Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie żyje aktorka Zofia Czerwińska. Miała 85 lat

Ryszarda Wojciechowska
Nie żyje aktorka Zofia Czerwińska
Nie żyje aktorka Zofia Czerwińska archiwum PP
Nie żyje aktorka Zofia Czerwińska, aktorka znana m.in. z seriali "Alternatywy 4" i "Czterdziestolatek". Debiutowała na scenie w 1957 roku. Występowała na deskach m.in. Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, Teatru Wybrzeże w Gdańsku, Teatru im. Jaracza w Olsztynie i Teatrze Syrena w Warszawie.

Informację o śmierci Zofii Czerwińskiej podali dziennikarz Mariusz Szczygieł i Andrzej Golimont.

Na hasło Zofia Czerwińska odzew był prosty - polskie seriale. W jednym z wielu wywiadów dla "Dziennika Bałtyckiego" aktorka mówiła: - Proszę pani, aktor gra, żeby nie zwariować, że nie gra. To po pierwsze. Po drugie - żeby mieć z czego żyć. A po trzecie - bo to po prostu lubi. A Zofia Czerwińska lubiła swój zawód. Kochała scenę, ale jeszcze bardziej właśnie seriale.

W tej samej rozmowie tłumaczyła: - Myślę, że po mnie zostaną "Alternatywy 4", "Czterdziestolatek" i "Daleko od szosy". Jak się tak dobrze rozejrzeć, to ja w świadomości ludzkiej istnieję, tak naprawdę, dzięki trzem zdaniom. Pierwsze to: "Może herbatki panie inżynierze" z "Czterdziestolatka, drugie: " Jak ktoś całe życie mieszkał w mieście, to się za Chiny do wiochy nie przyzwyczai" ("Alternatywy 4"). I wreszcie trzeci tekst: "Prawe oczko misia Rysia, lewe oczko misia Rysia z filmu "Miś".

Znane było jej fantastyczne poczucie humoru i dystans do siebie. Na pytanie, czy czegoś jej w życiu żal, odpowiadała: - Na szczęście jestem dalekowidzem i coraz częściej patrzę przez okno, niż w lustro. Moje dalekowidztwo jest podstawą mojego dobrego humoru.

Aktorka w młodości przez trzy lata grała w gdańskim Teatrze Wybrzeże. Wspominała, że to były piękne lata, kiedy kierownikiem artystycznym był Zygmunt Huebner, a w teatrze grali Zbyszek Cybulski i Bobek Kobiela. To były najlepsze czasy tego teatru - mówiła - ze spektaklami "Kapelusz pełen deszczu" czy "Smak miodu".

Przez wiele lat przyjeżdżała do Gdyni na Festiwal Filmów Fabularnych. Zazwyczaj ze swoim psem Dżekiem, który podobnie jak jego pani, miał status celebryty. Zofia Czerwińska opowiadała, że nawet na Promenadzie w Międzyzdrojach razem odciskali - ona rękę, a Dżek łapę.- Żartowała, że to jedyny przypadek odciśniętej psiej łapy w jakiejkolwiek alei gwiazd.

Przed pięcioma laty, kiedy się spotkałyśmy, mówiła: - Ja przecież mam 80 lat, kochana. Ale jestem z tego dumna. Bo 80 lat jest w tej chwili... światowej sławy. Jestem z rocznika Krzysztofa Pendereckiego i Romana Polańskiego...

Odeszła do nas w wieku 85 lat. Ale zostanie na zawsze na ekranie.

ZOBACZ TAKŻE:

Przeczytajcie rozmowę z aktorką z 2007 roku

Z aktorką Zofią Czerwińską, o fenomenie seriali, rozmawia Ryszarda Wojciechowska

Na hasło Zofia Czerwińska odzew jest prosty – polskie seriale.

– Proszę pani, aktor gra, żeby nie zwariować, że nie gra. To po pierwsze. Po drugie – żeby mieć z czego żyć. A po trzecie – bo to po prostu lubi. A ja lubię polskie seriale nie dlatego, że w nich występuję. One są naprawdę bardzo dobre. Jeśli chcielibyśmy porównać polskie i brazylijskie, na przykład, to tak jakby porównywać niebo i ziemię. My przecież mamy wspaniałych aktorów, którzy grają w serialach. Chociaż niewypały zdarzały się czasami...

Te dawne seriale z pani udziałem, są świetne, jeśli mogę wejść w słowo...

– Rozumiem aluzję, bo mnie trudno wejść w słowo (śmieje się). Myślę, że po mnie zostaną „Alternatywy 4”, „Czterdziestolatek” i „Daleko od szosy”.

A który z nich darzy pani największym sentymentem?

– Oczywiście „Czterdziestolatka” – swój pierwszy serial. Dziewiczy, prawda? I mimo że to była mała rólka, bo przecież moja bohaterka niewiele mówi poza tym, „Czy może herbatkę, panie inżynierze”, ale jakoś się zapisała w pamięci ludzi. Jestem dumna z tego. Bo przecież człowiek ma prawo być z siebie dumny. Nie musi być ciągle w cieniu i ciągle skromny. Jeśli uda się pani sernik, to się nim pani chwali. Więc ja „Czterdziestolatka” wspominam ze łzą w oku.

Ostatnie lata to też ciąg serialowych rólek w pani życiu.

– Przewinęłam się niemal przez każdy polski serial. Choćby tylko epizodycznie. Byłam przecież w „Miodowych latach” i „Rodzinie zastępczej”, występowałam w „Szpitalu na perypetiach”. W „Plebanii” pojawiam się jako listonoszka raz na jakiś czas. W tej chwili można mnie oglądać w serialu „Codzienna 2 mieszkania 3”, który zajął czwarte miejsce w plebiscycie najpopularniejszych seriali na Festiwalu Dobrego Humoru. I życie na Codzienej lubię niezwykle. Bo jest to inteligentni i robiony z wdziękiem serial.

Jest też „Dylematu 5” z pani udziałem czyli kontynuacja serialu „Alternatywy 4”.

– Niestety, ten serial niespecjalnie się udał. Mimo że scenariusz jest znakomity.

Stanisława Barei nie da się „powtórzyć”.

– Nie da się. Nie ma tego ducha i nastroju. Ale powiem szczerze, że gdybyśmy nakręcili to z innym reżyserem, byłoby inaczej. Lepiej. Bo scenariusz jest naprawdę bardzo dobry. Napisano 13 odcinków, które się doskonale rozwijają. Te pierwsze trzy, które już pokazano w telewizji, nie zaspokoiły pragnień telewidzów, którzy chcieliby, żeby to były te same „Alternatywy”. Ale po 25 latach tej samej żony się na pewno nie spotka. I dlatego dobrze byłoby, gdyby te kolejne dziesięć odcinków pozwolono nakręcić innemu reżyserowi.

Jak przed laty wyglądała popularność? Bo przecież inaczej, niż teraz.

– Proszę nie zapominać, że w latach siedemdziesiątych było dużo mniej telewizorów. I tylko dwa programy. Ludzie nie mieli takiego oczopląsu jak dziś, że tu serial, tam serial. I gubią się w tym, kto w czym gra.

Wtedy jak emitowano serial, ulice pustoszały...

– Przy jednym telewizorze zasiadała gromadka sąsiadów i razem oglądali.

Ale ten szczyt popularności rozpoczął się dla pani od „Czterdziestolatka”.

– Ja szczytu popularności nigdy nie miałam. Jestem po prostu rozpoznawalna. I to raczej jako twarz i postać serialowa. Jeśli zaś chodzi o nazwisko, to ono znane stało się dopiero niedawno. Jak mawiała Hania Bielicka: przypadła mi w udziale późna kariera.

Lepiej późno niż wcale.

– Ależ oczywiście. Nad grobem się kiwam, a jeszcze przyjmuję role i gram (śmieje się). Ja się z tego cieszę. Ale to by inaczej smakowało w młodości.

Czyli, czegoś żal?

– Żal, że nie wcześniej. Na szczęście jestem dalekowidzem i coraz częściej patrzę przez okno, niż w lustro. A dlaczego mówię o swoim dalekowidztwie? Bo będąc dalekowidzem kobieta może wychodzić z domu zadowolona. Bo nie widzi w lustrze tego, co naprawdę może zobaczyć. Moje dalekowidztwo jest podstawą mojego dobrego humoru.

To dobrze być dalekowidzem. Ale chciałabym zapytać o lewe oczko misia Rysia, prawe oczko misia Rysia...

– A teraz Irusia ucałuje (śmieje się). No to też epizodzik z „Misia”.

Ale perełeczka.

– Bo był materialik. Jeszcze wtedy rzucałam cyckami po ekranie. To też miało swoje znaczenie. Nie zagrałam w „Rysiu”. Ale to zupełnie inna broszka. I nawet nie wiem, czy bym chciała. Bo te wszystkie dalsze ciągi nie zawsze się udają. Przecież historia się zmienia i płata nam figle. Gdyby stała w miejscu, można by kręcić dalszy ciąg.

Ale pani, mimo upływu lat, gra.

– Dużego upływu lat. Ale powiem szczerze, ja tego bardzo pilnuję. Ja się staram. Ja zabiegam. Nie mam żadnego agenta, ale mam przyjaciółek, które są wpływowe i ja się im przypominam. Nie wstydzę się tego. Bo, kochanie, jest wiele aktorek w moim wieku i, co tu dużo mówić, o wiele lepszych i nie grają. Jak się człowiek jakoś przypomni, uśmiechnie, to ten drugi idzie w cień. Nie chcę rzucać cienia na nikogo, ale uczciwie dbam o swoje sprawy.

W castingach pani nie bierze udziału.

– Nie. Albo mnie biorą, albo nie.

Nawiązując do tego przypominania się, wykazała się pani odwagą, przyjmując zaproszenie do programu Kuby Wojewódzkiego. Wiele osób odmawia. A pani odważnie chwyciła byka za rogi.

– Rogów on nie ma, bo takim znowu bykiem to on nie jest. Natomiast powiem szczerze, że ja jestem znana jeszcze z jednej rzeczy – z poczucia humoru na swój temat. A jeżeli człowiek ma poczucie humoru na swój temat, to mu dużo wolno. Bo jak siebie najpierw załatwi, to potem inni znoszą to, że i ich. Byłam ciekawa jak się te nasze...

Osobowości.

– ... osobowości zetrą. Dziękuję, że pani tego słowa użyła, bo ja raczej mam osobowość. Nie tylko aktorską ale też taką codzienną. Trochę się chwalę za dużo.

Nie szkodzi, takie czasy. I warto. Ale chciałabym zapytać o pani psa.

– On tu siedzi (pokazuje).

Ale pani powiedziała, że to pies aktorski i on wie, że pani jest aktorką.

– On się zaczął prawdopodobnie orientować wtedy, kiedy zaczął bywać ze mną w różnych programach. Byliśmy razem u Wojewódzkiego. I pocałował go nawet. Spytałam, czy się nie brzydzi.

Oczywiście, czy pies się nie brzydzi.

– Pies, co mnie obchodzi czy się Wojewódzki nie brzydzi? Chociaż go lubię i uważam za inteligentnego człowieka. A Dżekuś jest cierpliwy, tak nieprawdopodobnie przyzwyczajony do życia aktorskiego. On potrafi na planie „Codziennej” leżeć przy reżyserze i kamerze. I nie ruszy się. Ale jak mnie nie widzi, to jest gorzej.

Ale fleszy i zdjęć nie lubi.

– To prawda. Zauważyłam jednak, że jest już lepiej. Przyzwyczaja się.

Jest jeszcze kotka Agatka w domu.

– Tak, ale ona się nawet nie daje pogłaskać. Jest odwrotnością Dżeka. Nietowarzyska i antypatyczna, aż trudno to sobie wyobrazić. A mam ją już dziewięć lat.

A jak żyją ze sobą? Jak pies z kotem?

– Oni żyją dobrze. Ona Dżeka leje po pysku, ale się zgadzają. Tylko dla mnie taka jest.

Czy panią dużo rzeczy bawi?

– Nie jest to wywiad o polityce, ale człowiek żyje w sytuacji, za którą nie jest odpowiedzialny, a która go dopada ze wszystkich stron. I czasem tracę humor. Ja sobie mówię, że polityka jest jak prostytutka. Pójdzie z każdym kto zapłaci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki