Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nauczyciele: Mamy już dość. Protestujemy, bo chcemy lepszej szkoły

Agnieszka Kamińska
Trzy nauczycielki, Wanda Kowalska, Wioleta Kasiewicz i Ewa Ceroń-Szmaglińska, opowiadają o swojej pracy i o tym, dlaczego zamierzają strajkować. Jeśli rząd nie dogada się z nauczycielami, strajk w szkołach rozpocznie się 8 kwietnia.

Ukończyłam ekonomię, najpierw mieszkałam w Gdańsku i pracowałam w przemyśle - opowiada Wanda Kowalska. - Przeprowadziłam się na Kociewie i zaczęłam pracę w szkole. Okazało się, że to jest moje powołanie. Ukończyłam studium pedagogiczne, podyplomową informatykę i oligofrenopedagogikę. Nie wspomnę o licznych kursach. Pracuję również jako egzaminator państwowy. Uczę matematyki, jestem nauczycielem wspomagającym uczniów o specjalnych potrzebach. Pomagam im też na innych przedmiotach m.in. na chemii, fizyce. Na przykład chodzę na chemię do ósmej klasy i widzę duże luki w programie nauczania. Dzieci już teraz są niedouczone.

Wioleta Kasiewicz:
Przeszło 20 lat pracuję z uczniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych, jestem wychowawcą klasy dla uczniów ze spektrum autyzmu, prowadzę zajęcia rewalidacyjne. Po maturze wybrałam studia pedagogiczne. Udało mi się podjąć pracę w wymarzonym zawodzie, co wówczas nie było łatwe. Do dziś cały czas się dokształcam, ukończyłam szereg szkoleń, kursów, kilka kierunków studiów podyplomowych, obecnie też studiuję.

Uwielbiam to, co robię, i nigdy nie pomyślałam, żeby z tej pracy zrezygnować, chociaż nie jest ona wynagradzana współmiernie do wkładanego wysiłku.

Ewa Ceroń-Szmaglińska: Od 40 lat jestem nauczycielką w Państwowej Szkole Muzycznej w Starogardzie Gdańskim. Jestem wykształconym muzykiem i uczę gry na skrzypcach. Lekcje mają charakter indywidualny, są realizowane na zasadzie relacji mistrz - uczeń. Są oczywiście też zajęcia grupowe. Ale to, co najważniejsze, wydarza się między nauczycielem a uczniem. I to jest piękne.

Sens

Wanda Kowalska: Pewien chłopiec na lekcji matematyki powiedział, że nigdy nie dostał paczki. I on później, niestety, trafił do poprawczaka. Dowiedziałam się, w której placówce przebywa i wysłałam mu paczkę. Potem dostałam list z podziękowaniem. Chłopak był mi wdzięczny za to, że słuchałam, co mówił na lekcji. Nigdy tego listu nie zapomnę. Płakałam, gdy go czytałam. Innym razem zauważyłam, że uczeń ma na ręku bandaże. Zainteresowałam się, sprawdziłam, co on tam ma. To była rana po charakterystycznym cięciu. Rodzice nie wiedzieli, że chłopak chciał popełnić samobójstwo. Udało się go uratować, wyszedł z depresji. Mam satysfakcję, że przyczyniłam się do tego. Albo inny przykład. Otrzymałam na telefon zdjęcie od chłopaka z lekkim upośledzeniem, który dostał się do zawodówki i teraz uczy się na mechanika. Zdjęcie przedstawiało 200 zł. To były pierwsze pieniądze, które ten chłopak zarobił. Kiedyś była też pewna niewidoma dziewczynka, która chodziła do normalnej klasy. Jej rodzice nie bardzo radzili sobie z jej niepełno-sprawnością, trzymali ją pod kloszem. Dziewczynka nie potrafiła nawet chodzić z laską, a to podstawa dla osób niewidomych. Zajęłam się dziewczynką i ona ukończyła szkołę w Laskach. A potem filologię angielską. Powiem więcej, nie boję się chodzić wieczorami na spacery, bo mnie wszyscy znają. Każdy bandzior w mieście powie: „o, idzie Kowalska, ją trzeba zostawić”. To prawda, lepiej dogaduję się z uczniami z problemami. Ci z tzw. dobrych domów poradzą sobie, a ci z problemami - nie. Jestem przed emeryturą i mi się ciągle chce pracować. Nie wiem, co to jest to całe wypalenie zawodowe!

Wioleta Kasiewicz: Cieszą mnie drobne sukcesy uczniów - kiedy np. gdy dziecko, które nie posługuje się mową werbalną, nauczy się czytać.

Ewa Ceroń-Szmaglińska: Praca daje mi radość, szczególnie wtedy, gdy utalentowany uczeń odnosi sukcesy, np. w konkursach muzycznych. Miałam też uczennicę, która słabo grała i kiepsko ćwiczyła. Nie pozwoliła się wypisać ze szkoły, bo lubiła przychodzić na indywidualne lekcje. I wiele jest takich dzieci. Przychodzą na te lekcje, bo nauczyciel zajmuje się tylko nimi. One odczuwają wielką potrzebę takiej właśnie uwagi.

Awans

Wanda Kowalska: Mam dwoje dorosłych dzieci. Syn jest inżynierem, a córka jest po zarządzaniu i filologii angielskiej, uczy w szkole angielskiego. Syn zarabia w korporacji dwa razy tyle, co córka. Ona w tym roku zrobiła awans na nauczyciela dyplomowanego i dowiedziała się, że więcej już w oświacie nie zarobi.

Ewa Ceroń-Szmaglińska: W karierze nauczyciela są szczeble awansu zawodowego i pierwszym z nich jest nauczyciel stażysta. Kiedyś staż trwał 10 miesięcy, ale pani minister Anna Zalewska zrobiła z niego dwa lata. Proszę mi powiedzieć, gdzie staż trwa dwa lata. Młodzi nauczyciele często są zatrudniani w szkołach na rok. Po roku muszą szukać innej szkoły.

Wioleta Kasiewicz: Awans zawodowy został przedłużony o 5 lat. Teraz, aby zostać nauczycielem dyplomowanym, trzeba przepracować 15 lat, a zarobki nauczycieli dyplomowanych nie osiągają poziomu średniej krajowej. Osoby, które się godzą na pracę w szkole, to altruiści.

Męka
Wanda Kowalska: Pracuję więcej niż 40 godzin tygodniowo. Są dni, że kończę lekcje i idę do domu, nagle dzwoni rodzic i chce porozmawiać, ale dopiero po godzinie 18, bo wtedy kończy pracę. No to biegnę drugi raz do szkoły.

Niektórzy mówią, że nauczyciel ma tyle wolnego, wakacje, ferie… A my przecież podczas ferii też pracujemy, siedzimy w papierach. Te papiery to jest męka. Całą tę pracę, którą wkładam w wypełnianie dokumentów, chciałabym przeznaczyć tylko dla uczniów.

Ewa Ceroń-Szmaglińska: Biurokracja jest niesamowita, wypisujemy stosy dokumentów. Niektórzy nauczyciele muszą prowadzić obserwacje dzieci i potem je opisywać. Pewna nauczycielka mówiła mi, że nie daje rady tego zrobić, gdy prowadzi zajęcia. Może zrobić obserwację i opis kilku dzieci, ale nie całej grupy. Przychodzi wcześniej do pracy i obserwuje dzieci, gdy zajęcia prowadzi ktoś inny.

Wioleta Kasiewicz: Nieprawdą jest, że pracujemy 18 godzin tygodniowo. To jest pensum nauczycieli „tablicowych”, do którego dochodzi szereg innych obowiązków. Z badań wynika, że czas pracy nauczycieli znacznie przekracza 40 godzin tygodniowo.

Mąż

Wanda Kowalska: Najgorzej, gdy nauczyciel ma małżonka, też nauczyciela. To jest wtedy koniec. Znam taki przypadek, oboje zarabiają mało i odejdą im jeszcze dodatki w wysokości 300 zł. Od września będą mieć gołe etaty. To są młodzi ludzie, którzy mają dzieci. I gdzie jest to całe wspieranie rodzin? Koleżanki się śmieją, że mogę sobie pozwolić, żeby być misjonarką i pracować niemal charytatywnie, bo mam męża, który nie pracuje w szkole.

Ewa Ceroń-Szmaglińska: Młody nauczyciel zarabia 1,8 tys. zł na rękę. Jak on ma brać kredyt na mieszkanie i zakładać rodzinę? Nasi nauczyciele szukają dodatkowych możliwości zarabiania w innych szkołach. Ze względu na zarobki ten zawód jest sfeminizowany. To smutna prawda, ale nauczycielki muszą mieć męża, który dołoży się do budżetu rodzinnego, bo inaczej klepią biedę. Statystyki wynagrodzeń, które są podawane od lat, a więc nie robi tego tylko PiS, opierają się na średniej płacy. A przecież średnią podwyższają m.in. trzynastki, odprawy, nagrody.

Nauczyciele nie mają w portfelu tego, co jest w statystykach. Może co najwyżej jeden nauczyciel ma - ten, który akurat tę odprawę albo nagrodę dostał. Ideał byłby taki, żeby nauczyciel zarabiał tyle, żeby nie musiał szukać innych źródeł dochodów.

Wioleta Kasiewicz: Jeśli ktoś jest młodym nauczycielem i nie ma nadgodzin, to trudno mu się utrzymać za te 1,8 tys. zł. Najlepiej, gdyby miał zamożnych rodziców, którzy by go utrzymywali na początku jego kariery zawodowej. Młodzi nauczyciele porównują pensje i widzą, że w dyskoncie zarobią więcej. A do tego mają tam większe szanse na szybszy awans. Obserwujemy też, że różnica między naszymi zarobkami a minimalnym wynagrodzeniem w kraju z roku na rok maleje. Do zawodu powinny przychodzić osoby świetnie wykształcone i z wysokimi kompetencjami. A teraz już jest tak, że ci najlepsi kandydaci nie chcą pracować w szkole. Selekcja negatywna jest jednym z zagrożeń dla jakości nauczania.

Logika

Wanda Kowalska: Za własne pieniądze, bez dofinansowania, kończyłam oligofrenopedagogikę. Dlatego, że mam te kwalifikacje, dyrekcja daje mi dodatkowe zajęcia z dziećmi specjalnej troski. Gdybym uczyła tylko matematyki, a nie była nauczycielem wspomagającym, to zarabiałabym więcej. I gdzie tu jest logika? Pracuję więcej, a mam mniejszą pensję. No przecież to jest chore! Spodziewam się zwolnienia. Dowiem się o tym prawdopodobnie w maju. Rozumiem dyrekcję, która musi zdecydować, czy zwolnić młodą osobę, która zarabia grosze, czy taką Kowalską, która ma męża i sobie poradzi. Nie obrażam się.

Ewa Ceroń-Szmaglińska: Niektórzy nauczyciele skończyli po cztery kierunki studiów i mają nadzieję, że dyrektor ich nie zwolni, bo jeśli nie tego przedmiotu, to zawsze mogą uczyć czegoś innego. W jakim zawodzie tak jest?

Wioleta Kasiewicz: Kolejny rok szkolny może przynieść ograniczenia w zatrudnieniu. Zmniejszy się liczba oddziałów klasowych, a co za tym idzie ubędzie godzin lekcyjnych. Oficjalnych decyzji jeszcze nie ma, bo dyrektorzy dopiero opracowują arkusze organizacyjne na nowy rok szkolny.

Motywowanie

Wanda Kowalska: Chciałabym mieć godną pensję podstawową, bez tych wszystkich dodatków. Teraz istnieje kilkanaście dodatków do pensji i nie jestem pewna, czy wszystkie umiałbym wymienić. Nie chcę, żeby moje wynagrodzenie zależało od polityków, radnych, prezydenta czy kogokolwiek. Nie chcę, żeby było uznaniowe. Ktoś, od kogo ono zależy, może przecież powiedzieć, że Kowalska się stawia i trzeba jej obciąć pensję. Dyrektorzy w naszych szkołach nawet na ten najniższy dodatek motywacyjny nie mają pieniędzy dla wszystkich nauczycieli, muszą przyznawać go rotacyjnie. A poza tym, o czym my tu mówimy? Chodzi o 170 zł. I nauczyciele walczą o te 170 zł. Ktoś, komu ten dodatek się zabiera, jest zrozpaczony, zastanawia się: „a może ja coś źle zrobiłem, coś złego powiedziałem, że dyrektor mi nie dał”. To są marne pieniądze, które tylko skłócają nauczycieli. Chcemy, żeby te nasze pensje były zabezpieczone przez państwo, a nie stawiać sprawy tak, że teraz samorząd ma znaleźć dla nas dodatkowe pieniądze. Samorząd ma szereg innych wydatków.

Wioleta Kasiewicz: Bogatsze samorządy rzeczywiście stać na wypłatę wyższych dodatków za wychowawstwo, funkcyjnych czy motywacyjnych. Nie powinno się obciążać jednostek samorządu terytorialnego pod-wyżkami dla nauczycieli.

Samorządy o mniejszych dochodach własnych już teraz mają problemy, bo subwencja oświatowa nie jest wystarczająca. Nasze pensje powinny być finansowane z budżetu państwa.

Ewa Ceroń-Szmaglińska: Mamy dyrektora, który stara się nagradzać za zaangażowanie. Ale nie o to chodzi. Dodatek motywacyjny powoduje konflikty, bo jego wypłata jest subiektywna. Powoduje frustrację, która z kolei odbija się na jakości nauczania i na dzieciach.

A więc strajk

Wanda Kowalska: Słowa posła Marka Suskiego, że nauczyciele zarabiają prawie tyle, co posłowie, bardzo obraziły nauczycieli. My byśmy chcieli dostać chociaż połowę jego dodatków. Albo te słowa o 500 plus, że nauczyciele mają sobie urodzić dziecko, to dostaną 500 zł. To było bardzo przykre i niestosowne. Ja na przykład kolejnego dziecka już nie urodzę i jak miałam się poczuć, słysząc te słowa? My nie żądamy cudów, chcemy normalności. Chciałabym móc iść do Empiku i tam kupić sobie książkę, jaką chcę, bez patrzenia, ile ona kosztuje.

Nie rozumiem, jak to może być, że dla mnie nie ma pieniędzy na podwyżkę, ale rząd znajduje ogromne pieniądze i rozdaje je przed wyborami innym grupom zawodowym. Czy ja nie jestem wyborcą? Ktoś, kto nie dba o wychowanie własnych dzieci, nie dba o naród. Nie chciałabym strajkować, prosić państwo o coś, co jest rzeczą oczywistą. Ale chyba już innej rady nie ma, już mamy dość.

Wioleta Kasiewicz: Nastroje wśród pracowników oświaty są złe. W Starogardzie Gd. zarząd oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego właśnie zakończył kolejny etap sporu zbiorowego. W referendum strajkowym wzięli udział pracownicy większości placówek oświatowych. We wszystkich tych placówkach pracownicy opowiedzieli się za strajkiem.

Ewa Ceroń-Szmaglińska: My walczymy o lepsze zarobki, ale też o zniesienie niekorzystnych zmian w oświacie. Protestujemy, bo zależy nam na uczniach. Tracę już nadzieję na porozumienie z rządem. W szkołach powiatu starogardzkiego, w których działa Solidarność, większość nauczycieli zamierza przystąpić do strajku. Referenda strajkowe należy przeprowadzić w placówkach do 25 marca i dopiero po tym terminie będziemy wiedzieć, w ilu szkołach i przedszkolach zaplanowany zostanie 8 kwietnia strajk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki