- O tym, że trafiłem na listę, dowiedziałem się w środę - mówi 21-letni pan Adam, działacz partii Zieloni 2004. - Myślę, że stało się tak dlatego, że nasza partia kładzie bardzo duży nacisk na sprawy mniejszości - ocenia. - Pytanie, czy ze względu na tego typu sytuacje powinniśmy wycofać się z naszej działalności? Wydaje mi się, że nie. Ja się tym nie przejmuję - zaznacza.
Czytaj także: Neonaziści są aktywni na Pomorzu. Na celowniku poseł i nieletni
We wrześniu pisaliśmy, że na pomorski Redwatch trafił poseł Robert Biedroń oraz czwórka młodych mieszkańców Gdyni i Słupska, w tym co najmniej jedna osoba nieletnia. Jak się dowiedzieliśmy, gdyńska policja ani prokuratura nie prowadzą dochodzenia w tej sprawie. Od lat w witrynie figurują także nazwiska 20 mieszkańców Pomorza, m.in. pisarza Pawła Huellego.
- W sprawie Redwatch byłem kilkakrotnie przesłuchiwany - mówi Biedroń. - To absurd i oburzający, skandaliczny przykład nieudolności polskiego wymiaru sprawiedliwości - skarży się poseł.
Autorzy strony nie tylko umieszczają na niej wrażliwe informacje - jak adresy, numery telefonów i zdjęcia, opatrują opisy obraźliwymi komentarzami ("szmata", "lewicowy śmieć"), sugerują też zamiar użycia przemocy wobec osób umieszczonych na liście, pisząc np. "niegroźny w starciu bezpośrednim". Wiadomo o co najmniej jednym przypadku użycia przemocy wobec osoby z listy - obiektem ataku nożem stał się 22-latek ze Śląska, dochodziło także do prób zastraszania.
Na liście "wrogów" neonaziści umieszczają działaczy lewicowych, homoseksualistów, imigrantów, ale też... licealistów, którzy uprzątnęli zabytkowy żydowski cmentarz.
Czytaj także: Redwatch aktywny w Trójmieście
Sprawa witryny po raz pierwszy trafiła do prokuratury wkrótce po tym, jak Redwatch pojawił się w sieci - w 2006 r. Wtedy udało się ją na krótko usunąć z internetu. Niebawem wróciła, niezmieniona - tym razem umieszczona na amerykańskim serwerze. Do dziś twórcy odwołują się do pierwszej poprawki do amerykańskiej konstytucji, mówiącej o wolności słowa, a Stany Zjednoczone, do których wystąpiło w tej sprawie polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, odmówiły interwencji.
Także w 2006 roku ruszyło śledztwo w tej sprawie. Trwało trzy lata, funkcjonariusze kolejno przesłuchiwali wszystkie znajdujące się na liście osoby - w tym 515 sygnatariuszy protestu przeciw zakazowi Marszu Równości w Poznaniu z listopada 2005 roku. W 2009 roku aresztowano trzech redaktorów serwisu, których rok później wrocławski sąd skazał na 13-18 miesięcy więzienia za "publiczne nawoływanie do przemocy".
Dwa lata później Redwatch, który nie zniknął z sieci, wznowił działalność i na liście zaczęły pojawiać się kolejne nazwiska - trafiło tam ponad 20 osób z całego kraju, m.in. posłowie Killion Munyama i Anna Grodzka, ale też studenci i maturzyści.
Czytaj także: "Munyama i Grodzka wrogami rasy". Wszczęto dochodzenie ws. publikacji na stronie redwatch
Komenda Główna Policji w Warszawie tłumaczy, że strona jest pod stałym monitoringiem funkcjonariuszy. Stronę pod lupą ma też Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Funkcjonariusze przyznają jednak, że nie potrafią sprawić, by witryna zniknęła z sieci.
Na początku listopada ub. roku wniosek przeciwko autorom witryny do Prokuratury Generalnej złożył Sojusz Lewicy Demokratycznej. Na liście Redwatch zamieszczone zostały dane jednego z wrocławskich działaczy partii.
- Sami nie prowadzimy spraw, więc także ta konkretna musiała zostać przekazana do odpowiedniej prokuratury rejonowej - komentuje Mateusz Martyniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Generalnej.
To niejedyne trwające obecnie śledztwo w sprawie Redwatch. Stołeczna policja pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Warszawie prowadzi dochodzenie w sprawie nawoływania do nienawiści rasowej i propagowania faszyzmu przez autorów witryny. Równocześnie wiele lokalnych komend prowadzi dochodzenia w sprawie witryny.
Chwalił zabójstwo policjanta i nawoływał do kolejnych mordów na Naszej-klasie
- W środę na komisariacie we Wrzeszczu złożono zawiadomienie w tej sprawie. Funkcjonariusze rozpoczęli postępowanie, zbierają informacje, wszystkie trafią do prokuratury - zapewnia pytana o Redwatch podkom. Magdalena Michalewska z KMP w Gdańsku.
- Autorzy tej strony oficjalnie grożą urzędującemu posłowi, więc co mają czuć przeciętni Polacy, którzy znajdą się na liście? - pyta retorycznie pan Adam.
- Istnienie takich stron internetowych to bardzo niebezpieczna sytuacja, nie może być tak, że tolerujemy nawoływanie do przemocy - wtóruje mu Robert Biedroń.
Na razie nie wiadomo, czy i kiedy sprawą znów aktywnego Redwatch zajmie się sąd.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?