Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza szopa. Stacha i karły

Dariusz Szreter
Okrutne fatum prześladujące Stanisławę Przybyszewską - nieślubną córkę pisarza Stanisława Przybyszewskiego i malarki Anieli Pająkówny - nie zostało zapisane w gwiazdach. Lecz gdyby nawet tak było, musiało do tego dojść jedynie wśród jakichś piekielnych karłów gwiezdnych" - pisał w 2009 na łamach "Rejsów" Henryk Tronowicz, przypominając dramatyczne losy pisarki.

Osierocona przez matkę w wieku lat 10, owdowiała zaledwie po dwóch latach małżeństwa, przez resztę swego krótkiego, 34-letniego życia cierpiała nędzę i samotność, zmagając się przy tym z uzależnieniem od morfiny. Dodajmy, co nie bez znaczenia, że lata te spędziła w Wolnym Mieście Gdańsku, o którym mówiła, że jest do niego "przykuta do śmierci". I tak się stało, choć jej grób, podobnie jak cały bezwyznaniowy cmentarz na Chełmie, nie ostał się.

Swój artykuł Henryk Tronowicz kończył smutnym spostrzeżeniem, że tablica przy ulicy Augustyńskiego, która miała upamiętniać postać Przybyszewskiej, jest tak zaniedbana, iż stała się całkowicie nieczytelna. Było jednak jeszcze jedno miejsce, przypominające o jej dziele i związkach z miastem - dom kultury na Morenie im. Stanisławy Przybyszewskiej. Było, ale nie jest, bowiem placówka ta po gruntownym remoncie zyskała właśnie nowego patrona - Jana Pawła II. Wygrał w internetowym głosowaniu, pokonując Jacka Kaczmarskiego i Leonarda da Vinci.

Czemu wyeliminowano Przybyszewską? Może klepiąca przez całe życie biedę pisarka nie pasowała do tych odświeżonych wnętrz? A może nie podobała się komuś z innych zupełnie powodów? Nie wiem i nawet nie chce mi się w to wnikać. Klamka zapadła. W Polsce Anno Domini 2015 takiej zmiany nikt nie odważy się cofnąć.

Nie żebym żałował zmarłemu papieżowi tego honoru. Liczba instytucji, ulic, placów i Bóg wie czego jeszcze obrandowanych marką JP2 jest trudna do ogarnięcia i jeden obiekt więcej naprawdę nie robi różnicy. Żal mi Przybyszewskiej. Nie była może sztandarową postacią polskiej literatury, ale miała, tu w Gdańsku, wielki moment pośmiertnego artystycznego tryumfu, gdy w 1981 Andrzej Wajda wystawił "Sprawę Dantona" z Bistą i Michalskim w rolach głównych.

Pamiętam szczelnie wypełnione wnętrze Wielkiego Młyna, zamienionego na tę okazję w teatr prawie elżbietański. Pamiętam aplauz publiczności na zakończenie i kłaniających się Robespierre'a i Dantona, ze znaczkami Solidarności wpiętymi w białe jakobińskie koszule. I marzy mi się, by w Gdańsku znalazło się coś, czemu można by nadać imię Przybyszewskiej. Najlepiej coś prywatnego, żeby żadna urzędniczka nie mogła już tego przechrzcić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki