Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Nadmuchany kłopot Sopotu". Felieton Wojciech Wężyka

Wojciech Wężyk
"Nadmuchany kłopot Sopotu". Felieton Wojciech Wężyka
"Nadmuchany kłopot Sopotu". Felieton Wojciech Wężyka Archiwum Polska Press
W Sopocie pojawiły się dmuchańce. Tym z Państwa, którzy już dawno odchowali dzieci lub wnuki, wyjaśniam – chodzi o gumowe zjeżdżalnie, które za pomocą sprężonego powietrza zamieniają się w plac zabaw. I właśnie taka pstrokata zabudowa wyrosła na jednej z działek przy plaży, dzieląc opinię publiczną na zwolenników i przeciwników sezonowej nowości.

Obserwowałem dyskusję, w którą włączył się nawet przedstawiciel sopockiego magistratu, z okolic Rabki Zdrój, gdzie spędzałem majówkę. To niewielkie miasto na południu Polski łączy sporo podobieństw z naszym kurortem. Rabka też jest uzdrowiskiem, które co sezon zalewa morze turystów, zamieniając życie autochtonów w kilkutygodniowy koszmar. Stara, piękna zabudowa, z elementami charakterystycznymi dla architektury podhalańskiej, dawno ustąpiła miejsca nowoczesnym pensjonatom. Urok Rabki ulotnił się (na zawsze?) wraz ze świeżym powietrzem, nękanym wyziewami spalin produkowanymi przez samochody przybywające tu z całej Polski.

Jedną z największych atrakcji górskiego kurortu jest lunapark „Rabkoland”, od dekad przyciągający całe rodziny. Pełno w nim wspomnianych dmuchańców i najróżniejszych instalacji dla dzieci. Pamiętam, że był magnesem dla mojej córki i jej kuzynów. Dla tych ostatnich wizyta w „Rabkolandzie” była zawsze obowiązkowym punktem programu – ciągnęli tam nas, dorosłych, niemal siłą. Każdemu, kto wyrósł już z wieku dziecięcego, miejsce to kojarzyło się raczej z koszmarem: hałasem, tandetą i tłumem. Ale czego się nie robi dla uśmiechu dziecka? Zwłaszcza, kiedy jest się z nim na wymarzonym urlopie.

Dzieciom trudno jest tłumaczyć, że to, co kolorowe i pstrokate, nie zawsze jest najfajniejsze. Bo dla nich jest. Chcą się po prostu bawić. Dla większości maluchów oznacza to ruch, wrzask, nieokiełznanie. I taka jest kolej rzeczy. A co oferuje im Sopot? Cóż, mogą sobie pobrodzić w wodzie – o ile akurat nie kwitną glony, zamieniając plażę w śmierdzące bagno. Albo pójść z rodzicami na spacer do lasu. Tyle, że ten ostatni nie jest żadnym „halo” dla kogoś, kto przyjechał z prowincji. A takich gości, dzięki zdolnościom promocyjnym naszej lokalnej władzy, mamy chyba większość. Nie wiem nawet, czy wciąż istnieje wypożyczalnia samochodzików, którymi można było za parę złotych porozbijać się na placyku tuż przy Molo.

Ale powiedzmy sobie szczerze – to z grubsza wszystko. I to pod warunkiem, że dopisuje pogoda.

W mniej słoneczny dzień rodzice mają ograniczone możliwości, a miasto nie potrafi podpowiedzieć niczego ciekawego. Tymczasem urzędnicy wytoczyli przeciwko dmuchańcom poważne działa. Podjęto jakieś proceduralne kroki, wysyłając na plac zabaw straż miejską (podobno dwukrotnie, co wskazuje na powagę sytuacji, bo każdy z sopocian wie, że w sezonie ciężko się doprosić nawet o jednokrotną interwencję mundurowych).

Czytaj także: Przepis na Sopot, czyli jak ugotować mieszkańców. Felieton Wojciecha Wężyka

Słyszę głosy oburzenia. Dmuchańce i kolorowe zjeżdżalnie rzekomo zaburzają feng shui naszego wykwintnego i wysublimowanego kurortu. Tymczasem od wielu lat pod auspicjami jednego z radnych Platformy Sopocian Jacka Karnowskiego, na Stadionie Leśnym organizowana jest impreza pod tytułem „Piknik Rodzinny. Wielkie Sąsiedzkie Grillowanie”. Wśród atrakcji, polecanych przez prezydenta, znajdujemy same hity: trampolinę, dmuchaną zjeżdżalnię, tor przeszkód. W dzień imprezy jest tu głośno, przaśnie i bardzo sympatycznie.

Jest ona po prostu normalna i nienadęta. I pewnie dlatego cieszy się popularnością. Gra muzyka, dzieciaki szaleją, pachnie smażoną kiełbaską. Tak po prostu chcemy spędzać czas. I udawanie, że jest inaczej, to albo nierozumienie potrzeb ludzi, albo silenie się na snobizm.

Myślę, że dmuchańce wzbudziły wściekłość części komentatorów z innej przyczyny: unaoczniły prawdę o tym, w co zamieniono nasze miasto na przestrzeni ostatnich lat. Sopot stał się lunaparkiem. Bo nie chce mi się wierzyć, że ktoś mógłby zazdrościć dzieciakom dobrej zabawy. Albo właścicielowi niezłego pomysłu na zarobek. Ale kto wie, może się mylę?

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki