Innymi słowy to, czy ktoś jest konserwatystą czy liberałem jest wrodzoną predyspozycją. To, jakie konkretnie geny wchodzą w grę, jeszcze nie wiadomo, ale naukowcy zapewniają, że ich odkrycie to kwestia czasu.
Czy to oznacza, że szkoda czasu, fatygi i pieniędzy na kampanie wyborcze? Może po prostu wystarczy przebadać wszystkich, kiedy już będzie wiadomo dokładnie, jaki to gen robi różnice między socjalistą a korwinistą. A potem wpisać mu go do dokumentów, niczym grupę krwi, i raz na cztery lata sprawdzić, kogo jest więcej. Ale to nie takie proste.
Teoretycznie liczebną przewagę powinni mieć konserwatyści, niechętni antykoncepcji. Dlaczego więc, mimo to, wokół pleni się liberalna zaraza, czujnie wypatrzona przez księdza Oko? To zresztą nie jedyny słaby punkt tej wizji. W końcu wybór partii, którą popieramy, to nie tylko kwestia poglądów, ale także szeregu innych uwarunkowań: emocjonalnych, nawykowych, identyfikacji kulturowej, a czasem wręcz gry interesów.
Swoją drogą, gdyby teoria jednak była prawdziwa, istnieje niebezpieczeństwo, że jacyś liberałowie będą chcieli genetycznie "naprawiać" konserwatystów i vice versa. Niektóre rezultaty mogłyby być zresztą dość zabawne.
Wyobrażają sobie Państwo genetycznie modyfikowanego Leszka Millera, który na antenie pewnej toruńskiej rozgłośni, swoim aksamitnym głosem domaga od rządu więcej pieniędzy na geotermię? Albo Krystynę Pawłowicz wiodącą w genderowy bój zastępy uczestników Parady Równości? Zasadniczo jednak to mało kto chciałby, żeby mu robić w mózgu przeszczepy ideologiczne.
Tak czy inaczej na jałowość naszych ideologicznych sporów warto spojrzeć z dystansu, jaki zapewnia obiektyw mikroskopu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?