Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niewiedza rodzi psychozę

Aleksandra Jodko, seksuolog z SWPS
Pomówienia i oskarżenia o pedofilię w Polsce rzuca się na prawo i lewo - z Aleksandrą Jodko, seksuologiem ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, rozmawia Tomasz Rozwadowski

Pomorzem wstrząsnęła sprawa samobójstwa 15-letniej gimnazjalistki ze wsi Trąbki Wielkie. Do tragedii prawdopodobnie przyczyniły się plotki o związku dziewczynki z nauczycielem. Czy czujność w sprawach pedofilii ma swoje ciemne strony?

Gimnazjalistka miała 15 lat, cała sprawa nie miała więc z pedofilią nic wspólnego. W sensie biologicznym dziewczyna nie była dzieckiem, tylko młodą kobietą. O pedofilii możemy natomiast mówić wyłącznie w odniesieniu do osób przed okresem dojrzewania, osób, u których nie wykształciły się trzeciorzędowe cechy płciowe. Bardzo często seksualne relacje z osobami niepełnoletnimi wrzucane są do jednego worka z pedofilią. A to przecież nie jest to samo i w rozumieniu prawa, i w rozumieniu seksuologii.

Dlaczego te dwie sprawy są mylone? Czy to kwestia złej woli?

Przede wszystkim wynika to z niewiedzy. Z braku edukacji seksualnej i z braku poważnej kampanii edukacyjnej, która wyjaśniłaby społeczeństwu, czym jest i czym nie jest pedofilia. Zamiast uzasadnionej czujności, mamy nadczujność, która u niektórych osób przybiera cechy obsesji. Pomówienia o pedofilię rzucane są na prawo i lewo, bardzo często pojawiają się w konfliktach sąsiedzkich, w sporach w pracy, nie mówiąc już o rozprawach rozwodowych.

Do niedawna problem pedofilii był w Polsce tabu, kilka lat temu wybuchł z wielką siłą. Czy może Pani określić początek tej psychozy?
Było kilka głośnych spraw wcześniej, ale przełomowym wydarzeniem była kilka lat temu sprawa z Siemiatycz, od której zaczęto mówić o kastracji chemicznej pedofilów. Zacznijmy od tego, że ta sprawa nie miała nic wspólnego z pedofilią - ojciec, będący bohaterem tej afery, zainteresował się swoją córką jako młodą kobietą, a nie dzieckiem. Ale od tego czasu powraca pomysł kastracji chemicznej, rzucony przez polityków i chętnie podjęty przez dużą część społeczeństwa. Takiego rozgłosu by nie było, gdyby nie media, a zwłaszcza tabloidy, dla których przypadki pedofilii, rzeczywistej czy domniemanej, są bardzo atrakcyjnym towarem. Publikacje oddziałują na czytelników i rodzi się psychoza. Politycy i media będą się rzucać na kolejne takie przypadki, bo gromienie pedofilów jest prostym i skutecznym sposobem na zdobycie poparcia społecznego. I nieważne dla nich są argumenty, że nie każdy pedofil wykorzystuje seksualnie dzieci i że nie każde seksualne wykorzystanie dziecka jest pedofilią. Jednak żyjemy w społeczeństwie, któremu bardzo podoba się karanie i piętnowanie innych, a politycy i media o tym doskonale wiedzą. Dlatego hasło kastracji chemicznej padło na niezwykle podatny grunt.

Dopuszcza Pani możliwość, że ta kampania przeciwko pedofilom sama się wypali? Po prostu znudzi się wszystkim i przestanie działać.

Absolutnie nie ma takiej możliwości bez bardzo solidnych i gruntownych działań edukacyjnych. Bez tego psychoza będzie się tylko pogłębiać. A dotyczy przecież nie tylko szarych zjadaczy chleba, ale i polityków, dziennikarzy, prawników, policjantów, a nawet psychologów. Przedstawicielom wszystkich tych grup zdarza się szerzyć dezinformację lub podejmować błędne i krzywdzące decyzje, wynikające z niewiedzy.

Czy sytuacja przybiera aż tak dramatyczny wymiar?

Podczas wakacji jedna ze znanych psycholożek wypowiedziała się publicznie na temat fontann w Warszawie. Mówiła, że nie należy wpuszczać rozebranych dzieci do wody, bo w okolicy czają się pedofile, którzy robią dzieciom pornograficzne zdjęcia i umieszczają je w internecie...

Wspominała Pani o posądzeniach o pedofilię podczas rozpraw rozwodowych. Czy w mniej dramatycznych okolicznościach niewiedza też jest szkodliwa?

Bardzo często dochodzi do nadinterpretacji czułości czy opiekuńczości wobec dzieci. A przecież mamy te zachowania wbudowane w naszą psychikę i są one najzupełniej naturalne! A w rzucaniu tego typu oskarżeń jesteśmy wyjątkowo niedelikatni, co uderza nie tylko w osoby dorosłe, ale przede wszystkim w dzieci. Nawet w przypadkach rzeczywistej pedofilii dzieci są dodatkowo traumatyzowane przez otoczenie - rodzinę, policjantów, sądy, i są to cierpienia zupełnie niezasłużone. Powtarzam, sytuacja nie poprawi się sama, edukacja w tej kwestii jest konieczna, bez niej dochodzić będzie do kolejnych tragedii.

Rozmawiał Tomasz Rozwadowski

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki