Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na czym polega fenomen Ferdynanda Kiepskiego?

Paweł Durkiewicz
"Świat według Kiepskich" opisywał przestrzeń i zdarzenia, które wcześniej w telewizji były marginalizowane
"Świat według Kiepskich" opisywał przestrzeń i zdarzenia, które wcześniej w telewizji były marginalizowane materiały prasowe
To już 14 lat, odkąd "Świat według Kiepskich" na dobre wkroczył do polskiej telewizji, wywołując lawinę kontrowersji i emocji. Jak zmieniał się ten serial i na czym polega fenomen jego długowieczności - zastanawia się Paweł Durkiewicz.

Choć trudno w tej kwestii o oficjalne dane, polsatowski serial, z imponującym dorobkiem ponad 400 odcinków, uchodzi dziś za najdłużej emitowany sitcom nie tylko w Polsce, ale i w skali światowej. Przez ten czas "Kiepscy" mocno odmienili swoje oblicze, co w konsekwencji odwróciło do góry nogami ich widownię. Jak w tej sytuacji odnajdują się twórcy całego przedsięwzięcia, którzy nadal muszą wysłuchiwać przesadnej krytyki?

Niezbadany ląd w telewizji

O Ferdynandzie Kiepskim, jego rodzinie i sąsiadach słyszał w Polsce chyba każdy. Gdy wiosną 1999 roku sitcom pojawił się w ramówce Polsatu, w tzw. mediach opiniotwórczych rozpętała się burza. Krytyków szokowała przede wszystkim formuła, ukazująca bez znieczulenia obyczajowość Polski B metodami prostego humoru na granicy dobrego smaku i niewyparzonego języka bohaterów. Rzeczywistość, w której żyła wrocławska kamienica przy ulicy Ćwiartki, to niezliczone puszki po piwie, słowo "kurde" wypowiadane w każdym zdaniu i toczone w mało kulturalnej atmosferze scysje sąsiedzkie pod wspólną toaletą. Czegoś takiego nasza telewizja jeszcze nie widziała. I chyba nie była na to jeszcze gotowa.

- "Świat według Kiepskich" opisywał te przestrzenie i zdarzenia, które w telewizji były zawsze marginalizowane. Do tej pory wszystkie pokazywane widzom historie rodzinne rozgrywały się gdzieś wśród przedstawicieli klasy średniej i ślizgając się po powierzchni, nie poruszały tych bardziej kontrowersyjnych tematów społecznych - uważa Karol Jachymek, kulturoznawca i filmoznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. - "Kiepscy", tak jak wcześniej ich amerykański pierwowzór, "Świat według Bundych", z pełną brawurą podnieśli wszystkie te przemilczane kwestie, na które nie było miejsca w tradycji telewizyjnej.

Z perspektywy czasu wydaje się, że właśnie pierwszy sezon, wzbudzając niemal wyłącznie skrajne oceny, na dobre ukształtował opinię polskiej widowni o serialu. Siłą najstarszych odcinków były proste gagi, zabawnie przedstawiani bohaterowie i powtarzające się powiedzenia, które szybko weszły do mowy potocznej widzów serialu - jak "W tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem", "Jak nie, jak tak?" czy "Tak dalej być nie będzie". Scenariusze były kompletnie zwariowane i najczęściej nie miały ambicji przemycać głębszych myśli: główny bohater, Ferdynand Kiepski, ubierał czapkę niewidkę, walczył z ożywioną pizzą, a nawet zachodził w ciążę z kosmitą.

- Na formę serialu w dużym stopniu wpływa osobowość reżysera. Przez pierwsze lata tę poetykę tworzył Okił Khamidow, który stosował swoje poczucie humoru i ubierał to w szaty ludowego śmiechowiska. My z moją żoną Kasią pisaliśmy scenariusze "pod niego" - wspomina Aleksander Sobiszewski, pomysłodawca i scenarzysta "Kiepskich". - Okił starał się mityzować Ferdka na bohatera narodowego, który miał być postacią jednoznacznie pozytywną przy wszystkich swoich uroczych wadach. Nic nie robił, popijał piwo, oglądał z synkiem mecze, podkradał rentę teściowej i wszystko było OK, miał być wiecznie wesoły, fajny i kochany przez widzów. Często wypowiadał się nawet w istotnych kwestiach jako taki trybun ludowy.

Inne czasy, inna konwencja

W miarę kolejnych sezonów sitcom zaczął stopniowo się zmieniać. Ferdek, jego rodzina i sąsiedzi coraz częściej musieli mierzyć się z poważnymi problemami. Wymowa niektórych odcinków nie była wcale przesadnie wesoła, a niekiedy zmuszała nawet do gorzkiej refleksji. Serial wyraźnie ewoluował w stronę sarkastycznej i odważnej satyry społecznej. - Stara formuła w końcu się wyczerpała i zaczęło się to robić wtórne i nieprawdziwe. Okił nie chciał zmieniać tej formuły, jednak my stwierdziliśmy, że dalsze robienie serialu "ku pokrzepieniu serc" nie ma sensu. Rozwój postaci i całego serialu był uzależniony od tego, czy dojrzejemy do ukazania konsekwencji postaw Ferdka. Jeśli tworząc serial, chcemy opierać się o prawdę, to postawa bohatera, któremu zdarza się być kanalią, nierobem i pijakiem, musi w końcu zostać jakoś ukarana - tłumaczy Sobiszewski.

- W pewnym momencie wręcz musieliśmy pogłębić psychologicznie nasze postacie i relacje między nimi - wyjaśnia Patrick Yoka, który w 2008 r. przejął od Khamidowa rolę reżysera. - Sytuacje, które wcześniej były proste, slapstickowe, trochę się pokomplikowały i stały się bardziej wysublimowane. Zresztą gdybyśmy tego nie zmienili, serial dawno przestałby istnieć. Tych wszystkich dowcipów i gagów, które mogły się pojawić, starczyłoby pewnie na pierwsze sto kilkadziesiąt odcinków, po czym wyczerpalibyśmy limit. Wprowadziliśmy więc aluzje, odniesienia, próby ukazania głębszych problemów za pomocą podobnej formy.

Przykład? W jednym z najnowszych odcinków ("Pograbek") Ferdek po latach poszukiwań w końcu podejmuje pracę i zostaje grabarzem. Jego nowe zajęcie okazuje się jednak mocno kłopotliwe dla najbliższego otoczenia. W oczach rodziny i sąsiadów główny bohater szybko staje się uosobieniem śmierci, budząc coraz większą grozę kolejnymi ponurymi anegdotami z miejsca zatrudnienia. Okraszona solidną dozą czarnego humoru historyjka w przewrotny sposób ukazuje, jak niechętnie obchodzimy się z tematem tabu, którym stała się w naszych czasach śmierć i przemijanie. Zmiany w koncepcji twórców "Świata według Kiepskich" sprawiły, że przed telewizorami coraz częściej zasiadają nowi widzowie, którym pierwsze odcinki nie przypadły na ogół do gustu. Łaskawszym okiem na serial zaczęli spoglądać też krytycy i medioznawcy, dotychczas widzący w nim oznakę upadku telewizji.

Jest też jednak druga strona medalu. Pierwotna widownia nie akceptuje odnowionego, bardziej zamyślonego oblicza Ferdka. Dużo gorzkich słów pada w stronę Yoki, któremu w internetowych komentarzach zarzuca się nawet, że próbuje robić z "Kiepskich" teatr telewizji.

- Na pewno w nowszych odcinkach nie ma tyle optymizmu, co w początkowych sezonach, ale wynika to z tego, że 14 lat temu realia w naszym kraju były nieco inne. Ludzie zakładali interesy i przez to żyli pod ciągłą presją, z którą często sobie nie radzili. Kiepski stał się ich bohaterem, bo mimo że nic mu się nie udawało, to siedział sobie przed telewizorem, popijał piwo i był zadowolony z życia. Czasy się jednak zmieniły i dalsze sugerowanie, że taka postać mogłaby być szczęśliwa i usatysfakcjonowana, wydało nam się fałszywe. Bohater zaczął więc mieć swoje wątpliwości, jego świat nie jest już taki różowy, jest na garnuszku żony, co go momentami upokarza, picie piwa jest już zwyczajnym alkoholizmem... Na pewno trochę odsuwa to od nas widza, który oczekuje tylko poprawy samopoczucia - przyznaje Yoka.


Odraza w dobrym tonie

Tym, co nie zmieniło się przez 14 lat, jest liczne grono zdeklarowanych przeciwników serialu. Dla tej części telewidzów zmiany w jego formule nie mają wielkiego znaczenia, jako że sitcom był, jest i będzie dla nich humorem prostackim, głupim i pozbawionym wartości. Twórcy "Kiepskich" mają zresztą świadomość, że w niektórych kręgach oglądanie ich dzieła jest bardzo źle odczytywane. Czasem aż strach przyznać się do włączania Polsatu w środowe wieczory.

- Być może gdy ogląda się nasz serial pobieżnie, można odnieść wrażenie, że jest to schlebianie jakimś prymitywnym gustom. Na pewno nie lubią nas widzowie, którzy są uczuleni na łamanie poprawności politycznej. I rzeczywiście trzeba się wzbić ponad to, żeby móc wysłuchać i odebrać to, co my chcemy przekazać - mówi Yoka.

Zdaniem Aleksandra Sobiszewskiego, konwencja, jaka przyświeca "Kiepskim", nigdy nie przestanie budzić kontrowersji.
- Poczucie humoru to zawsze rzecz na wagę złota. Uważam, że nasze nie jest najgorsze, ale rozumiem, że każdy ma własne. Jednym ironia i sarkazm odpowiada, innym nie - stwierdza twórca postaci Ferdka. - Nasz komentarz i pastisz zawsze jest zdystansowany do tematu. Humor, owszem, jest przaśny, ale często porównuję to - może i przesadzam - do rysunków Andrzeja Czeczota. Tam też było balansowanie na granicy. Jego kreska była fenomenalna, ale i niedokładna, gruba. Artysta wytworzył swój własny, niepowtarzalny styl, który nie każdemu się podobał, ale był prawdziwy. Kierowaliśmy się trochę tym właśnie stylem. Słuchamy tego, co podpowiada nam ulica, tramwaj. Czasem żaden poeta czy artysta słowa nie jest w stanie nazwać rzeczy tak dosadnie. Często te kolokwialne czy grubiańskie wręcz określenia są wspaniałe, trafiają prosto w punkt. Nie są to eleganckie sformułowania, ale tak jak gdzie indziej są one niedopuszczalne, tak u nas mają swoje miejsce - kończy Sobiszewski.

Jedno jest pewne - "Kiepscy" nie przestaną tak szybko budzić kontrowersji. Twórcy sitcomu rekordzisty już pracują nad kolejnym sezonem, a pomysłów na nowe, zaskakujące odcinki podobno nie brakuje. Entuzjazm obsady aktorskiej też nie maleje, co nie dziwi, biorąc pod uwagę także komercyjny sukces trwającego 14 lat przedsięwzięcia. Warunkiem dalszej egzystencji tego "Świata" jest więc tylko oglądalność, a ta wciąż utrzymuje się stabilnie na poziomie ponad 2,5 miliona telewidzów.

Zobacz nasze Magazyny: REJSY[/b]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki