którego motywem były zbiorowe wyobrażenia o rzeczywistości.
Każdemu mogło się to przytrafić
Zachwyt światem, wymarzona podróż, euforia życia, wychodzenie do świata, obdarowywanie świata sobą, my pod strzechą świata, poznawanie innych w duchu tolerancji i zrozumienia, wszyscy jesteśmy obywatelami świata - to wartości naszej kultury, naszego młodego społeczeństwa, które jeszcze żyje euforią poznawania i odkrywania dalekich zakątków świata. Jeszcze kilkanaście lat temu były to najwyżej Bieszczady, Mazury czy Włochy. Dziś Kilimandżaro, Andy, Tybet, Sahara, Amazonia stepy Azji. Tam, gdzie kiedyś podróżowali odkrywcy i badacze, teraz jeżdżą fascynaci, wariaci, włóczędzy, turyści. Wszyscy chcą poznać i zobaczyć, doświadczyć i przeżyć odmienność, inność, egzotyczność, chcą siebie przepełnić zadziwieniem, pozbyć się nudy, żyć niekonwencjonalnie, inaczej, chcą czerpać z przepisów na życie mistrzów, z jakimi mieli do czynienia w całej swej historii życia, sami chcą być mistrzami. Nie ma w tym nic negatywnego, są to pozytywne i cenione wartości naszej kultury, wyznaczniki rozwoju cywilizacyjnego, kierunki rozwoju osobowego. Lecz są to kategorie nasze, wyłącznie naszej kultury i naszego świata. W zetknięciu z kulturą, która nie rusza się z miejsca, zna i rozumie tylko siebie, jest zakotwiczona w codzienności tu i teraz, która nie jest mobilna, oparta tylko na więzach ze swoimi, z którymi żyje się od początku i do końca - taka cywilizacja otwartości i doświadczania innych kontekstów kulturowych jest niezrozumiała i obca, może budzić lęk i przygnębienie, agresję i odrzucenie.

W tym właśnie sensie głosy polskich podróżników i dziennikarzy wydają się bronić Indian, wskazując na sposób myślenia rdzennych mieszkańców Amazonii. Ci, którzy znają kontekst, rozumieją mniej lub bardziej intuicyjnie motywy działania sprawców zabójstwa. Myślę, że każdemu mogło się to przytrafić, a przypadek polskich podróżników jest tego najlepszym i najnowszym przykładem. W historii poznawania i zasiedlania Amazonii przez białych zabójstwa misjonarzy i antropologów przez Indian są dowodem na to, że nawet przy wielkim zaangażowaniu i poświęceniu (misjonarze), a także wielkiej otwartości na odmienność, chęci jej poznania i posiadania przy tym narzędzi analitycznych do rozumienia innych (antropolodzy), w wyniku barier kulturowych, nieumiejętności ich przekroczenia, dochodzi niekiedy do nieporozumień tak istotnych, że ich konsekwencją może być utrata życia.

***
Autor jest antropologiem, doktorantem w Instytucie Etnologii Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Od 25 lat prowadzi badania w Amazonii wśród społeczności indiańskich. Prowadzi też wyprawy do Amazonii dla Fundacji Marka Kamińskiego. Tekst napisany na podstawie własnych badań i artykułu Ernesto Vásquez del Aguila, "El pishtaco: Mito, rumor y resistenci".

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki