Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma mocnych na brak łączności

Mateusz Węsierski
Jan Pupka Lipiński, ojciec Huberta, przy siewniku, który zmiażdżył rękę chłopca
Jan Pupka Lipiński, ojciec Huberta, przy siewniku, który zmiażdżył rękę chłopca Mateusz Węsierski
Dyrektor Szpitala Powiatu Bytowskiego na początku tego tygodnia obiecał, że od środy, 1 października będzie działał maszt radiowy przy Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Miastku. Nic z tego. Łączności nadal nie ma, co może doprowadzić do sytuacji takiej, jaka przydarzyła się ośmioletniemu Hubertowi ze wsi Głodowo.

Chłopiec cierpiał godzinami, bo karetka nie mogła się skontaktować z helikopterem, który miał go przetransportować na operację zmiażdżonej ręki.

- Sprawa się przeciąga, bo okazało się, że musimy kupić części warte 12 tysięcy złotych. Taki jest, niestety, koszt naprawy tego masztu - mówi Zbigniew Binczyk, dyrektor Szpitala Powiatu Bytowskiego.

Starosta bytowski najpierw zażądał wyjaśnień od dyrektora, a teraz nakazał w trybie pilnym wykonanie naprawy masztu radiowego. Wszystko po to by nikt już nie musiał przeżywać takiego koszmaru, jakiego doświadczył chłopiec z Głodowa. Po godzinie 15 w ubiegły czwartek wskoczył on na siewnik podczas prac polowych. Ciągnikiem kierował jego ojciec. Dziecko włożyło rękę do siewnika.

Wystarczyła chwila, by chwycił ją najeżony metalowymi kolcami wał. Helikopter medyczny, z powodu braku łączności, błądził nad powiatem. Świadkowie mówią, że był już dwa kilometry od miejsca wypadku, ale zawrócił. Lekarzowi pogotowia kazano jechać do Bytowa. Karetka przez 40 minut wlokła się 30 kilometrów po krętej i dziurawej drodze.

Hubert o godz. 18 był w Gdańsku, ale konieczny był kolejny lot, do Szczecina. Wezwano samolot. Maszyna przyleciała dopiero przed północą. W Polsce jest bowiem tylko jeden samolot ratownictwa medycznego, który może latać w nocy.

- Akurat w tym czasie transportowaliśmy serce do przeszczepu. Stąd opóźnienie - wyjaśnia Robert Gałązkowski, szef Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który musiał się już nawet tłumaczyć minister zdrowia Ewie Kopacz. - Nie ma naszej winy w tej sytuacji. Powiedziałem to pani minister. Wskazałem, że absurdem jest to, że antena przy szpitalu nie działa i że chłopca od razu nie nakazano transportować do Szczecina.

Ostatecznie Hubert o 1.30 w nocy trafił na stół operacyjny Kliniki Chirurgii Ogólnej i Chirurgii Ręki Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie. Rękę udało się uratować, ale na razie nie wiadomo, co będzie z dłonią.

Dyrektor szpitala jest spokojny o funkcjonowanie ratownictwa medycznego w Miastku. - Dopóki nie uda się nam naprawić anteny, to dyspozytorka z Miastka będzie dzwoniła do koleżanki w Bytowie, a ta może korzystać ze sprawnego masztu - mówi Zbigniew Binczyk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki