Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Naprawdę warto wziąć się w garść

Beata Jajkowska
Świat gdynianki Doroty Kasper w ciągu kilku miesięcy zmienił się nie do poznania
Świat gdynianki Doroty Kasper w ciągu kilku miesięcy zmienił się nie do poznania Tomasz Bołt
No i jednak można! Dzięki nowatorskiemu projektowi Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Gdyni, unijnym dotacjom, zapałowi do pracy i chęci do zmian 79 dzieci nie trafi do domów dziecka, choć były na najlepszej drodze. Dwie osoby dorosłe zaczęły naukę w szkole średniej, siedem ukończyło kurs obsługi kas fiskalnych, jedna szkoli się na kucharza, kolejna kończy kurs księgowości biurowej.

- Byłam w dołku. Bez pracy, wykształcenia, pieniędzy. W wynajmowanej klitce samotnie wychowywałam piątkę dzieci w wieku od 3 do 19 lat - opowiada Dorota Kasper z dzielnicy Działki Leśne. - Zero perspektyw. No może jedna... że odbiorą mi dzieci.

Wystarczyło kilka miesięcy, by świat 35-letniej gdynianki zmienił się nie do poznania. Ukończyła kurs obsługi kas fiskalnych, za kilka dni odbiera prawo jazdy, zaocznie uczy się w liceum. Chce skończyć kurs opieki nad osobami starszymi.

- Moim największym marzeniem jest założenie osiedlowego sklepu spożywczego - mówi Dorota. - Mam wsparcie doradcy zawodowego, który pomoże mi zdobyć fundusze unijne dla początkujących przedsiębiorców. Naprawdę warto wziąć się w garść i pomóc samej sobie.

W połowie tego roku Dorota Kasper razem z grupą 29 gdyńskich rodzin zakwalifikowała się do pierwszego w naszym regionie i jednego z pierwszych w Polsce projektów "Rodzina bliżej siebie". W 2007 r. gdyński MOPS zrobił badania. Wyszło z nich, że 240 rodzin - z blisko dwóch tysięcy - będących pod opieką placówki, zerwało lub ma osłabione więzi z najbliższymi. A to oznacza, że dzieci z takich środowisk wcześniej czy później trafią do domów dziecka.

- Na pierwszy ogień wzięliśmy 30 rodzin, w których sytuacja była najbardziej zapalna i wystartowaliśmy z pilotażową edycją projektu. Trochę z duszą na ramieniu - mówi Katarzyna Łangowska, koordynator. - Kosztowała blisko 430 tys. zł, z czego 380 tys. zł dała Unia Europejska, resztę miasto. - Udało się z 28 rodzinami, dwie są ciągle w punkcie wyjścia. A że na ogół były to rodziny wielodzietne od placówki opiekuńczej udało się uratować 79 dzieci z 84, które braliśmy po uwagę. Troje po wejściu w konflikt z prawem trafiło do poprawczaka, nad resztą pracujemy dalej.

Projekt zakładał powołanie sześciu tzw. asystentów rodzin, z których każdy miał pod opieką tylko pięć rodzin. To dawało nadzieję na większą skuteczność, niż w przypadku pracowników socjalnych, którzy zajmują się 70 rodzinami. Ich głównym zadaniem była pomoc rodzinie i pokierowanie zmianami postaw wszystkich jej członków. Asystent określał wraz z rodziną sposób wyjścia z dramatycznej sytuacji, ustalał z nią słabe i mocne strony, rodzaj i kolejność działań. Motywował na przykład ojca uzależnionego od alkoholu do podjęcia terapii, pomagał w znalezieniu pracy, nakłaniał matkę, by uczęszczała do szkoły dla rodziców, gdzie nauczy się rozwiązywać domowe problemy. Nie dawali ryby, dawali wędkę.
- Szukaliśmy przyczyn trudnej sytuacji, nie leczyliśmy doraźnie skutków - mówi Anna Krawczyk, asystent. - Pięciu rodzinom poświęcam tygodniowo 40 godzin. To dużo. Można pomóc załatwić sprawy urzędowe, m.in. zarejestrować w urzędzie pracy czy wypełnić wniosek o mieszkanie socjalne.

Andrzej najpierw do kieliszka zaglądał okazjonalnie. Spadanie na dno uświadomił mu dopiero fakt, że do domu dziecka zabrano mu syna. - Myślę, że już nigdy się nie napiję - zapewnia. - Stworzono mi nadzieję, zmuszono do myślenia, nie tylko na dziś, ale i na jutro. A syn? Wróci do mnie na święta Bożego Narodzenia.

Beata do programu podchodziła sceptycznie. Z czasem asystentkę rodziny zaczęła traktować nie jak pracownika socjalnego, a jak przyjaciółkę.

- Zaufałam jej - mówi. - Dziś kończę trzeci semestr w liceum dla dorosłych, rozpoczęłam kurs księgowości komputerowej, a co najważniejsze - uwierzyłam, że mogę pójść wyżej.

Ustalenia z rodziną asystent spisywał w indywidualnym kontrakcie . Monitorowane tam były zmiany, korygowany plan pomocy, ustalana wysokość wsparcia materialnego. Ale pomoc nie polegała tylko na wizytach asystenta w domu. Utworzono np. szkołę dla rodziny. Dla małych dzieci zabezpieczoną w tym czasie opiekę, dla starszych zajęcia edukacyjne. Młodzież uczestniczyła w zajęciach, poprzedzonych 10-dniowym obozem integracyjnym na Kaszubach. Dzieci brały udział w pogotowiu lekcyjnym, korepetycji udzielali im wolontariusze.

- Na początku wielu z nas myślało, że program jest po to, by odebrać nam dzieci - mówi Dorota Kasper. - Ja się przekonałam, że jest po to, by uwierzyć we własny potencjał i jednoczyć rodziny.

- W przyszłym roku chcemy poszerzyć projekt o kolejnych 12 rodzin, nie przerywając pomocy obecnym, doszkolić dwóch asystentów rodzin i zorganizować program aktywności dla mieszkańców rejonu ulic Opata Hackiego i Zamenhofa w Chyloni, obszaru najbardziej zagrożonego patologiami - mówi Katarzyna Łangowska.

Kolejna edycja "Rodziny bliżej siebie" rozpoczyna się na początku 2009 r., zabezpieczono na nią 1,2 mln zł, a projekt przewidziany jest do 2013 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki