Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Największe na Pomorzu ognisko koronawirusa jest w Domu Pomocy Społecznej w Parchowie. Potrzebna pomoc: przyłbice i kombinezony

Maria Sowisło
Maria Sowisło
W największym na Pomorzu ognisku koronawirusa w Domu Pomocy Społecznej w Parchowie potrzebne są przyłbice i kombinezony. Zwłaszcza dla tych pracowników, których organizmy oparły się wirusowi. - Powoli będziemy wracać do pracy, więc to co mamy, wystarczy naprawdę na niewiele – mówi jeden z pracowników.

Koronawirus w DPS w Parchowie

W Domu Pomocy Społecznej w Parchowie, na 85 pensjonariuszy oraz personel, aż 63 wyniki na obecność koronawirusa były pozytywne. Ta informacja była nr 1 w sobotę 12 września 2020 r. Cała placówka została poddana kwarantannie. Te osoby, które nie miały styczności z zakażonymi, natychmiast zostały odesłane do domów.

Koronawirus - sprawdź, czy już go miałeś! Oto lista objawów

- Decyzja była z dnia na dzień. Przyszłam do pracy i w niej zostałam przez tydzień. Pierwsze noce wszystkie płakałyśmy. Chciałyśmy wrócić do domów. Nikt nie był w stanie nam powiedzieć ile to potrwa. Jak długo będziemy zamknięci? Wszyscy baliśmy się. Człowiek czuł się taki porzucony, osamotniony

– wspomina jeden z pracowników i zaznacza, że jego wynik na COVID-19 był negatywny. - Wiele nocy modliłam się, żeby tak właśnie było – dodaje.

Dziwna taka grypa

Placówkę prowadzą siostry zakonne ze Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek Samarytanek Krzyża Chrystusowego. Istnieje już od 1958 r. Dwa lata wcześniej rozpoczął się remont i odbudowa zrujnowanego pałacu z XIX wieku, wokół którego rozpościera się mały park. Wszystko na powierzchni 1,14 ha. Po zakończeniu remontu zakład posiadał 55 miejsc dla dziewcząt głębiej upośledzonych umysłowo, w wieku od trzech do 18 lat. Ze względu na trudne warunki lokalowe – w 1978 r. rozpoczęto, a w 1983 r. ukończono rozbudowę budynku, w wyniku czego zwiększono ilość miejsc do 70. Nowo dobudowana część zachowała styl architektoniczny dawnego pałacu. Kolejna rozbudowa miała miejsce w 2000 r. i trwała sześć lat. Obecnie Dom Pomocy Społecznej w Parchowie prowadzony jest przez Zgromadzenie Sióstr Benedyktynek w Parchowie na zlecenie Powiatu Bytowskiego. Przebywają tu tylko kobiety, dzieci i młodzież z niepełnosprawnością intelektualną.

- Teraz wszystkie siostry są chore. Są w swoich celach i nie wychodzą. Siostra dyrektor bardzo czuje się średnio. Do pomocy przyjechały trzy siostry, a na jeszcze jedną czekamy – mówi jeden z pracowników DPS-u i dodaje, że pensjonariusze czują się dobrze.

- To są takie objawy, jakby to była taka dziwna grypa. Na przykład przez dwa dni dziewczyna nie mogła wyjść z łózka, bo była taka słaba. Ciągle kaszlała. Następnego dnia wstawała, była pełna energii, wydawało się, że wraca do zdrowia. Kolejny dzień przynosi pogorszenie – mówi pracownica i zaznacza, że wirus tez dziwnie atakuje. - Najpierw źle się czuł nasz pan od muzyki. Zamiast zostać w domu, przyszedł prowadzić zajęcia. Nawet nie myślał, że to mógł być ten wirus. Prawdopodobnie zaraził się na weselu. Potem źle poczuła się jedna z pracownic. Była na innym weselu, ale teraz to już nikt nie wie czy ona stamtąd to przyniosła czy może zaraziła się od naszego pana od muzyki. Potem to już poszło na prawie wszystkich. Ale na przykład ja nie mam wirusa, panie w kuchni też go nie mają – dodaje pracownica.

Boją się, jak trędowatych

Obecnie w DPS-ie sytuacja wygląda na opanowaną. Placówka jest zamknięta na cztery spusty. Jak zaznaczają pracownicy, wielkim szczęściem jest to, że przy budynkach jest park. Wszystko ogrodzone tak, że żadna osoba postronna nie wejdzie i nikt swobodnie nie wyjdzie.

- Nie jesteśmy zamknięci w czterech ścianach. Wtedy to już byśmy chyba wszyscy dostali w głowę – mówi pracownica i przyznaje, że od czasu ujawnienia w DPS-ie ogniska COVID-19, zdarzają się też zabawne sytuacje. Może nie wyglądały na takie, ale przynajmniej teraz już można się z tego śmiać. - Ktoś ze starostwa przywiózł nam trochę przyłbic. Postawił karton, popchnął w kierunku budynku i uciekł – śmieje się kobieta. Zaznacza, że takie problemu nie ma z dostawcami żywności. - Stawiają przed bramą, a panie z kuchni to wnoszą – wyjaśnia.

Ewakuacja na razie niepotrzebna

Siostry benedyktynki DPS prowadzą na zlecenie powiatu bytowskiego. Dlatego też sytuację monitorują urzędnicy starosty bytowskiego Leszka Waszkiewicza. - Stan wszystkich zarażonych pensjonariuszy jest dobry, mają tylko lekkie objawy. W tej chwili zdrowiu i ich życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo – wyjaśnia Leszek Waszkiewicz. - W tej chwili też jest odpowiednia liczba pracowników, którzy mogą świadczyć opiekę. Stan zdrowia zakażonych sióstr, które tam pracują, pozwala im sprawować opiekę nad tą częścią pensjonariuszy, którzy są zakażeni. Sytuacja jest pod kontrolą – mówił starosta bytowski i dodaje, że sytuacja jest opanowana. - Jeśli będzie zwiększać się liczba osób w kwarantannie, bądź zakażonych wśród personelu i nie będziemy w stanie zapewnić opieki pensjonariuszom, wówczas będziemy musieli myśleć o wprowadzeniu innych rozwiązań. W tej chwili nie ma podstaw do ewakuacji ośrodka - dodał starosta.

Życie toczy się dalej

Za murem DPS-u wszystko wygląda normalnie. Trawa w parku jest przystrzyżona, na ławeczce w głębi terenu siedzą siostry i pensjonariuszki, ktoś rozwiesza pranie… Po drugiej stronie muru mieszkańcy Parchowa wychodzą ze sklepu z zakupami. Niektórzy robią je w maseczkach, inni bez. Naprzeciwko terenu są budynki wielorodzinne. Po ulicy na hulajnodze jeździ chłopiec. Dwaj mężczyźni rozmawiają, że dzisiaj jest już przesadnie gorąco. Termometr zatrzymał się na 29 stopniach Celsjusza. - Cały dzień na kombajnie – żali się jeden z nich. Nikt nie ma maseczki, choć rozmawiają twarzą w twarz.

Sklep jest niemal naprzeciwko zamkniętego DPS-u. A o tym, że jest tu kwarantanna można się dowiedzieć tylko podchodząc do furtki z domofonem i czytając, co jest napisane na kartkach wywieszonych na drzwiach wejściowych. Nikt tego nie robi, choć już chyba wszyscy wiedzą, że w „Caritasie” jest koronawirus. W Caritasie, bo do 1990 roku teren należał do tej właśnie organizacji, która została rozwiązana, a DPS przejęły benedyktynki. W Parchowie jednak wszyscy o placówce mówią właśnie „Caritas”.

- Nikt tam nie chodził, bo i po co? To nas w ogóle nie dotyczy – mówi mężczyzna, którego zagadujemy pod sklepem. Kiedy odchodzi, macha tylko ręką. Zakupy w sklepie robił bez zasłaniania nosa i ust. - To wy napędzacie tę spiralę strachu. Wirus był, jest i będzie. A noszenie maseczek jest niezdrowe – kwituje, kiedy dopytujemy o jego zachowanie.

Pod sklepem życie toczy się normalnie. Ktoś kupił winko i popija w odpowiedniej odległości, a kto inny dołącza z piwem. - Pani jest ta redaktorka? Da pani papierosa co? - prosi ten od winka. Otwieram paczkę, częstuję… Dopytuję dlaczego nie ma maseczki. - Mnie to już nic nie zaszkodzi – rzuca na pożegnanie i życzy miłego dnia.

MASKI FFP2 ORAZ KN95 Z FILTREM, PRZYŁBICE, ŚRODKI DO DEZYNFEKCJI, OKULARY I INNE PRODUKTY PROFILAKTYCZNE PRZECIWKO WIRUSOM I BAKTERIOM >> Sprawdź w naszym sklepie <<

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki