Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nergal: Szatan to wdzięczna metafora

Redakcja
O swojej obecności w plotkarskich mediach, ściąganiu muzyki z sieci, satanizmie, polskości i polityce Piotrowi Weltrowskiemu opowiada Adam "Nergal" Darski

Istniejecie od blisko 20 lat, wydaliście w tym czasie dziewięć płyt, zagraliście tysiące koncertów. Na Zachodzie już od kilku dobrych lat jesteście uznawani z jeden z najlepszych zespołów w swoim gatunku. W Polsce dopiero teraz - w momencie, gdy przez kilka miesięcy twoja twarz nie schodziła z pierwszych stron tabloidów, w związku ze sprawami zupełnie z muzyką niezwiązanymi - zaczyna się dostrzegać, że stanowicie nasz najbardziej rozpoznawalny muzyczny produkt eksportowy. Chyba trochę to smutne?
Lepiej późno niż wcale. Przy czym nie patrzę na to w ten sposób. Z jednej strony, zawsze była w nas chęć, aby mainstreamowe media dostrzegły nas, odnotowały nasz sukces - to chyba naturalne. Z drugiej strony, przyzwyczailiśmy się jednak do tego, że nie jesteśmy w nich obecni. Zaakceptowaliśmy to po prostu jako naturalny stan rzeczy. Teraz jednak sytuacja rzeczywiście się zmieniła, ale myślę, że czynników, które to spowodowały, było wiele. Pojawiła się nowa płyta, zaczęliśmy ją mocno promować, do tego, zupełnie niezależnie, pojawiły się historie związane z moim życiem osobistym, które zwróciły uwagę niektórych mediów na mnie, a, co za tym idzie, także na zespół. Zrobiło się ogromne zamieszanie.

Złośliwi jednak mówią, że to zamieszanie to nie do końca było takie przypadkowe...
Nie mam zamiaru nikomu tłumaczyć się z moich prywatnych życiowych wyborów. Uwaga mediów jest ulotna. Dziś jest, jutro jej nie ma. Stoimy na zupełnie innym fundamencie. Przez lata zdobyliśmy fanów, którzy kupują nasze płyty i przychodzą na nasze koncerty. Jest ich teraz więcej niż kiedykolwiek wcześniej i chcę wierzyć, że dzieje się tak dlatego, że nagraliśmy naprawdę szczerą płytę, z której jesteśmy cholernie dumni. Reszta jest nieistotna.

Faktem jest jednak, że w momencie, gdy rozmawiamy, wasz nowy album - "Evangelion" - znajduje się właśnie trzeci tydzień z rzędu na szczycie listy najlepiej sprzedających się płyt w Polsce. Nie gracie muzyki, którą nuci się przy goleniu. Dla przeciętnego słuchacza brzmi ona jak hałas. Na czym więc polega fenomen Behemoth?
O to trzeba by zapytać jakiegoś socjologa chyba, kogoś, kto zajmuje się analizą kultury. Ja powiem szczerze - nie wiem. Ja tylko wchodzę na scenę i gram. To jest mój cel i na tym się skupiam. Ja nawet nie śmiałbym powiedzieć, że Behemoth jest jakimś szalenie oryginalnym zespołem, wierzę jednak, że w pewnym sensie jesteśmy wyjątkowi.

W jakim?
Chodzi o energię, która emanuje z naszej muzyki. Od dawna nie patrzę już na muzykę pod kątem jakichś szufladek. Liczy się tylko to, że grając ją, czujemy specyficzną moc i to, że, jak widać, jest to uczucie zaraźliwe.
Będę się jednak upierać przy tym, że gracie muzykę niszową. Co powiesz na teorię, że zbawieniem dla takiej właśnie muzyki okazał się internet. W pewnym momencie straciły na znaczeniu miliony inwestowane w promocję, reklamy i zaopatrzenie lokalnych sklepów muzycznych. Dostęp do muzyki, każdej, stał się dziecinnie prosty. Może tak należy też tłumaczyć fenomen waszej popularności?
Wierzę w siłę internetu. Trudno nie wierzyć, gdy nasz profil na portalu myspace odwiedziło cztery i pół miliona osób. Przykładamy więc ogromną wagę do internetu i potrafimy się adaptować do takiej sytuacji. Wielu nie potrafi, stąd te sentymentalne wypowiedzi, że kiedyś to było wspaniale, bo płyty się sprzedawały, a teraz wytwórnie padają, bo ludzie ściągają muzykę z sieci, zamiast ją kupować. Kiedy nasz nowy album wyciekł do internetu, wiele osób mówiło mi, że płyta się nie sprzeda, że będzie tragedia. Ja im powtarzałem, że będzie zupełnie odwrotnie, że sprzedamy jej dwa razy więcej niż naszego poprzedniego krążka. I co się stało? Wylądowaliśmy na 55 miejscu listy Billboardu.

Czyli jednak te mp3 takie złe nie są?
Powiem krótko, jeżeli kogoś nie stać na kupienie tej płyty, niech ją ściągnie z internetu. Zresztą skąd ktoś ma wiedzieć, czy dany album jest dobry czy nie? Ja sam ściągam muzykę z internetu. Ostatnio ściągnąłem np. nową płytę niemieckiego zespołu Katharsis. Posłuchałem. Raz. Dowiedziałem się, że dostanę to, czego oczekuję i od razu ją zamówiłem. I płytę kompaktową i winyl. Cały czas jestem fanem muzyki i wciąż kupuję płyty. Mam ich kilka tysięcy. I jestem spokojny o to, że nasi fani, przynajmniej ci, których na to stać, też będą je kupować. Metal to nie jest muzyka popularna, muzyka tła. To muzyka, którą się celebruje. Żeby ta celebracja była pełna, trzeba mieć w rękach pełen produkt. Płyta to fetysz. Wolę jednak, aby ktoś ściągnął nasz album z internetu i słuchał go, bo uważa, że jest świetny, niż aby ktoś kupił go i postawił na półce, bo uzna, że jest gówniany.

Użyłeś określenia "pełen produkt". Trudno nie zauważyć, iż przykładacie ogromną wagę nie tylko do samej muzyki, ale i do jej opakowania, do wizerunku zespołu. Sesje zdjęciowe, teledyski, sceniczne makijaże - po co to wszystko?

Odczuwamy taką potrzebę. Po prostu. Sam jestem fanem zespołów, takich jak np. Kiss, które dostarczają nam pełen pakiet, pewną całość. Muzyka, teksty, nasz wygląd, nasze zdjęcia i teledyski - chcemy, aby wszystko było to spójne, aby jedno wynikało z drugiego. Oczywiście, jesteśmy w pewien sposób aktorami, ale uważam, że każdy aktor, tak naprawdę, gra samego siebie. Przyjmujemy pewne role, co nie oznacza, że nie kryje się za tym głęboka i prawdziwa treść.
Otwieram książeczkę waszego nowego albumu i patrzę na cytaty - Sartre, Proust, Genet... Nie wygląda to na podręczny księgozbiór metalowca...
Nie ograniczamy się, inspiracje czerpiemy praktycznie ze wszystkiego, co nas otacza, z całej ogólnie pojętej kultury. Nie siadamy i nie ustalamy, że będziemy inspirować się tylko jakąś wąską grupą twórców, którzy reprezentują określoną ideologię. Nie znasz dnia ani godziny, kiedy coś uruchomi w twojej głowie proces twórczy. To nie musi być wielka sztuka, może to być zupełny banał. Jedziesz samochodem, słuchasz radia, leci w nim jakaś słaba piosenka. Naprawdę słaba. W pewnym momencie jednak słyszysz wers, który zupełnie przypadkowo odnosi się do czegoś w twoim życiu. Zapisujesz sobie ten wers, wiedząc, że go ukradniesz, sparafrazujesz, stworzysz na tej bazie coś nowego, swojego. Tak to wygląda. Chcemy czerpać ze wszystkich owoców kultury.

Takim "owocem kultury" jest Tadeusz Miciński? Skąd pomysł, aby nagrać numer do jego wiersza? Odkopałeś licealne podręczniki?
Żebyś wiedział. Nie wiem, czy dziś tak jest, ale jak ja miałem te kilkanaście lat, to w liceum uczono o Micińskim. Pamiętam, że jego poezja zaintrygowała mnie do tego stopnia, że po lekcjach podszedłem do swojej polonistki i zapytałem się, czy będziemy omawiać ją w szerszym zakresie. Spojrzała na mnie z poważną miną i zapytała: "Adam, czy ty jesteś satanistą?". W ten sposób dowiedziałem się, że warto wchodzić w ten biznes i wszedłem (śmiech).

No właśnie. Do tej pory nie możesz uciec przed pytaniem swojej polonistki. Co drugi dziennikarz pyta, czy jesteś satanistą, a ty zawsze wijesz się jak piskorz, starając się nie powiedzieć ani tak, ani nie. Podkreślasz jednak, że stoicie za swoim przekazem. Zapytam więc inaczej. Jaki jest ów przekaz?
Wolna, niczym nieskrępowana, niezależna myśl. Wolnomyślicielstwo - wartość, którą uznajemy za ponadczasową. Stosujemy różne metafory, zawsze jednak staramy się sprzedać to samo. Nieważne, czy sięgamy po mitologię, historię, religię, zawsze mówimy o jednym. O suwerenności, autonomii i niezależności każdej jednostki. O tym, że nie ma Boga prócz człowieka. Oczywiście stoi to w opozycji do wszelkich form autorytarnej, zinstytucjonalizowanej religii, które ja osobiście uważam za prowadzące do zniewolenia. Patrzeć na to trzeba jednak szerzej. Nie chodzi tylko o religię, chodzi o każdy aspekt naszego życia. Chodzi o to, że każdy człowiek jest inny i jest to zupełnie oczywiste. Krótko mówiąc, chodzi o wolność. W dwóch słowach: non serviam.

To właśnie, o ile pamiętam, miał według Miltona powiedzieć jeden taki brodaty osobnik z rogami, rzucając posadę w Raju...
Ten osobnik to bardzo wdzięczna postać literacka. Metafora. Jedna z wielu, ale ludzie zawsze akurat ją chcą dostrzegać. Być może dlatego zresztą tak przy niej obstajemy. Na tej samej zasadzie, jak pewien człowiek, który napisał kiedyś, że dla głupców jego kolorem jest czerń [chodzi o słowa znanego angielskiego okultysty, Aleistera Crowleya, - przyp. red.]. Jak ktoś nie potrafi patrzeć, to niech i nas widzi w tej czerni. Czemu nie. (śmiech)
Zostawmy religię. Jesteś Polakiem, tu się urodziłeś i spędziłeś tu większość życia, jednak, szczególnie w wypowiedziach dla zachodnich mediów, zdarza Ci się przedstawiać swoją ojczyznę jako zwykły zaścianek.
Mam bardzo ambiwalentny stosunek do tego kraju. Tu są moje korzenie, tu jest moja rodzina, moi przyjaciele. Miejsce, z którego pochodzę, ukształtowało mnie. To jest paradoks - prawdopodobnie byśmy nie siedzieli tu i nie rozmawiali w ogóle, gdybym urodził się gdzie indziej. W tym kraju nic nie dostałem na tacy. O wiele rzeczy musiałem walczyć, wiele, mówiąc dosadnie, wkurwiało mnie i nadal wkurwia. Od zawsze rozmijałem się z tradycją, w której zostałem wychowany. Pojawiał się opór, a opór rodzi siłę. To dzięki temu jestem dziś w tym miejscu, w którym jestem. W pewnym momencie zacząłem coraz częściej wyjeżdżać za granicę, poznawać inne kultury, inne sposoby patrzenia na świat. Zacząłem widzieć nasze narodowe zacietrzewienie, krótkowzroczność, ksenofobię. Niby od 20 lat jesteśmy wolnym krajem, mamy piękne galerie handlowe, samochody, markowe ciuchy, zarabiamy więcej, ale myśl zupełnie za tym rozwojem nie nadąża. Gotujemy się w ciasnym garnku naszych kompleksów i uprzedzeń, i nie potrafimy z niego wyjść.

Dwa lata temu, w jednym z wywiadów, stwierdziłeś, że "Polska widziana z oddali ma twarz Dody i braci Kaczyńskich"...
(śmiech)

O Dodę pytać nie będę, ale co Ci się w twarzach braci Kaczyńskich nie podoba?
To są takie typowo polskie twarze. Pozbawione uśmiechu. Nie dostrzegam w nich szczerości i... zresztą nie będę dalej mówić, bo nie lubię ganiać po sądowych salach. Krótka piłka - wiem, że jako naród mamy ogromny potencjał, ale go nie rozwijamy.

Interesujesz się polityką?
Staram się wiedzieć, co dzieje się na świecie, co dzieje się w Polsce, ale chciałbym jednak pozostać apolityczny w tym, co robię.

Jednak polityka wchodzi wam czasem w drogę. Były poseł - Ryszard Nowak, znany tropiciel sekt, najpierw zawiadomił prokuraturę, iż podczas jednego z koncertów uraziliście jego uczucia religijne, później z kolei Ty wytoczyłeś mu przed sądem proces w związku z faktem, iż nazwał Cię przestępcą...
I wygrałem ten proces. Mam nadzieję, że zakończy to całą tę farsę. Gramy koncerty na całym świecie, czy jesteśmy w USA czy w Rosji, zawsze dajemy publiczności to samo. Ten sam show, ta sama muzyka i ten sam przekaz. Nigdzie jednak, poza Polską, nie spotkałem się z żadnymi próbami cenzurowania tego, co robimy. Nie ukrywam, że owe próby działają na nas jak płachta na byka.
Chcesz powiedzieć, że przy okazji trasy po Polsce, w którą właśnie wyruszacie, dostarczycie panu Nowakowi kolejnych argumentów do kontynuacji krucjaty?
Liczyłem, że zainteresuje się naszym ostatnim klipem, ale na razie jest cisza. Jestem rozczarowany. Może rzeczywiście dopiero nasze wrześniowo-październikowe koncerty coś w tej kwestii zmienią. (śmiech)

Zbyt często w Polsce nie grywacie.
Nie jesteśmy skazani na polski rynek. Chcemy dawać jakość, a w tym celu trzeba ją odpowiednio dawkować. Ludzie muszą być głodni naszej muzyki. Ostatnią trasę po Polsce mieliśmy dwa lata temu, myślę, że właśnie nadszedł idealny moment, aby wyruszyć w kolejną.

Ostatni koncert tej trasy odbędzie się tu, w Gdańsku, w Twoim rodzinnym mieście. Nie występowaliście tu praktycznie przez dziesięć ostatnich lat. Ten koncert będzie miał dla Ciebie jakieś szczególne znaczenie?
Powiem tak, gramy w Parlamencie, wydaje mi się, że to najlepsze miejsce w Trójmieście na tego typu imprezy, klub na europejskim poziomie. I to tak naprawdę się liczy, bo chciałbym się zaprezentować naszej publiczności w naprawdę dobrych warunkach. A o tym, że ostatni koncert gramy w Gdańsku, zadecydowały nie sentymenty, a względy logistyczne. Po prostu chcę po wszystkim przyjechać do domu i wyspać się we własnym łóżku. (śmiech)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki