Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza szopa. Strachy na Lachy

Dariusz Szreter
Wśród osób nastawionych - delikatnie mówiąc - sceptycznie wobec nowej władzy (a na Pomorzu jest ich większość) dają się zauważyć dwa dominujące typy reakcji: panika bądź podjęcie kibicowskiej śpiewki „Polacy, nic się nie stało”.

Obie postawy wydają mi się nierozsądne. Histeria zdrowiu i urodzie szkodzi, a poza tym nie niesie w sobie nic pozytywnego. Natomiast próby zaklinania rzeczywistości, choć mają walor terapeutyczny, też do niczego dobrego nie prowadzą. Naiwnością jest wiara, że ktoś, kto procedury i obyczaje demokratyczne ma w głębokiej pogardzie, o ile nie służą jego politycznemu interesowi, stanie się demokratą tylko dlatego, że będziemy mu próbowali wmówić, że tak o nim myślimy.

Pośród głosów nawołujących do spokoju w nowej sytuacji natrafiłem jednakże na taki, który wart jest podjęcia dyskusji. Oto Robert Krasowski, niegdyś naczelny „Dziennika”, a także (były) entuzjasta Jarosława Kaczyńskiego, w wywiadzie dla „Kultury Liberalnej” tłumaczy, że państwo pozostaje zupełnie obojętne na zmianę władzy i „idzie sobie spokojnie własnym kursem”. Co więcej - według Krasowskiego - Kaczyński, który jest niezwykle skutecznym liderem partyjnym, jako przywódca państwowy w latach 2005-2007 okazał się wyjątkowo niezdarny i niczego nie potrafił zrobić nawet w sprawie dla niego najważniejszej, czyli wykazaniu istnienia „układu”, który rzekomo rozkładał Polskę i z którym PiS podjęło walkę. A teraz prezes jest w dodatku o 10 lat starszy i coraz wyraźniej traci kontakt z wyzwaniami współczesności. Grozi nam więc nie tyle dyktatura, co raczej bezkrólewie.

Koncepcja interesująca i wymagająca głębszej analizy. Opowieści o „niesterowności” państwa i jego niepodatności na próby wprowadzenia istotnych reform słyszałem kilkakrotnie w prywatnych rozmowach z moim dawnym kolegą, który przez pewien czas był członkiem ekipy Tuska. Traktowałem to jednak jako wykręt usprawiedliwiający ich brak determinacji. Z drugiej strony, okres poprzednich rządów PiS też wzbogacił polszczyznę o nowy termin - „imposybilizm”, czyli niemożność przeprowadzenia głębokich zmian mimo posiadania pełni konstytucyjnej władzy.

Z tezą Krasowskiego jest jak z tą szklanką, która jest jednocześnie w połowie pusta i pełna do połowy. Z jednej strony rozwiewa nadzieje na skuteczną reformę państwa, która jest przecież konieczna, z drugiej uspokaja obawy, że ktoś mógłby to państwo radykalnie popsuć.

Tak czy siak, nie zwalnia to nas z obowiązku dbałości o „bezpieczniki” demokracji: niezawisłe sądownictwo, niezależne media, odrębną od administracji rządowej samorządność na szczeblu lokalnym i aktywność obywatelską w organizacjach pozarządowych. Lekko nie będzie, ale na emigracji, gdzie wybiera się córka Ewy Kopacz, też nie jest łatwo. A tutaj przynajmniej jesteśmy u siebie. I nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki