Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najpierw cisza, potem brawa. O filmie "Układ zamknięty" i projekcie filmowym "Smoleńsk"

Ryszarda Wojciechowska
fot. Tomasz Bołt
Z Mirosławem Piepką, współscenarzystą i producentem filmu "Układ zamknięty", rozmawia Ryszarda Wojciechowska

Jeszcze nie było premiery "Układu...", a jest już pierwsza nagroda. To chyba dobry znak.
Dla nas to była bardzo miła niespodzianka. Pewnego dnia odebraliśmy telefon od Pracodawców RP z pytaniem, czy możemy w Warszawie pokazać nasz film kilkunastu osobom w takiej wersji, jaką aktualnie mamy. Film był jedynie zmontowany, bez wyczyszczonego dźwięku, postsynchronów, muzyki, ale zdecydowaliśmy się go pokazać.

Jaka była reakcja po pokazie?
Było tak, jak kiedyś po obejrzeniu naszego "Czarnego czwartku" - najpierw totalna cisza, a potem olbrzymie brawa.

Uzasadnienie tej nagrody zwanej Wektorem brzmi: "Za odwagę w dążeniu do przedstawienia prawdy o problemach, z którymi na co dzień zmagają się przedsiębiorcy w starciu z bezwzględną machiną urzędniczą...".
Mnie się najbardziej podoba druga część uzasadnienia: "...oraz za niezwykły upór, dzięki któremu realizacja filmu stała się możliwa". "Układ..." oparty jest na motywach autentycznych wydarzeń. I przedstawia bezprawne działania przedstawicieli państwa - prokuratury i urzędów skarbowych, którzy poprzez zaplanowane działania niszczą ludzi. Rujnują ich życie zawodowe i prywatne, wtrącają do więzienia.

Nie za dużo będzie jednak w filmie publicystyki?
To ocenią krytycy i widzowie. Z Michałem Pruskim, jako scenarzyści, oraz z reżyserem Ryszardem Bugajskim, a potem z Januszem Gajosem, odtwórcą głównej roli, stawaliśmy na głowie, żeby to był film przede wszystkim artystyczny. Niektóre postaci rozbudowaliśmy, stworzyliśmy im fikcyjne życie rodzinne. I myślę, że jeżeli publicystyka jest obecna w naszym filmie, to w niewielkim stopniu. I widz jej nie zauważy.

Premiera "Układu..." zaplanowana jest na 4 kwietnia w Warszawie.
Wcześniej jednak, 25 marca, odbędzie się prapremiera w Trójmieście.

Czyli w mateczniku.
Ale o to musieliśmy stoczyć małą bitwę z dystrybutorem, który rzadko wyraża zgodę na jakieś przedpremierowe, oficjalne pokazy. Ale ja sobie od czasu "Czarnego czwartku" obiecałem, że każdy film, który będę współtworzyć, musi mieć prapremierę w Trójmieście. Nie chodzi jedynie o względy sentymentalne. Ale chcemy pokazać, że nie tylko w Warszawie potrafią robić filmy. Przecież 80 procent naszej ekipy realizatorskiej i technicznej pochodzi z Trójmiasta. Mamy tu naprawdę świetnych fachowców. No, może poza reżyserami.

"Układ zamknięty" będzie promować piosenka Kazika Staszewskiego i zespołu Kult.
Zwróciliśmy się z pytaniem do Kazika, czy nie podjąłby się napisania piosenki do filmu. Dostarczyliśmy mu płytę z "Układem...". Jeszcze tej samej nocy przysłał wiadomość, że wchodzi w to bez dyskusji. Piosenka już jest. Muzyka utrzymana w Kultowym charakterze. Słowa są mocne, acz wyważone. Teledysk z tą piosenką będzie promować nasz film.

Udowodnił Pan, że można zrobić film bez państwowej dotacji.
Można, ale trzeba się pogodzić z totalnym stresem i z nieustannym czapkowaniem, kolędowaniem. Mamy sponsorów, którzy wyłożyli na nasz film od tysiąca złotych do miliona. Odpadły nam jako sponsorzy wszystkie państwowe firmy. Rozmawialiśmy z prezesami dwóch wielkich przedsiębiorstw i usłyszałem wprost, że scenariusz jest wspaniały, ale: - Gdybym dał pieniądze, mógł- bym być wkrótce odwołany przez radę nadzorczą - mówili. Dodając: - Bo uderzacie tym filmem we władzę, w państwo.

Padały też sugestie, że lepiej tego filmu nie robić?
Pamiętam jedną rozmowę. Były, kiedyś bardzo wysoko postawiony funkcjonariusz państwa, powiedział: - Zastanówcie się państwo, czy warto ten film robić. Śledzę uważnie losy "Układu" i wiem, że jest ważny. Ale proszę, żebyście sprawdzali ...koła w swoich prywatnych autach.

I co Pan na to?
Roześmiałem się. A on: - Wiem, co mówię. Takie rzeczy się zdarzają.

Koła się jakoś trzymały.
Ale przez pierwsze dni od tamtej rozmowy kopałem w nie nogą, żeby sprawdzić, czy są sztywne (śmiech). Potem mi minęło.

"Układ zamknięty", miejmy nadzieję, będzie wiosennym wydarzeniem. Ale też głośno będzie o "Smoleńsku" Antoniego Krauzego. Co myśleć o tym projekcie? Pytam, bo Pan z nim pracował przy "Czarnym czwartku".
W ostatnich miesiącach rozmawiałem z Antkiem kilka razy na temat jego filmu.

Nie dostał Pan od niego propozycji bycia producentem "Smoleńska"?
Nie. Chociaż nie ukrywam, że dla producenta - pewnie wiele osób to zdziwi - ten film może być łakomym kąskiem.

Z jakiego powodu?
Ponieważ może mieć naprawdę olbrzymią frekwencję. I to z dwóch względów. Na "Smoleńsk" pójdą ci, którzy się bezwzględnie podpisują pod absurdalną, moim zdaniem, tezą o zamachu. Ale też pójdą tacy jak ja, których popchnie do kin ciekawość, co też zobaczą na ekranie. A którym się w głowie nie mieści, że to mógłby być zamach.

O czym rozmawialiście podczas waszych spotkań?
Nie mówiłem tego wprost, ale próbowałem w tych naszych rozmowach przemycić między innymi to, że na nakręcenie takiego filmu jest jeszcze za wcześnie. Że można podejść do niego najwcześniej za dwadzieścia lat. Albo jeszcze później. Przecież katastrofa w Gibraltarze do dzisiaj nie jest do końca wyjaśniona. A co dopiero mówić o Smoleńsku. Kiedy spotkaliśmy się wiele miesięcy temu w telewizji, promując "Czarny czwartek", mówiłem: - Antku, nie wypominając ci wieku, ale taki film to ciężka harówa. I wtedy usłyszałem: - Wiesz, Mirku, ale ktoś musi pokazać, dlaczego go zamordowali. On myślał i mówił o prezydencie.

Łakomy kąsek dla producenta, owszem. Ale czy znajdą się sponsorzy?
Ten film nie będzie aż tak kosztowny, jakby się mogło wydawać. Myślę, że jego budżet mógłby się zamknąć w kwocie 7-8 milionów złotych. Zwłaszcza że reżyser chce wkomponować w film część archiwaliów, tak jak to zrobił w "Czarnym czwartku". Słyszałem, że są już bardzo zaawansowane rozmowy z amerykańskimi Polonusami, którzy zamierzają w znacznej części sfinansować ten film. Ostatnio Antek powiedział mi, że na zdjęcia ma już zagwarantowane pieniądze. A to dużo. Ja mam inne obawy. Z przerażeniem myślę, jak ten film może potwornie skłócić nasz naród.

Jeszcze bardziej?
Śmiem twierdzić, że tak. I że konsekwencje mogą być niewyobrażalne. Tego się zwyczajnie jako człowiek boję. Mam dość w naszym kraju różnych walk, podjazdów i nie daj Boże wyjść na ulicę.

A może za dużo się spodziewamy po filmie?

Pewna część społeczeństwa nie będzie do tego podchodzić jak do filmu. Tylko powie: - Spójrzcie, to jest udokumentowane. Wreszcie ktoś pokazał prawdę. Naszą prawdę. Tego się boję. Myślę, że Antek nie dopuszcza do siebie myśli o tych ciemniejszych konsekwencjach jego produkcji. Uważam, że każdy ma prawo zrealizować film w ustalonych przez państwo granicach. Ale co z tego wyjdzie, to tylko Opatrzność wie. Jeżeli istnieje.

Mirosław Piepka z Wektorem, nagrodą Pracodawców RP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki