Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najdłużej pracująca lekarka w Polsce mieszka w Gdyni i leczy pacjentów już siódmą dekadę

Dorota Abramowicz
Jest osobą niezwykle zapracowaną. Wstaje o 6 rano, praca w poradni, wyjazd w charakterze biegłej sądowej do aresztu, potem wernisaż. Doc. Magdalenie Tyszkiewicz nie wypada liczyć lat.

Naprawdę nie mogę napisać, ile Pani ma lat?
- Nie.
- Ale przecież czytelnicy po przeczytaniu tego artykułu mogą to sobie policzyć...
- To niech liczą.

Prezydent Gdyni Wojciech Szczurek nazywa doc. dr hab. Magdalenę Tyszkiewicz "ewenementem w skali kraju, erudytką, znawczynią sztuki, poetką i malarką, od ponad 60 lat aktywną zawodowo i społecznie". Nic dziwnego - doc. Tyszkiewicz jest czynnym lekarzem - dwa razy w tygodniu przyjmuje pacjentów w gdyńskiej poradni, cztery razy w tygodniu w domu. Jest lekarzem sądowym, od 1952 roku biegłym Sądu Okręgowego w Gdańsku. Rozmawiamy najpierw w jej mieszkaniu, a potem w gabinecie poradni psychiatrycznej przy ul. Traugutta w Gdyni. Barwnie opowiada, jak jadąc do Rio de Janeiro na międzynarodowy kongres, z powodu braku jednej pieczątki w paszporcie trafiła do aresztu na lotnisku. - Na 48 godzin - podkreśla, i od razu dodaje, że areszt był całkiem przyjemnym miejscem, z kanapami i darmowym, całkiem niezłym wiktem.

W wydostaniu się z "kicia", bo tak gdyńska lekarka nazywa brazylijskie miejsce odosobnienia, pomógł ostatecznie polski konsulat. A uwolnionej Polce, po wygłoszeniu na kongresie dwóch referatów i zaprezentowaniu przywiezionych z Polski prac plastycznych pacjentów, nadano funkcję wiceprzewodniczącej światowego Towarzystwa Psychopatologii Ekspresji i Arteterapii. Funkcję tę pełni już szóstą kadencję. Nadal zresztą jeździ na międzynarodowe zjazdy naukowe - we wrześniu wróciła z kongresu psychiatrycznego w Madrycie, gdzie wygłosiła referat o ekspresji literackiej w pracach pacjentów psychiatrycznych.

- Dzięki niezwykłej pracowitości zagospodarowała swoje życie ambitnie, interesująco i pożytecznie - twierdzi dr Andrzej Kolejewski, autor książki o Magdalenie Tyszkiewicz.

Magdalena Tyszkiewicz twierdzi, że nie było innego wyjścia - musiała zostać lekarzem.

Wilno, Magdalena ma 5 lat. Ojciec, Marian Tyszkiewicz już "stary", przekroczył pięćdziesiątkę i mocno schorowany na serce. Mama nie daje sobie rady i na małą Madzię spada obowiązek podawania leków.

O dziejach rodziny Tyszkiewiczów można by było napisać osobną książkę. Szlachecki ród, herbu Leliwa, mieszkali na kresach od XIV wieku. - Ojciec 25 lat spędził na wojnach - opowiada córka. - Był w armii Denikina, a w 1920 r. wraz z najstarszym synem , a moim przyrodnim bratem walczyłw bitwie warszawskiej.Z kolei przodkowie ze strony matki, Kazimiery z domu Korwin Milewskiej - jakby tu powiedzieć - namiętnie na Syberię jeździli. Mój dziadek i pradziadek byli zesłańcami syberyjskimi.
Tradycje patriotyczne i niepodległościowe były przez dziesiątki lat kultywowane przez kolejne pokolenia kobiet z rodziny Korwin-Milewskich. Majątek w Łaszczowej, pod Humaniem na Ukrainie, został w 1917 r. spalony przez bolszewickich rewolucjonistów. Rodzina na szczęście została ostrzeżona przez miejscowych chłopów i uciekła w ostatniej chwili. Jedynie dziadek nie przeżył wygnania, zmarł pierwszej nocy po opuszczeniu domu w pobliskim Humaniu.

Jak pisze w swojej nie wydanej jeszcze książce o Magdalenie Tyszkiewicz Andrzej Kolejewski, Kazimiera w 1918 r. znalazła się w Symferopolu na Krymie. Uznana przez czekistów za "kontrrewolucjonistkę" musiała uciekać. Postanowiła przedostać się do odrodzonej Polski. Dnie i noce szła - przez dwa lata (!) pieszo na północny zachód, aż dotarła do granicznej rzeki Zbrucz. Dwa razy zamykano ją w więzieniu, dwa razy udało się jej z niewoli wydostać. Przepływając rzekę o mało nie zginęła, strzelał do niej polski żołnierz. Dopiero, gdy zaczęła krzyczeć, że jest Polką, przerwałogień. Tuż za granicą, w Sarnach mieszkał jej brat, Józef. Kiedy zapytała o brata, podszedł do niej wysoki mężczyzna w mundurze i zaoferował , że pokaże drogę. Tym mężczyną był jej przyszły mąż i ojciec Magdaleny, Marian Tyszkiewicz.

Kiedy kilkanaście lat później, już w Wilnie, Marian Tyszkiewicz zachorował na serce, matka - sama mająca kłopoty ze zdrowiem - uznała, że niespełna sześcioletnia Magdalena potrafi się dobrze nim zająć i w razie potrzeby podać nitroglicerynę.Ojciec nosił lek w kieszonce marynarki. Bezpieczna dawka , którą mógł zażyć chory bez kontroli lekarza, to była jedna, góra dwie krople leku.
- Mama w ramach testu kazała, bym podała ojcu pół kropli nitrogliceryny - wspomina gdyńska lekarka. - Nalałam tyle samo wody szklanki, dodałam do jednej kroplę nitrogliceryny, rozmieszałam i podzieliłam na dwie szklanki, po równo. Zdałam egzamin i od tamtej pory wychodziłam z domu z ojcem na spacer lub do kościoła. Gdy poczuł się źle, dawkowałam mu kropelkę leku na rękę. Zlizywał ją i szliśmy dalej.

Przez cztery lata kolejne mała Magda była opiekunką ojca.Nie miała jeszcze 10 lat, gdy Marian Tyszkiewicz zmarł. Została sama z chorą matką. Kazimiera, mimo protestów córki, postanowiła wyjechać z Wilna do Radomia, gdzie mieszkał jej brat. Ostatecznie osierocona, dwuosobowa rodzina osiadła w Łańcucie.

Rzeczy nielegalne

Czternastoletnia Magdalena w chwili wybuchu wojny była już gimnazjalistką. Działała w harcerstwie. W 1941 r. podjęła nielegalne nauczanie, skończyła też zalegalizowaną przez okupanta Publiczną Szkołę Handlową. Po jej ukończeniu dostała pracę w magistrackim biurze rolnym.

Dozorowane przez miejscowego folksdojcza biuro stało się idealnym punktem kontaktowym. Młodziutka maszynistka, posługująca się biegle językiem niemieckim, miała po prostu słuchać informacji, przynoszonych przez agronomów i innych petentów, a następnie przekazywać je dalej. Dostała pseudonim "Mewa" i jako żołnierz AK do końca wojny uniknęła zdemaskowania. Dopiero w 1996 r. otrzymała za swoją działalność legitymację i krzyż Armii Krajowej.

"Rzeczy nielegalne" robiła także po wojnie. Już w czasie studiów medycznych w Gdańsku pracowała w Klinice Psychiatrycznej, kierowanej przez legendarnego prof. Tadeusza Bilikiewicza, a po uzyskaniu dyplomu w 1952 r. została najmłodszą asystentką kliniki.

- Profesor nie raz pomagał ludziom, ukrywającym się przed nową władzą - wspomina doc. Tyszkiewicz. - Doskonale pamiętam, jak mówił ubekom: Póki człowiek jest u mnie, nie macie do niego żadnego prawa. Tu i teraz ja decyduję o jego leczeniu.

W latach 70. wraz z przyjacielem, prof. Alfredem Rachalskim, wykładowcą Politechniki Gdańskiej Tyszkiewicz jeździła często do Francji, skąd nielegalnie przywozili m.in.przekazywaną przez Jerzego Giedroycia "Kulturę" paryską. Prof. Rachalski, który był już wcześniej obserwowany przez bezpiekę, ostatecznie został zatrzymany na granicy z nielegalną prasą i trafił do aresztu na ul. Kurkową w Gdańsku. Także, jak pisze dr Kolejewski, pewnego dnia i docent Tyszkiewicz, przewożąca pokaźną paczkę "bibuły" została przy wyjściu z lotniska zatrzymana przez celniczkę. Na pytanie, czy nie przewozi paryskiej "Kultury" odpowiedziała twierdząco. Otworzyła torebkę , z której wyciągnęła francuskie kosmetyki ,szminkę, puder.- Kultura to zawartość mojej torebki - oznajmiła. Zaskoczona celniczka zrezygnowała z rewizji.

Po ogłoszeniu stanu wojennego w 1981 r. gdyńska lekarka miała wrażenie, jakby powojenna przeszłość do niej wróciła. Znów profesor Bilikiewicz zalecił, by pacjenci przebywający w zakładach i szpitalach psychiatrycznych byli zwalniani z przesłuchań i rozpraw. I tak szpitale stały się nierzadko jedynym bezpiecznym miejscem dla opozycjonistów. Doc. Tyszkiewicz z pomocą pielęgniarki, Teresy Siwak wystawiała stosowne zaświadczenia, wspomagała rodziny tych, którzy się ukrywali, wystawiała stosowne zaświadczenia.

Wiesława Kwiatkowska, nieżyjąca już dziennikarka "Dziennika Bałtyckiego" opisała w książce "Czas upokorzenia-Kurkowa" sześciogodzinne przesłuchanie doktor Tyszkiewicz przez funkcjonariuszy SB w gdańskim sądzie. Od lekarki zażądano ujawnienia dokumentacji lekarskiej członka rodziny jednej z dysydentek. Mimo ostrzeżenia, że "pani doktor najbliższe 10 lat spędzi w więzieniu" wnuczka Sybiraków nie ugięła się przed groźbami. Zasłoniła się tajemnicą lekarską i zwyczajnie zamilkła. Ostatecznie została zwolniona do domu.

- Z tym grożeniem więzieniem to jakaś przesada - twierdzi dziś pani docent. - Ale rzeczywiście, sześć godzin mnie trzymali.

Bo trafisz do Tyszkiewicz

Dlaczego panienka z dobrego, kresowego domu zdecydowała się zostać lekarzem-psychiatrą?

- Miałam wśród krewnych oraz przyjaciół i znajomych mojej rodziny psychiatrów, m.in. znanego poznańskiego lekarza prof. Ryszarda Alfreda Dreszera, prof. neurologii i psychiatrii Stefana Pieńkowskiego czy dr. Juliana Korwin Milewskiego - mówi doc. Tyszkiewicz. - Nasłuchałam sie opowieści o różnych przypadkach, o tym, jak można pomagać w chorobie.

Mężem jej przyrodniej siostry, Wacławy był także lekarz psychiatra, pułkownik Adolf Malinowski, późniejszy komendant Szpitala Garnizonowego w Gdańsku. Ich syn, Dolcio, był rówieśnikiem Magdaleny i jeszcze przed wojną wraz ze swoją "ciocią" zabierany był do kina, teatru, cukierni, na wspólne zabawy...A Adolf Malinowski uwielbiał opowiadać w towarzystwie historyjki o swojej pracy w szpitalu w Wilnie.

Niektóre opowieści znajomych psychiatrów były śmieszne lub dramatyczne. Jednak doc. Tyszkiewicz mówi - to były inne czasy. Dziś psychiatra traktuje osobę psychicznie chorą z należnym jej szacunkiem.

Prawdziwymi nauczycielami byli dla niej profesor Bilikiewicz i dr med. Zofia Szymańska. To za wsparciem profesora w 1953 r. podjęła pracę w założonej przez dr. Jerzego Dymeckiego gdyńskiej poradni zdrowia psychicznego, którą kierowała od 1955 r. przez kilkadziesiąt lat. I w której do dziś, czyli już 62 rok przyjmuje pacjentów.

Jest jednym z najbardziej rozpoznawanych gdyńskich lekarzy. Przed 21 laty w wywiadzie dla "Dziennika Bałtyckiego", przeprowadzonym przez red. Wiesławę Kwiatkowską na pytanie o popularność odpowiadała ze śmiechem, że w Gdyni krąży powiedzenie"Zachowuj się tak dalej, a trafisz do Tyszkiewicz".

Leczenie sztuką

- Sztuka naprawdę leczy - mówi doc. Tyszkiewicz, która jest jedną z polskich prekursorek dziedziny psychologii - psychopatologii ekspresji i arteterapii, czyli leczenia przez działania kreatywne. Może to być rysunek, malarstwo, rzeźba, drama, utwory literackie. Uczestnictwo ludzi chorych psychicznie w sztuce nie tylko wyzwala w nich kreatywność i pomaga na wyrażenie swoich mysli i uczuć, odreagowanie napięcia i cierpienia, ale także humanizuje odbiorców ich dzieł, którzy w pacjentach psychiatry zaczynają widzieć osoby twórcze.

W wywiadzie dla jednego z amerykańskich czasopism, udzielonym w 1992 r. Magdalena Tyszkiewicz powiedziała, że spontaniczna i niekontrolowana wypowiedź plastyczna niektórych pacjentów stwarza możliwość ujawnienia przeżyć, o których nie zawsze informują lekarza i rodzinę...

Już czwartą dekadę przy Poradni Zdrowia Psychicznego w Gdyni działa Klub Miłosników Sztuki, założony przez doc. Tyszkiewicz przy pomocy profesorów malarstwa i fotografii. Pacjenci biorą udział w plenerach i wernizażach, klub wydał tomiki wierszy "Trwam" oraz "Tworzę, więc jestem". Prace ponad setki artystów ( m.in. autorstwa Feliksa Kołyszko, Ryszarda Stachyry, Mirosława Śledzia czy Krzysztofa Opioły,) wystawiane były w galeriach nie tylko w Polsce, lecz również w Belgii, Niemczech, Francji, Danii, Norwegii , Grecji, Portugalii, Ameryce Północnej i Południowej , Japonii i Australii. Wiele z tych prac , będących często na wysokim, profesjonalnym poziomie osobiście na kolejne kongresy psychiatryczne przywoziła Magdalena Tyszkiewicz.

Sama też jest twórcą. Pisze wiersze, opowiadania ( za wydanyw tym roku tom "Maturalny krzak bzu" dostała pierwszą nagrodę Związku Literatów Polskich), pracuje nad książką "Burzany i Tarantula" o losach swojej rodziny . Maluje, i to bardzo dobrze.Już w 1963 r. na światowej wystawie prac lekarzy- amatorów przyznano jej drugą nagrodę za pejzaż "Impresje paryskie". Tak naprawdę jednak jest przede wszystkim psychiatrą.

- W jednym z artykułów nazwałem ją "Pierwszą damą gdyńskiej psychiatrii" - uśmiecha się doktor Andrzej Kolejewski, chirurg, autor publikacji poświęconych historii gdyńskiej medycyny. - To poliglotka, erudytka, znawczyni sztuki. Lekarz znany na świecie, uczestniczący w międzynarodowych kongresach, autorka kilku książek i ponad 150 opracowań.

Rozmowa z doc. Tyszkiewicz jest pełną anegdot podróżą po Kresach, Trójmieście, światowych stolicach. Sł ucham o japońskim prof. Yoshito Tokuda, który jest tak podobny do gdyńskiej lekarki, że jego współpracownicy długo byli przekonani, iż są rodzeństwem. O syryjskim profesorze , który z ogarnietej wojną ojczyzny przywiózł doktor Magdalenie wiersze współczesnych twórców syryjskich, przetłumaczone z syryjskiego na angielski. O szpitalu w brazylijskiej faweli, gdzie w okresie reemisji pacjent dostaje pod opiekę kota lub psa, celem włączenia go w codzinnne życie. I już wiem, że nie wypada pytać, ile moja rozmówczyni ma lat...

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co włożyć, a czego unikać w koszyku wielkanocnym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Najdłużej pracująca lekarka w Polsce mieszka w Gdyni i leczy pacjentów już siódmą dekadę - Dziennik Bałtycki

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki