Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie trzeba wielkich pieniędzy, żeby pomóc osieroconym dzieciom [ROZMOWA]

rozm. Dorota Abramowicz
Materiały prasowe
Z Justyną Ziętek z Funduszu Dzieci Osieroconych, działającego przy Fundacji Hospicyjnej, rozmawia Dorota Abramowicz.

Co się dzieje z dzieckiem, które traci kogoś bliskiego?
Każde przeżywa to inaczej. Niektóre zamykają się w sobie, inne buntują. Zaczynają mieć problemy w szkole albo w kontaktach z rówieśnikami. Nagle, wraz z chorobą i odejściem mamy, taty, brata czy siostry, spada na nie mnóstwo problemów, z którymi nie dają sobie rady. Zwracali na to uwagę pracownicy hospicjów, opiekunowie, pracownicy socjalni. Dlatego przed 7 laty powstał przy Fundacji Hospicyjnej Fundusz Dzieci Osieroconych.

Co Fundusz może ofiarować pogrążonemu w rozpaczy przedszkolakowi lub zbuntowanemu nastolatkowi?

Przede wszystkim wsparcie psychologiczne, ale także pomoc socjalną i edukacyjną. Dzieci otrzymują stypendia, pozwalające na nadrobienie zaległości szkolnych. Korzystają z korepetycji np. z przedmiotów ścisłych albo z języka angielskiego, mogą rozwijać talenty sportowe i artystyczne. Taka pomoc jest potrzebna zwłaszcza wtedy, gdy dziecko mieszka w małej miejscowości.

W rodzinie, w której po długiej chorobie zmarł ojciec, usłyszałam, że największym jej problemem stała się poniżająca bieda.
Przeważnie z naszej pomocy korzystają rodziny o niskim statusie materialnym. Często, gdy odchodzi ojciec, rodzina musi korzystać z zasiłku. Matka, nawet gdy pracuje, nie jest w stanie utrzymać domu z jednej pensji. Choroba wyciąga pieniądze. Hospicjum jest bezpłatne, ale trzeba kupić pampersy, odżywki, witaminy. Chcąc ratować bliskich, ludzie szukają alternatywnych metod, płacą bioenergoterapeutom, osobom oferującym leczenie medycyną naturalną. Znam rodziny, które kiedyś bardzo dobrze funkcjonowały, ale po śmierci jednego z rodziców drugie zostało z dwojgiem, trojgiem dzieci i kredytami. I wtedy jest bardzo ciężko.

Jak im pomagacie?
Kredytów nie możemy spłacać, ale odciążamy budżet rodzinny, fundując dzieciom obiady, szkolne wyprawki.

Ilu macie podopiecznych?

W całej Polsce ok. 700, z tego na Pomorzu - 400. Potrzebujących w całym kraju jest więcej, ale część z nich objęta została pomocą hospicjów w swoich miejscach zamieszkania.

Piąty raz już organizujecie akcję "Uśmiech Dziecka na Dzień Dziecka", podczas której każdy z nas może spełnić jedno marzenie, kupując prezent dla podopiecznego funduszu. Czy wszystkie dzieci dostaną prezenty?
Nie wiemy, czy to się uda. Wybraliśmy 340 najbardziej potrzebujących wśród osieroconych dzieci. I choć po waszej czwartkowej publikacji na temat "Uśmiechu Dziecka na Dzień Dziecka" kolejnych kilkudziesięciu darczyńców zdecydowało się kupić prezenty, to została jeszcze setka dzieci. Zdecydowaliśmy się więc do 22 maja wydłużyć czas zbierania deklaracji od tych, którzy chcą dać trochę radości.

Przyznam, że czytając na waszej stronie www.funduszdzieci.pl listę marzeń dzieci osieroconych, byłam wzruszona jej minimalizmem...
Zauważyła pani, że nie roi się tam od tabletów, laptopów, drogich komórek z ekranami dotykowymi? Rzeczywiście, w porównaniu np. z informacjami o prezentach, jakie kupuje się obecnie dzieciom na pierwszą komunię, są to niewielkie wymagania. Nasze dzieci proszą o wyprawki do szkoły, bilety do kina, buty, dresy, plecaki... I nie muszą to być firmowe rzeczy. Pamiętam dorosłą już dziewczynę z Brzozowa, najstarszą z 12 rodzeństwa, którym po śmierci matki opiekował się ojciec. Najmłodsze z dzieci też było pod opieką hospicjum. I ta dziewczynka poprosiła o środki czystości. Pytałam, czy nie woli np. kosmetyków, ona jednak powiedziała, że środki do utrzymania czystości będą rodzinie bardziej potrzebne. W ubiegłym roku aktorka Olga Borys sprezentowała jej cały zestaw do czyszczenia, a od siebie dodała kosmetyki.

Czy darczyńcy mogą się spotkać z dziećmi?
Staramy się zapewnić dzieciom anonimowość, chociaż zdarza się, że część sprawdzonych przez nas ofiarodawców nadal utrzymuje kontakty z rodzinami i pomaga im. Dzieci zresztą zawsze dziękują za prezenty, piszą listy, wiersze, robią rysunki i laurki dla tych, którzy sprawili im radość.

Pierwsi podopieczni funduszu są już dorośli. Czy ma Pani z nimi kontakt?

Oczywiście, stale się z nimi kontaktuję - piszą do mnie na Facebooku, Naszej Klasie, dostaję maile. Śledzę ich dalsze losy, pytam, czy im się poprawiło. I często okazuje się, że jest lepiej. Te dzieci, które przeszły czas żałoby, są twarde jak skała. Prą do przodu. Część z nich nawet do nas wraca, podejmując pracę wolontariusza w hospicjum. Mówią, że teraz chcą pomagać innym.

[email protected]

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki