Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie dziwi mnie popularność "50 twarzy Greya" [ROZMOWA]

Joanna Surażyńska-Bączkowska
Z psycholog Aleksandrą Sarną rozmawia Joanna Surażyńska-Bączkowska

Powieść erotyczna E. L. James, a teraz film "50 twarzy Greya" biją rekordy popularności. Zresztą cała literatura erotyczna bije obecnie rekordy popularności. Z czego wynika ten fenomen?
Sprawa jest właściwie bardzo prosta. Książka "50 twarzy Greya" była przełomem, czymś w rodzaju pornografii dedykowanej kobietom, nie mającej nic wspólnego z pornografią dla mężczyzn. Kobiety potrzebują tego typu literatury, a jeśli chodzi o sferę seksualności, to oferta dla kobiet jest bardzo uboga. Nie ma np. prasy erotycznej dla kobiet. Czasopisma na naszym rynku skierowane są typowo do mężczyzn, są bardzo dosłowne, nie ma w nich miejsca na to, co lubią kobiety, czyli niedopowiedzenia, uwodzenie itp. Dlatego książka "50 twarzy Greya" okazała się dla kobiet doskonałą propozycją. Była zarówno delikatna, ale też na tyle ostra, by czytać ją z wypiekami na twarzy. Nie ma innej oferty, dlatego nie dziwi mnie tak ogromne zainteresowanie. Oczywiście w dzisiejszych czasach już nie szokuje sam romantyzm, uwodzenie, miłość, czyli Harlequiny z ewentualnie jedną sceną łóżkową. Nastąpiła pewnego rodzaju intensyfikacja życia, dlatego powstały ostrzejsze i bardziej rozbudowane książki erotyczne, ale wciąż podobne do Harlequinów.

Czy pani również należy do miłośniczek tej książki?
Oczywiście czytałam, ale jeśli chodzi o literaturę erotyczną, to tylko tę książkę. Nie skusiłam się na inne. Muszę wiedzieć, z czym mam do czynienia, skoro pozycja ta stała się takim fenomenem i wszyscy o niej mówią. Nie zachwyciła mnie ta historia. Można powiedzieć, że jest to dzieło marne literacko. Czytałam, ale bez entuzjazmu. Jednak uważam, że dobrze, że takie książki powstają i są tak popularne. Szczególnie w naszym raczej konserwatywnym kraju, w którym brakuje nawet słów określających seksualność, które są albo medyczne, albo wulgarne. W tej literaturze mówi się o potrzebach kobiet.

Czyli można powiedzieć, że mogą mieć one walor edukacyjny?
W pewnym sensie tak. Kobiecie łatwiej jest podsunąć książkę partnerowi seksualnemu i pokazać, co mi się podoba, czego pragnę.

Jeśli ktoś lubi takie książki, to znaczy, że ma jakieś problemy seksualne?
Powiedziałabym raczej, że ktoś, kto je tak ostentacyjnie zwalcza może mieć jakieś problemy. Zwykle coś, co jest zakazane nas intryguje. Dla wielu takie książki z pogranicza perwersji są fascynujące. Jeśli dla jakiejś pary staną się inspiracją, to tylko trzeba się cieszyć. Tym bardziej że najczęściej żyjemy w długoletnich związkach, nie ma co się oszukiwać - po latach może wkraść się nuda i rutyna. Taka literatura może nas zainspirować, by coś zmienić, poprawić, odkryć na nowo i to jest pozytywne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki