A Kaszuba ze mnie żaden. Urodziłem się w Krakowie i kawał mojego serca do dziś bije dla Podhala, gdzie spędzałem wszystkie wakacje, chłonąc góralszczyznę w autentycznej, niekomercyjnej formie. W Sopocie jestem więc, jak większość, elementem napływowym. Wiem o tym, a gdybym niechcący zapomniał, to wnet będzie mi to wypominane w różnych dyskusjach o kurorcie, kiedy interlokutorom zaczyna brakować argumentów.
[polecane]22442921[/polecane]
Jak taki krakus wchłania kaszubskość? Po pierwsze, nosem. Ma zapach tabaki, tam na południu, które było moim domem, zupełnie nieznanej. Naturalnie, wiedziałem, że tabaka ma z Kaszubami nierozerwalny związek – od czasu do czasu w mediach pojawiały się obrazki tabaczących polityków, szukających wsparcia w regionie podczas kampanii wyborczych.
A w pamięci wciąż jeszcze pozostawał opis tabakiery księdza Robaka, z której generał Dąbrowski (też z Małopolski!), miał osobiście zażywać przyjemności, i to bodaj czterokrotnie. Tak czy inaczej, pierwszy niuch był dla mnie niezapomniany. A ja na długi czas zostałem admiratorem tej używki.
Potem zaczyna się słyszeć. Nie wiem, czy tu nie popełniam jakiegoś lingwistycznego samobójstwa – z góry przepraszam wszystkich specjalistów i purystów, jeśli to, o czym teraz napiszę, nie ma z Kaszubami wiele wspólnego, ale chodzi mi o szyk zdania z charakterystycznym na jego końcu wyrazem „wtedy”. Być może niedoświadczone ucho łatwiej wyłapuje takie niuanse. Są dla niego bardziej wyraziste i głośniej brzmią.
[polecane]21838513[/polecane]
To napiszę o „jo” wtedy. No bo „jo” podbiło moje serce od razu. Był to nie tylko przejaw zwyczajnej fascynacji przybysza, ale również podziw dla pięknego w prostocie brzmienia. I zacząłem tego „jo” nadużywać. Najpierw podczas zakupów na „Zielonym Rynku”, potem w pracy. Neofici są najgorsi, jak mówi powiedzenie.
Wreszcie zacząłem poznawać Kaszuby przez żołądek. To droga piękna, chociaż, jak w przypadku tabaki, dosyć niebezpieczna. Nie chcę tu robić lokowania produktu, ale jest za Gdańskiem kilka miejsc, w których szybko zacząłem doceniać kuchnię regionalną. Żeby jednak nie było zbyt przymilnie, to przyznam, że do dziś nie jestem w stanie zrozumieć połączenia śledzi z ziemniakami jako głównego dania.
O przyrodzie Kaszub nie śmiem napisać nawet jednego zdania, wystarczy poczytać Żeromskiego czy Wańkowicza.
Dyskusja o dotacji już przybrała rytualne formy okładania się partyjnym cepem. Opozycja podbija bębenek, podkreślając – nie do końca w zgodzie z faktami – że to pewnie zemsta za niskie poparcie dla partii rządzącej w regionie. Posłowie rządzącej koalicji nie pozostają dłużni, chcąc nie chcąc, wrzucają Kaszubów do jednego worka decyzji administracyjnych z mniejszością niemiecką, co jest i niesprawiedliwe, i po prostu niemądre.
No, ale cała ta sytuacja, to dla obu stron kolejna okazja do budowania murów. A tej pokusy, w dzisiejszej spolaryzowanej rzeczywistości, jest politykom coraz trudniej uniknąć.
Ale najsmutniejsze jest to, że w temacie dotacji żadnej ze stron partyjnego sporu nie chodzi o Kaszubów, którzy zresztą przez całe wieki udowadniali, że w swoim uporze potrafią zachować język i odrębność. Z dotacjami i bez dotacji. A także wbrew brutalnym i krwawym represjom, których byli ofiarami jeszcze nie tak dawno.
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?