Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na ścianach zlewni mleka powstał mural - portrety mieszkańców wsi

Grażyna Antoniewicz
Grażyna Antoniewicz
Arkadiusz Andrejkow przy pracy: Wprawdzie zawsze gdzieś tam przemycam parę psiknięć na koniec, ale nie pamiętam, kiedy ostatni raz zrobiłem tak dużą pracę samymi sprayami
Arkadiusz Andrejkow przy pracy: Wprawdzie zawsze gdzieś tam przemycam parę psiknięć na koniec, ale nie pamiętam, kiedy ostatni raz zrobiłem tak dużą pracę samymi sprayami fot. Grzegorz Cwaliński
Kierowcy jadący przez Mokry Dwór zatrzymują się przy budynku starej zlewni mleka i patrzą, jak mężczyzna na rusztowaniu przenosi na ścianę stare fotografie, maluje scenki z dawnego życia tutejszych mieszkańców...

Arkadiusz Andrejkow przyjechał na Żuławy z Podkarpacia na zaproszenie sołtysa Mokrego Dworu. Artysta jest na co dzień mieszkańcem swojego rodzinnego Sanoka. Studia ukończył na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego, gdzie w 2010 uzyskał dyplom w pracowni malarstwa Marka Pokrywki.

Sęki i zmarszczki

- Pomysł przenoszenia starych fotografii na ściany budynków narodził się dosyć późno, bo w 2017 roku - opowiada. - Wtedy to postanowiłem malować na różnych dziwnych powierzchniach, głównie drewnianych, stodołach, starych chatach, szopach. Na początku myślałem, żeby malować duże portrety starszych osób czy zakapiorów bieszczadzkich. Sądziłem, że struktura desek, te sęki będą się fajnie komponowały ze zmarszczkami na twarzy, ale potem stwierdziłem, że może jednak troszkę bardziej się wysilę i w tych miejscowościach, gdzie będę chciał zrobić mural, poszukam starych fotografii. Chciałem, żeby każda realizacja była inspirowana konkretnym zdjęciem, postanowiłem więc malować głównie nieżyjących już mieszkańców miejscowości, w której dany mural ma powstać

.

Pod osłoną nocy

Arkadiusz zaczynał 20 lat temu, malując pod osłoną nocy, jako grafficiarz. Potem przyszedł czas na murale.

- Moje działania szybko zaczęły korespondować z przyrodą, z naturą - opowiada. - Zmęczyło mnie takie malowanie, gdzie trzeba było tę ścianę jakoś przygotować, pomalować na biało, zrobić podkład, poprosić spółdzielnię o kawałek miejsca na murze, przedstawiać projekt. Chciałem robić szybkie prace. Do plecaka spakować tylko najpotrzebniejsze spraye, farby. Zacząłem nad rzeką San, na obrzeżach Sanoka szukać - wtedy jeszcze nie stodół, ale wystających betonów, pustostanów, ścian z ciekawą strukturą, z różnymi strukturami, przebarwieniami, gdzie obraz na starej, zniszczonej ścianie tak naprawdę zaczął malować się już wcześniej niż ja zrobiłem pierwsze pociągnięcie pędzla. Postanowiłem malować tak, jak to robią fotografowie, wykorzystując światło zastane i zacząłem wypatrywać takich miejsc, w których podłoże może być częścią obrazu. W tym czasie te stodoły do mnie cały czas jakoś przemawiały.

Tratwa na Solinie

- Najdziwniejsza realizacja? - zastanawia się artysta. - Być może mieszkalna tratwa we wsi Werlas, na Solinie, gdzie ostatnie lata swojego życia spędził Gieru - perkusista Dżemu (Michał Giercuszkiewicz), który zmarł dwa lata temu. Tam na tratwie namalowałem jego portret. Fajnie to się też zgrało w „Cichy memoriał”, bo była to forma upamiętnienia dokładnie w tym miejscu, gdzie ta osoba już nieżyjąca mieszkała.

- Mam też cykl obrazów, już od dawna to robię, malowanych bezpośrednio na śniegu. To są bardzo dziwne rzeczy, już nie stare fotografie, ale szybkie prace, które chyba powstawały z powodu... jakby takiego głodu malowania w okresie zimowym - wyznaje. - Malowałem na betonach wystających z ziemi, od góry przysypanych czapą śniegu. To moje najbardziej ulotne prace. Sztuka muralu, street artu ma swoją jakąś tam żywotność, choć nie jest to trwałość zawerniksowanego obrazu olejnego. Ale tutaj ta ulotność była taka, że na żywo chyba nikt tego nie widział oprócz mnie. Ale ja to sfotografowałam i gdzieś tam puściłem w sieć.

Ostatnio Arkadiusz Andrejkow malował na studniach wystających z ziemi na polu.

- Tam też robiłem portrety. Cały czas gdzieś poszukuję tych dziwnych miejsc - opowiada.

Znikamy, nie chcemy dłużej przeszkadzać artyście. To pierwszy dzień jego pracy. Rozpoczął o siódmej rano, zamierza malować do wieczora.

„Cichy memoriał”

Jeszcze na studiach artysta wykorzystywał stare fotografie jako inspirację do obrazów na płótnie.

- Na początku były to fotografie mojej rodziny. Później było dużo jakichś przypadkowych starych zdjęć, czasem internetowych. Nie zwracałem uwagi, kogo tak naprawdę maluję. Bardziej fascynował mnie klimat starego zdjęcia i forma tych kompozycji. Murale są bardzo popularną formą sztuki współczesnej. Ale jeśli chodzi o upamiętnienia na tych muralach, to generalnie kojarzą nam się z osobami zasłużonymi, ja jednak skupiam się na małych historiach i cichych bohaterach, którzy tak naprawdę nie są znani. Nie znajdziemy ich w podręcznikach, na pamiątkowych tablicach czy na pomnikach, ale też mogą zasługiwać na jakąś formę upamiętnienia - mówi Andrejkow. - Osoby, które dały się dawno temu sfotografować, nigdy pewnie nie przypuszczały, że będą w takiej formie uwiecznione. Dlatego to jest „Cichy memoriał”, bo dotyczy osób, które nigdy nie były i nigdy nie będą upamiętnione w żadnej innej formie.

Sołtys i zbiórka

Arkadiusz Andrejkow, zanim rozpoczął pracę w Mokrym Dworze, dostał zestaw zdjęć i wybrał z nich fotografie, które nie były za ciemne, a dobre światło pada na postaci czy na zwierzęta. Na ścianie powstała siatka zrobiona ołówkiem. Bez niej ciężko by mu było na rusztowaniu. Ściana jest niska - nie ma odejścia, perspektywy.

Drugiego dnia pracy artysty w Mokrym Dworze przychodzą mieszkańcy, podglądają, zgadują, kto jest na starej fotografii... Przyjeżdżają też ludzie z Trójmiasta.

- Kiedy tylko dowiedziałem się, że pan Arek tu maluje, przyjechałem natychmiast. Kiedy byłem w Polańczyku i zobaczyłem prace pana Arka, zafascynowałem się nimi. Zacząłem jeździć, szukając kolejnych, ale jakoś nie dotarłem do tych stodół, bo pan Arek pięknie na stodołach malował te swoje deskale - wyjaśnia Marek Mikołajczyk z Gdańska.

Wernisaż przy drodze

Pogoda dopisuje, prace postępują szybko, wreszcie, po kilku dniach mural w Mokrym Dworze jest gotowy.

Na uroczystym wernisażu zjawiło się przeszło sto osób. Przybyli, aby zobaczyć, jak dwuletni Wiesio, zanim przesiądzie się na WFM-kę, w towarzystwie cioci Jasi i cioci Kazi uczy się powozić. Piękna klacz o imieniu Baśka wydaje się być z tego powodu zadowolona. Pewnie lubi towarzystwo kobiet i dzieci siedzących na wozie. Pan Szostek prowadzi wielką maciorę, babcia Kościuczukowa doi Krasulę, obok mały Wiesiek, Mirek i Adaś cieszą się, bo po raz pierwszy siedzą na WFM-ce, a pani Janeczka i Elżbieta pracują przy zadrzewianiu pasów śródpolnych, które niezmiennie pozostają charakterystycznym elementem żuławskiej wsi.

To zdjęcie to trochę taki wehikuł czasu, bowiem na wernisażu pojawiła się WFM-ka. Panowie Wiesław i Mirek znów po sześćdziesięciu latach wspólnie usiedli na jednym motorze. Tak jak na muralu inspirowanym starą fotografią z ich dzieciństwa.

- Mieszkańcom Mokrego Dworu tak spodobał się mural na ścianie osłonowej, że postanowili zrobić zrzutkę i zaprosić mnie do pomalowania następnego elementu, który wcześniej nie był planowany, więc ponownie zamelduję się na Żuławach - napisał wieczorem na swoim Facebooku Arkadiusz Andrejkow. - Ten obraz to kompozycja składająca się z archiwalnych fotografii pochodzących z Mokrego Dworu. Pomysłodawcą całej akcji jest sołtys Wiesław Zbroiński, który ściągnął mnie tam z drugiego końca Polski, zapewnił świetną atmosferę i pomoc podczas prac. Teraz wracam już pociągiem na południe, ale ten mural to nie koniec malowania w Mokrym Dworze...

Przegonił mnie deszcz

Kiedy artysta wrócił, znowu wybraliśmy się popatrzeć, jak maluje ostatnią część muralu, na której jest koń z wozem i paniami, które siedzą na wozie, i gdzieś tam sobie jadą.

- Zacząłem wczoraj malować, ale mnie przegonił deszcz, więc musiałem odpuścić. Malowało mi się dosyć przyjemnie, ale to ciężka praca, bo tutaj calutką powierzchnię łącznie z tłem trzeba było pokryć sprayem. W moich pracach jest to dosyć rzadk

ie.

Na budynku zlewni ułożono zieloną blachę osłonową, to na niej powstał mural.

- Przez to, że cała kompozycja składa się z kilku fotografii, trzeba było zrobić wspólne tło. Ostatnimi czasy bardzo mało używam farby w sprayu. Wprawdzie zawsze gdzieś tam przemycam parę psiknięć na koniec, ale nie pamiętam, kiedy ostatni raz zrobiłem - po pierwsze, tak dużą pracę, a po drugie - samymi sprayami, bo jednak przez ostatnie lata moim głównym narzędziem jest pędzel. Tutaj przypomniały mi się stare działania na pograniczu prawa i fajnie, bo od tego się jakby zaczęło całe to moje malowanie - opowiada malarz.

Mieszkańcy Mokrego Dworu są zachwyceni. Gdy turyści nie wiedzą, jak jechać do młyna, mówią: to trzeba skręcić koło tego muralu, bo stał się on tutaj nową atrakcją.

Niektórych ludzi już nie ma, zostali na fotografiach, a ich wizerunki będą jeszcze długo na murze. I to jest piękna historia.

Dziennik Bałtycki TV

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki