Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niejasności wokół Port Service. Gdzie są tony skażonej ziemi z budowy ECS?

Łukasz Kłos
Czy tysiące ton ziemi skażonej substancjami ropopochodnymi były utylizowane w Port Service jedynie "na papierze"? I gdzie trafiły tony gruntu, skoro - według dokumentacji - instalacje Port Service nie mogłyby jej zutylizować we wskazywanym okresie? Na trop niejasności w sprawie losów ziemi z budowy Europejskiego Centrum Solidarności natrafili gdańscy prokuratorzy oraz inspektorzy środowiskowi.

- Rzeczywiście wpłynęło do nas zawiadomienie z Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska - przyznaje prok. Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. - Okoliczności wskazane przez tę instytucję badane są w ramach śledztwa dot. działalności przedsiębiorstwa Port Service.

Organy ścigania wzięły pod lupę losy ponad 15 tys. ton ziemi z wykopu pod fundamenty ECS. Formalnie zakwalifikowana została jako odpad niebezpieczny - ECS stanął bowiem na postoczniowych gruntach, zaś ziemia wokół mogła być skażona substancjami chemicznymi. W zamówieniu na budowę centrum znalazł się więc zapis obligujący wykonawcę do jej zutylizowania (taka oczyszczona gleba może być później ponownie wykorzystana, np. w budownictwie).

Jak się dowiedzieliśmy, zadanie powierzono pewnej pomorskiej firmie, nazwijmy ją Beton sp. z o.o. (nazwa zmieniona). Przedsiębiorstwo istnieje od 2008 r. i zajmuje się budowlanką oraz transportem. Należy do braci G., jednak obecnie zarząd nad spółką przejął syndyk, a sąd prowadzi postępowanie upadłościowe. Obaj mężczyźni posiadają kilka innych firm o podobnie brzmiących nazwach. Na liście ich biznesów jest też żwirownia w Ełganowie, o której zrobiło się głośno kilka tygodni temu. Według ustaleń reporterów TVN, trafiały do niej żużle i popioły z Port Service, skażone śladowymi ilościami toksycznego HCB (zarząd gdańskiej spalarni zaprzecza, by składował tam odpady powstałe po spaleniu).

Nasi rozmówcy wskazują, że to właśnie w kontekście Ełganowa po raz pierwszy wypłynęły niejasności w sprawie ziemi z placu budowy ECS. Właściciele żwirowni, a za nimi zatrudnieni w ich firmie kierowcy, jak mantrę mieli powtarzać, że nie przywozili żadnych odpadów zawierających HCB, a na wyrobisko sprowadzano jedynie "czystą ziemię z Port Service". Taką też wersję przedstawiali nie tylko badającym sprawę inspektorom środowiskowym, ale też w prokuraturze, która prowadzi śledztwo odnośnie Port Service.

- Dopytywaliśmy ich, co to za ziemia i kiedy była tu sprowadzana. Od słowa do słowa trafiliśmy na umowę między spółką braci G. a Port Service - mówi jeden z pracowników Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska.

Zgodnie ze wspomnianym dokumentem firma Beton miała zagospodarować 15,5 tys. ton ziemi oznaczonej jako skażona substancjami ropopochodnymi. - Interes był klarowny: z placu budowy ECS spółka Beton miała odebrać skażony niebezpiecznymi odpadami grunt, następnie przekazać go do utylizacji w Port Service, a po oczyszczeniu odebrać z Port Service i wykorzystać do własnych celów - wyjaśnia funkcjonariusz zaangażowany w śledztwo.

Taki oczyszczony grunt mógłby posłużyć np. do rekultywacji nieczynnych wyrobisk w żwirowni.
Co ciekawe, w dokumentacji Port Service znajduje się dokument z niezależnego laboratorium, który wskazuje, że ziemi z ECS nie trzeba poddawać kosztownej i czasochłonnej utylizacji, jeśli będzie wykorzystywana do celów przemysłowych. Badania zlecił Port Service tuż po podpisaniu umowy z Betonem. Czy to znaczy, że ktoś zbił kokosy na rzekomym oczyszczaniu ziemi, której oczyszczać nie trzeba było? - To jeden z badanych wątków, ale na razie za wcześnie jest, by wyciągać jakiekolwiek wnioski - słyszymy w prokuraturze.

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Niejasności w sprawie ziemi z ECS jest jednak więcej. Nie zgadzają się podstawowe liczby.
- W papierach jest, że do utylizacji przyjęto partiami łącznie ok. 16 tys. ton. Wystarczy jednak przeliczyć tony na kursy, by wyszło że w niektóre dni do zakładu na Westerplatte wykonano nawet 210 kursów dziennie! - nie kryje zaskoczenia jeden z naszych rozmówców, zaangażowany w postępowanie.

To nie wszystko. Zgodnie z pozwoleniem Port Service może przetworzyć w tzw. stacji utylizacji gruntów i osadów 5 tys. ton odpadów rocznie. Tymczasem z prostych szacunków wynika, że w ciągu kilkunastu miesięcy przetworzył ok. 16 tys. ton!
- Mało tego, mimo tak znacznej masy, nikt w zakładzie nie był nam w stanie jednoznacznie wskazać, gdzie była składowana ta ziemia - dodaje pracownik WIOŚ. - A trzeba pamiętać, że zanim ją wywieziono, do Port Service już spływały tonami odpady z Ukrainy. Te zawierające głośny ostatnio HCB.

To właśnie od ujawnienia nieprawidłowości przy utylizacji ukraińskiej ziemi zanieczyszczonej heksachlorobenzenem (HCB) rozpoczęło się śledztwo gdańskiej Prokuratury Okręgowej. Śledczy badają wątki związane z działalnością firmy za czasów, gdy kierował nią były prezes Krzysztof Pusz.

Dostali ISO mimo kłopotów

Kiedy nowy prezes Port Service walczy o usunięcie nieprawidłowości, na które pozwalał jego poprzednik, na jaw wychodzą kolejne niejasne aspekty działalności tego przedsiębiorstwa. Co więcej, firmie grozi teraz utrata prestiżowego certyfikatu ISO 9001:2008 przyznanego przez kancelarię o międzynarodowej renomie.

Certyfikat wystawiła firma Bureau Veritas, kancelaria z 200-letnim doświadczeniem, obecna na sześciu kontynentach. Jak czytamy na jej stronie internetowej, specjalizuje się ona w "usługach zarządzania jakością, bezpieczeństwem, ochroną środowiska". Co ciekawe, jak wynika z naszych ustaleń, certyfikat dla Port Service przyznany został stosunkowo niedawno, bo 23 kwietnia 2012 r. - na 3 tygodnie przed ujawnieniem przez media skandalicznego sposobu przechowywania i utylizacji odpadów zawierających śmiertelnie trujący HCB (heksachlorobenzen) oraz blisko trzy miesiące po nałożeniu pierwszych kar w 2012 r. przez Wojewódzką Inspekcję Ochrony Środowiska! Jak się dowiedzieliśmy, audytorzy zakończyli prześwietlanie Port Service w marcu 2012 r. Jak to możliwe, że przeoczyli worki zalegające wbrew przepisom niemal na każdym metrze zakładu? Z oświadczenia prezesa BV dowiadujemy się, że audytorzy koncentrowali się na czym innym. Zdaniem Witolda Dżugana, sprawdzano wówczas "systemy zarządzania jakością", a nie "ocenę oddziaływań środowiskowych". Twierdzi, że przyglądano się "procesom świadczenia usług", a audytorzy nie byli informowani o "wynikach postępowań" WIOŚ.
Zastrzegł jednak, że firma "przeprowadzi dodatkowe działania wyjaśniające".

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki