Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie stygmatyzujmy dzieci z rodzin zastępczych

Rozmowa z Antonim Szymańskim
Archiwum PP
Z Antonim Szymańskim, zastępcą kuratora okręgowego ds. rodzinnych, członkiem Zespołu ds. Rodziny Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu Polski, rozmawia Dorota Abramowicz.

Jak ocenia Pan atmosferę wokół rodzin zastępczych prawie dwa miesiące od ujawnienia tragedii w Pucku?
Nie najlepiej. Docierają do mnie sygnały od kuratorów pracujących w terenie, że rodziny zastępcze skarżą się na atmosferę dużej podejrzliwości, spotykają się z krzywdzącymi ich uogólnieniami. Podobne informacje napływają również do Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.

Podejrzliwość pojawiła się po szokujących doniesieniach o tragedii dzieci, oddanych pod opiekę - delikatnie mówiąc - niewłaściwym ludziom.
A wie pani, ile dzieci przebywa obecnie w rodzinach zastępczych? Prawie 67 tysięcy! Od lat zajmuję się problematyką rodzicielstwa zastępczego. Przypadek rodziny z Pucka jest pierwszym i jedynym tak drastycznym. Uważam, że trud i poświęcenie ludzi, którzy zdecydowali się stworzyć dom obcym dzieciom, jest trudny do przecenienia. Tymczasem obecny klimat wokół rodzin zastępczych szkodzi zarówno rodzicom, jak i dzieciom.

Będzie mniej kandydatów na rodziców zastępczych?
Obawiam się takiej sytuacji.

Czy to oznacza, że czeka nas powrót dużych domów dziecka?
Domy dziecka nie są alternatywą. Zresztą znane są przypadki, gdy do przemocy dochodziło także w takich placówkach.

Dlaczego obecny klimat wokół rodzin zastępczych grozi dzieciom?
Dzisiaj częściej niż dawniej dzieci z rodzin zastępczych, zwłaszcza uczęszczające do szkół podstawowych, stają się obiektem zainteresowania. Wypytywane są przez rówieśników, ich rodziców i nauczycieli o sytuacje w domach, czasem słuchają niemiłych komentarzy.

Teraz wszyscy uważają, że należy bliżej przyjrzeć się sytuacji w rodzinach zastępczych...
Od przyglądania się są inne instytucje - ośrodki opieki społecznej, wychowawca, pedagog szkolny czy kurator. W szkole te dzieci powinny być traktowane tak jak inne, bez nadmiernej podejrzliwości wobec środowiska, w jakim się wychowują. Ciągłe pytania, czy opieka nad nimi jest dobra, nieustanne sprawdzanie - to wszystko sprawia, że dzieci mogą czuć się stygmatyzowane.

Po tragedii zaczęło się też zaglądanie rodzinom zastępczym do kieszeni. Pojawiają się nawet komentarze, że zarabiają one na dzieciach.
Spójrzmy na to inaczej - czy ktoś wypomina pani, że dostaje pieniądze za pisanie artykułów, albo czy nauczycielowi wypomina się zarobek za naukę i wychowanie uczniów? Prowadzenie np. rodzinnego pogotowia opiekuńczego jest wyjątkowo trudne. Trafiają tam także dzieci chore, z problemami wychowawczymi i z różnymi obciążeniami, z rodzin problemowych. Dlatego epatowanie nagłówkami, informującymi o wcale nie tak dużych zarobkach w rodzinach zastępczych, uważam za działanie szkodliwe. Są już tego negatywne skutki. Znam przypadek rodziny zastępczej, której dzieci zostały pozbawione miejsca w świetlicy szkolnej.

Dlaczego?
Kazano matce odbierać dziecko ze świetlicy, argumentując, że skoro płacą jej za opiekę, to niech to robi sama. W ten sposób dziecko zostało naznaczone, odseparowane od rówieśników.

Czy powinniśmy zapomnieć o tragedii w Pucku?
Nie, ale tragedię niech rozliczają między sobą dorośli. To, co zdarzyło się w Pucku, było wyjątkowe i nie powinno wpływać na opinię o tysiącach dobrych, pełnych poświęcenia rodzin zastępczych. I dzieci, którym należy się spokojny dom.

Możesz wiedzieć więcej! Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki