Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nieprzeciętny jak Dulkiewicz? Felieton Wojciecha Wężyka

Wojciech Wężyk
Wojciech Wężyk
Niska ocena zdolności intelektualnych mieszkańców Gdańska, której dokonała pani prezydent Aleksandra Dulkiewicz podczas jednego z wystąpień, dowodzi braku wyczucia tego co wolno, a czego nie wolno mówić politykowi. I czyni jej dotychczasowe, lewicowe umizgi oparte o hasła tolerancyjności i otwartości mocno nieszczerymi. Mamy tu do czynienia z elitaryzmem w skrajnej formie. I nie da się tego upudrować ani kolorami tęczy ani uśmiechem pełnym serdeczności.

Nieprzeciętny jak Dulkiewicz? Felieton Wojciecha Wężyka

„Ja, szczerze, nawet nie oczekuję, że przeciętny mieszkaniec Gdańska będzie rozumiał, jaka jest rola Rady Miasta, jaka Sejmiku, a jaka Parlamentu, a co tam urząd taki czy inny, ale ludzie naprawdę nie rozumieją, skąd się biorą podatki" – powiedziała Aleksandra Dulkiewicz. Czyli w skrócie i w tłumaczeniu dla tych, co nie są jaśnieoświeconą, liberalno-samorządową elitą, kształcącą się na wykładach uznanych przez własne środowisko autorytetów, można to zrozumieć tak: Mówię, jak jest. Ludzie są głupi.

W tym kontekście przypomina mi się trochę słynna wypowiedź premiera Włodzimierza Cimoszewicza o tym, że trzeba było się ubezpieczyć, kierowana do powodzian. Co łączy te dwa anty bon-moty? Po pierwsze poczucie wyższości nad ludźmi, którymi się rządzi – syndrom besserwissera, który przez fakt objęcia urzędu, staje się wszechwiedzący i w otoczeniu dworu pochlebców, traci łączność ze „zwykłymi” ludźmi. Po drugie, czas zbliżających się wyborów. Gdyby Aleksandra Dulkiewicz chlapnęła to, co usłyszeliśmy, powiedzmy rok wcześniej, miałaby może prawo mieć cień nadziei, że burza przejdzie bokiem, a ludzie – przecież zgodnie z jej mniemaniem niczego nie rozumiejący – zapomną. Tym razem tak się nie stanie, bo każdy błąd polityczny, zostanie wykorzystany przez konkurentów po wielokroć.

Wreszcie po trzecie, obie wypowiedzi łączy brak empatii, która w omawianym przypadku, kazałaby się wsłuchiwać się w głosy mieszkańców martwiących się o to, co dzieje się z ich portfelami. Ludzi umęczonych jękami i podkręcanych straszeniem płynącym niemal codziennie ze środowiska samorządowców, którego jednym z przedstawicieli jest przecież prezydent Gdańska. Tymczasem zamiast zrozumienia, otrzymujemy wyższościowe prychnięcie.

A gdyby w imię serdeczności i otwartości – cech pięknych i deklarowanych nad Motławą niemal na każdym kroku, spróbować odnaleźć ukryty sens w tym co usłyszeliśmy?

No to próbujmy. Najpierw należy się pochwała za szczerość – którą mówczyni podkreśla, a która, jak wiadomo w polityce jest rzadsza, niż apolityczność wśród samorządowców. Doceńmy też szlachetność pani prezydent. Nie ma ona wobec nas żadnych oczekiwań, słowem – my niczego nie musimy robić, nie trzeba nam się mitrężyć w trosce o zdobycie jej uznania. Możemy sobie egzystować – jakże do łaskawie. No a ta „przeciętność” – która pada w cytacie? No przecież, skoro władza jest elitą, to reszta – czyli my, jesteśmy przeciętniakami. Boże! Nawet tego ludzie nie rozumieją?

Co do meritum podatkowo-księgowego wzmiankowanego w omawianym cytacie, to przyznam, że sam nie wiem skąd się biorą wszystkie podatki – chociaż wszystkie płacę grzecznie. Nie wiem również, na co władza samorządowa je wydaje, bo część umów jest objęta różnego rodzajami „tajemnic handlowych” i pytający o ich szczegóły, muszą odejść z

kwitkiem, co spotkało ostatnio jednego z gdańskich radnych. Wiem natomiast, bo o tym zapomnieć nam nie daje żaden z trójmiejskich włodarzy, że „pieniędzy nie ma” i nadchodzą czasy zaciskania pasa. Coś czego w Trójmieście żaden z prezydentów, dzięki sprzyjającej koniunkturze, nigdy nie musiał ćwiczyć, a co może raz na zawsze zmienić ocenę ich dotychczasowych osiągnięć.

Cóż, Aleksandra Dulkiewicz nie jest zwierzęciem politycznym, wbrew desperackim oczekiwaniom środowiska tworzącego jej najbliższy i dalszy dwór. Swoją wypowiedzią pani prezydent udowodniła, że na gdańskim stolcu jest, można powiedzieć, cytując jej wcześniejsze przebłyski – egzotycznym gościem. Miałoby to nawet swój urok, gdyby nie fakt, że czasy żartów się definitywnie skończyły.

Miliony, które przydałyby się w Gdańsku, czyli dywidenda płynie do Lipska

FELIETON: Miliony, które przydałyby się w Gdańsku, czyli dyw...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki