Kłopot w tym, że - jakkolwiek logicznie by nie brzmiała ta sentencja - przewrotna natura ludzka powoduje, że to, co w domu mamy za darmo, na ogół nie smakuje tak samo, jak to, za co płacimy na mieście.
Powyższa konstatacja nasunęła mi się w związku z wydaniem najnowszej płyty zespołu U2. Na razie album dostępny jest (bezpłatnie) jedynie dla klientów iTunes Store. Jest ich na świecie około pół miliarda, co czyni z "Songs of Innocence" płytę o największym nakładzie w dziejach. Kto jednak nie korzysta z iTunesa, ten musi na nowe dźwięki Bono i spółki poczekać do 13 października. I oczywiście normalnie za nie zapłacić.
Niby nic w tym dziwnego. W czasach malejącego popytu na płyty, artyści robią, co mogą, by ich muzyka poszła pod strzechy. Tom Petty dołączył płytę jako bonus do biletów na koncerty. Prince wkładkował swój CD do gazety. Eagles nowy album z premierowymi piosenkami dystrybuowali nie w sklepach płytowych, ale przez sieć supermarketów. Sponsora dla swojego ubiegłorocznego wydawnictwa, w postaci koncernu Samsung, znalazł Jay Z.
Bardziej zaskakujące było to, jak wielu użytkowników iTunes uznało darmowy album za spam i oprotestowało ten niechciany muzyczny podarunek. Ostatecznie firma Apple poczuła się w obowiązku dostarczenia specjalnej aplikacji do kasowania płyty U2! A pomyśleć, że jeszcze 10 lat temu muzycznym światem wstrząsnęła wieść o tym, że zagrożone zostało wydanie płyty "How to Dismantle an Atomic Bomb", bo ktoś ukradł gitarzyście U2 płytkę z nagraniami demo.
Nie, nie, to, co można dostać "w domu za darmo", mało kogo interesuje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?