Najlepszym tego przykładem jest Euro 2016. W żadnym razie nie zawiesza konfliktów, tylko odwraca od nich uwagę. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego w ub. piątek wiadomo było, że ten turniej to taniec na beczce prochu. Dziś nikt zdaje się o tym nie pamiętać. Liczą się fryzury na głowach piłkarzy, krwiaki na ich nogach, ewentualnie botoks w ustach ich partnerek i niehigieniczne tiki niemieckiego trenera.
Tak więc Francję paraliżują strajki, w Orlando dochodzi do najtragiczniejszej strzelaniny w dziejach USA, przez Morze Śródziemne płyną ponoć zakonspirowani terroryści, trzy reprezentacje (Anglia, Walia, Ulster), które przyjechały na Euro jako członkowie Unii Europejskiej, mogą z niego wyjechać jako nieunijne. A my pytamy „Po ile Kapustka?”.
Żeby chociaż jeszcze towarzyszyły temu nie wiadomo jakie atrakcje sportowe. A tu Francja męczy się z Albanią, Portugalia z Islandią, a największy podziw wywołała ekipa Włoch, na którą jeszcze tydzień temu patrzono z politowaniem.
Jestem daleki od kreowania teorii spiskowych, ale dzieje się tu coś głęboko nielogicznego. Nie mówię, że ktoś za tym stoi, może to po prostu natura ludzka i głęboko tkwiące w nas atawizmy. Ten sport rzeczywiście działa jak narkotyk. Obyśmy tylko nie obudzili się z tego „tripu” z ręką w nocniku. Ale spokojnie, za dwa miesiące igrzyska w Rio!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?