Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niepełnosprawny Artur Labudda z Helu - objechał Syberię, chce podbić Gobi

Piotr Niemkiewicz i Roman Kościelniak
Artur Labudda podczas wyprawy quadem dookoła Polski promował Hel
Artur Labudda podczas wyprawy quadem dookoła Polski promował Hel Piotr Niemkiewicz
Prawdziwy człowiek z pasją, śmiało można o nim powiedzieć. Artur Labudda z Helu, chociaż niepełnosprawny, to zwiedził niemal pół świata. Nie ma obu nóg, a za sobą wędrówkę przez Syberię, podróż wokół granicy Polski czy rejs kajakiem z Sanoka do Świnoujśca. I głowę pełną planów na kolejne mniej lub bardziej ekstremalne wyprawy - piszą Piotr Niemkiewicz i Roman Kościelniak

Mieszkaniec Helu udowadnia, że niepełnosprawność nie musi być przeszkodą w realizacji najdalszych nawet wypraw. Artur Labudda przemierzył nie tylko Polskę dookoła granic i w poprzek, ale uczestniczył też w eskapadzie na Syberię.

- Każdy ma swoje Kilimandżaro - twierdzi Artur Labudda. - Jedni są dumni ze swojej odwagi, choć nic jeszcze nie osiągnęli. A dla innych małe góry nie są dostatecznym wyzwaniem. Chcą iść dalej.

Helanin może z pewnością zaliczyć się do tych drugich. Przed laty w wypadku kolejowym stracił obie nogi. Inwalidztwo jednak nie powstrzymuje go od aktywnego życia. Kilka lat temu wraz z Robertem Paseckim uczestniczył w wyprawie na Syberię.
Przed trzema laty na quadzie objechał dookoła całą Polskę. Ta wyprawa odbywała się pod hasłem "Granicami bez granic". Labudda w ten sposób chciał udowodnić, że można przekraczać granice własnej ułomności. Na quadzie pokonał 6 200 km.
- Podczas wędrówki trzymałem się jak najbliżej naszych granic - mówi Labudda.

Helanin ruszył najpierw w kierunku Świnoujścia, by tam skręcić na południe.
- W Kotlinie Kłodzkiej przeżyłem bardzo niemiłą przygodę - wspomina Artur Labudda. - Z bocznej drogi wyskoczył nagle samochód. Musiałem gwałtownie skręcić w krzaki, by uniknąć zderzenia.

Niestety, na skutek tego manewru quad uderzył w pniak i nie nadawał się do dalszej drogi.
- Może ktoś inny by się załamał - przyznaje helanin. - Ja uznałem, że muszę jechać dalej.
Skontaktował się więc telefonicznie ze sponsorem, który mu udostępnił drugi pojazd. Jak mówi Artur Labudda, bez tego wsparcia kontynuacja wyprawy byłaby mocno utrudniona.

Kolos za wyczyn roku

Podczas Ogólnopolskiego Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów w marcu 2011 r. otrzymał nagrodę Kolosa w kategorii wyczyn roku.

To wyróżnienie zachęciło Artura do kolejnych wypraw. Długo czekać na siebie nie dał. Już pięć miesięcy później kajakiem przepłynął 1298 km.

- W tej wyprawie uczestniczył mój przyjaciel Robert, bo samodzielny wypad byłby zbyt trudny - zdradza Artur Labudda. - Codziennie trzeba było wyciągać kajak na brzeg. Sam nie dałbym rady

Podróżnicy wystartowali spod tamy w Solinie. Sanem dotarli do Wisły, którą płynęli aż do Bydgoszczy. Tam skręcili w Kanał Bydgoski, którym dotarli do Warty. Potem płynęli do Odry, u ujścia której był cel ich podróży.

Podczas całego rejsu mieli wiele przygód. Pewnego wieczora rozbili obóz na brzegu Wisły. Rano okazało się, że poziom wody znacznie się podniósł, tak że obaj znaleźli się na wyspie. Ich kajak odpłynął w nieznane.

- Pomógł nam przepływający łódką wędkarz - wspomina Artur Labudda. - Gdy usłyszał, jaka przygoda nas spotkała, natychmiast zaoferował zabranie Roberta na pokład łódki. Razem odszukali "uciekiniera", który zatrzymał się w szuwarach dwa kilometry dalej.

W okolicach Bydgoszczy obaj wędrowcy spotkali młodzież uczącą się pływania kajakami. Od jednej z kursantek usłyszeli, że... źle wiosłują.

- Cała pycha przebytych kilometrów z nas opadła - komentuje Robert Pasecki.
Sporym wyzwaniem dla helskich kajakarzy okazał się Zalew Szczeciński. Ten odcinek trasy pokonywali w towarzystwie kutra Straży Granicznej. Jednostka osłaniała maleńki kajak przed uderzeniami fal.

- Byliśmy im bardzo wdzięczni za pomoc - przyznaje Artur Labudda. - Po prostu, czapki z głów!
Asysta pograniczników wzbudziła niemałe zainteresowanie na brzegu i w porcie w Świnoujściu.

Plany planami

Podróżnicy planowali, że ich wyprawa będzie trwała 50 dni. Przygotowując się do przepłynięcia w poprzek Polski, zakładali, że dziennie będą pokonywać po 25 km. Tymczasem na trasie okazało się, że bez problemu przepływali dłuższe dystanse. Rekordowym był jeden z ostatnich dni, gdy pokonali 73 km. - W ten sposób pokazałem innym niepełnosprawnym, że można realizować swoje marzenia mimo kalectwa - komentuje Artur Labudda.

Na celowniku Gobi

Helanin nie potrafi długo usiedzieć w miejscu. Dlatego już przed rokiem zaczął planować kolejną eskapadę. Nie będzie łatwa. - Tym razem ma to być Pustynia Gobi - zdradza Artur Labudda. - Zamierzam wykorzystać wiejące tam silne wiatry.
Podróżnik chce do specjalnego wózka zamontować latawiec stosowany w kitesurfingu. I w ten sposób pokonywać piaski pustyni z jej zachodniego brzegu na wschodnie krańce.

Pierwotnie wyprawa miała odbyć się już w tym roku. Ale na przeszkodzie w realizacji planów stanęła druga pasja Artura, jaką jest zamiłowanie do starych kolei.

- W Muzeum Obrony Wybrzeża zostałem kustoszem wystawy poświęconej historii dróg żelaznych na Półwyspie Helskim - mówi Labudda. - Nie wszyscy wiedzą, że pierwszą linię kolejową ułożono pod koniec XIX wieku. Łączyła ona Hel z Jastarnią i była wykorzystywana podczas prac związanych z zalesianiem Półwyspu Helskiego.

Historia kolejnictwa na mierzei helskiej zostanie przedstawiona na specjalnej ekspozycji, która do maja ma powstać w jednym z bunkrów, którymi zarządza Muzeum Obrony Wybrzeża.

- Będzie tam można dotrzeć naszą kolejką wąskotorową - zapewnia Artur Labudda. - Stacja początkowa znajduje się przy bunkrze nr 2, czyli głównej siedzibie MOW. Pociąg pójdzie istniejącym torowiskiem do bunkra nr 3.

Tam zwiedzających czekać będzie przesiadka do drugiego pociągu, którym dojadą do kolejnego bunkra. To właśnie tam zlokalizowana będzie kolejowa wystawa. - Na jej przygotowanie muszę poświęcić sporo czasu - mówi helanin. - Zależy mi na tym, by zwiedzający dokładnie poznali historię kolejnictwa na Półwyspie Helskim.

Artur Labudda podkreśla, że najpierw betonowe pomieszczenia trzeba dokładnie posprzątać. Dopiero potem zacznie instalować całą ekspozycję.

- W bunkrze są cztery pomieszczenia - wylicza kustosz. - Jedno z nich będzie pełniło rolę muzealnego magazynu. Mam już pomysł, jak zagospodarować dwie sale. Muszę jeszcze przemyśleć, w jaki sposób wykorzystać jeszcze jedno pomieszczenie.

Koleje albo pustynia

Organizacja wystawy wymusiła na Labuddzie korektę planów. Wyprawa przez pustynię została odsunięta na rok.
- Mam nadzieję, że zrealizuję ją w przyszłym sezonie - mówi Labudda. - Lepiej coś zrobić dobrze, niż ruszyć w podróż, nie będąc odpowiednio przygotowanym.

Labudda mimo, że sam jest niepełnosprawny, to zachęca jeszcze innych do aktywnego stylu życia. Jeszcze w styczniu zamierza wyruszyć w rejs po morzu Śródziemnym jachtem Kapitan Borchardt.

- Rejs organizuje Pomorska Fundacja Sportu i Turystyki Osób Niepełnosprawnych Kaja - informuje Artur Labudda. - Jej podstawowym celem jest aktywizacja osób, które mają problemy z poruszaniem się. Wielu inwalidów przyznaje, że gdyby nie Kaja, to siedzieliby w domu przykuci do wózka.

Wraz z Arturem na wyprawę wybiorą się jeszcze dwie osoby niepełnosprawne. Taki rejs jest znakomitym sposobem, aby odzyskać wiarę w swoje możliwości. - Wystarczy tylko chcieć! - przekonuje Artur Labudda.

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki