Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muzealnicy działają w białych rękawiczkach, by nie spłoszyć historii z eksponatów

Anna Szade
Anna Szade
Pamiątki po rodzinie Dyck
Pamiątki po rodzinie Dyck fot. Anna Szade
Kiedy w 1933 r. Arnold Flatauer, zamożny żydowski kupiec i radny miejski, zmuszony został do wyjazdu z ówczesnego Marienburga, przez myśl mu nawet nie przeszło, że w należącej do jego rodziny pięknej willi będzie działać Muzeum Miasta Malborka. A 90 lat później dyrektor placówki drżącymi rękami wyciągnie z pudła z pamiątkami miejską pieczęć, którą mógł posługiwać się przedwojenny rajca.

Arnold Flatauer miał 59 lat, gdy w 1933 r. NSDAP zmusiła go do opuszczenia Marienburga. Był zamożnym żydowskim kupcem, ale nie ograniczał się tylko do biznesu. Działał charytatywnie w czasie wielkiego kryzysu i bezrobocia, prowadząc akcję dokarmiania dzieci w szkole. Udzielał się też w Związku Malborskich Strzelców, był członkiem Żydowskiego Kolegium Reprezentantów.

Piękny dom kupca zamieniony w muzeum

Willa Flatauera znajduje się dziś w centralnym punkcie ul. Kościuszki, głównego traktu Malborka prowadzącego do zamku. Według dokumentów powstała ok. 1870 r. To rówieśnica Arnolda, który przyszedł na świat w 1874 r. Pod koniec XIX wieku była imponującą budowlą, a jej gospodarz jako jeden z pierwszych mieszkańców Marienburga założył u siebie telefon. Wiadomo, że miał nr 40.

W jednym z przestronnych pomieszczeń zabytkowego budynku rozmawiamy z Tomaszem Agejczykiem, szefem Muzeum Miasta Malborka, które ma swoją siedzibę w pięknym pałacyku kupca. Dyrektor samorządowej placówki, choć objął funkcję dopiero miesiąc temu, czuje się tu jak w domu. Flatauer pewnie nie miałby nic przeciwko, że po jego willi kręcą się teraz obcy ludzie. Sam poświęcał lokalnej społeczności swój prywatny czas. Myślał o Marienburgu nawet wtedy, gdy opuszczał go na zawsze.

- To jest oryginalna pieczęć urzędowa. Najprawdopodobniej została zabrana przez Flatauera, który był przewodniczącym Rady Miejskiej. Mógł więc wywieźć tę pieczęć i inne rzeczy do Brazylii, dokąd trafił z rodziną - przypuszcza Tomasz Agejczyk, pokazując jeden z ważnych eksponatów.

Arnold Flatauer nigdy do Malborka nie wrócił. Zmarł w 1964 r. na obcej ziemi. Ale jak przedmioty, które towarzyszyły mu w przymusowej podróży, wiele lat później znów dotarły do jego willi? Prawdopodobnie jakiś czas po drugiej wojnie światowej znalazły się w Marienburg-Archiv - małym archiwum w Hamburgu, pełnym wspomnień, codziennych przedmiotów, gazet, zdjęć i widoków przedwojennego Malborka, które dawni mieszkańcy darzyli wielkim sentymentem. Nad zbiorami swoje opiekuńcze skrzydła rozwinął Heimatkreis Marienburg, czyli stowarzyszenie skupiające dawnych marienburczyków. W 2017 r. gablotka po gablotce wszystkie pamiątki zostały spakowane do pudeł i pod koniec roku przyjechały do Malborka.

Jeden karton stoi teraz przed nami. Tomasz Agejczyk wkłada białe rękawiczki. Choć chwila jest podniosła, to wcale nie chodzi o strój galowy, tylko o zwykły niepylący trykot - atrybut muzealników, w który musiał uzbroić się ten pasjonat historii miasta, stając na czele muzeum.

- Z tego się nie wyrasta - mówi o dreszczach odczuwanych na widok kolejnych eksponatów.

Oglądamy niezwykłą pamiątkę. Teraz byłby to imponujący gadżet, na jaki stać tylko niektóre firmy. Srebrny obrazek charakterystycznego domu towarowego, który znajdował się w reprezentacyjnej dzielnicy przedwojennego miasta. M. Conitzer & Sohne obchodził w 1926 roku swoje 25-lecie.

Co ciekawe, wnukiem Mosesa Juda Conitzera, założyciela tej znanej w mieście sieci eleganckich sklepów, był właśnie Arnold Flatauer. Gdy opuścił miasto w latach 30. ubiegłego wieku, sklepy przejęli członkowie niemieckiej partii nazistowskiej.

Lokalni przedsiębiorcy byli praktyczni

W muzeum historia miasta jest zaklęta nawet w drobnych przedmiotach. Patrzę na miniaturę sztandaru Towarzystwa Wioślarskiego, którego członkowie pływali po Nogacie.

- Jeszcze przed budową mostu istniały podziemia tego budynku. Teraz już nie ma nawet śladu po dawnym Ruder-Club - mówi Tomasz Agejczyk.

Obok na stole stoi rodzaj proporczyka.

- To pamiątka po Pawelciku. W 1947 r. odbył się pierwszy zjazd dawnych mieszkańców. Później co roku spotykali się w różnych miejscach - podpowiada dyrektor.

Bernhard Pawelcik był burmistrzem w latach 1919-1933. To był ważny okres w życiu miasta. Jak pisał Bernard Jesionowski, członek Rady Muzeum Miasta Malborka, to Pawelcik „tworzył podstawy nowej gospodarki w okresie międzywojennym. To dzięki jego zabiegom do miasta ściągnął przemysł”. Muzeum przechowuje ordery tego byłego bürgermeistra.

Ale to nie był czas tylko zewnętrznych inwestorów. Dawni mieszkańcy byli bardzo przedsiębiorczy. Dziś po ich biznesach zostały głównie… reklamy.

- Niemcy przed wojną reklamowali się chyba na wszystkich przedmiotach codziennego użytku - śmieje się Tomasz Agejczyk.

Wyciąga z pudła wieszaki ze sklepu i hotelu, scyzoryk z zachętą do skorzystania z miejscowego młyna, grzebienie i szczotki z nazwami kolejnych firm. Jest też wysłużona łyżka do butów. Choć farba jest trochę wytarta, wciąż widać na niej logo firmy Salamander, której firmowy sklep z obuwiem działał w mieście przed wojną.

Jak widać, przedstawiciele lokalnego biznesu byli przede wszystkim bardzo praktyczni. Dziś chwalono by ich, że postępowali w duchu less waste i tworzyli suweniry, których klienci stale używali.

Kluczyk do skarbca i kasiarz ze stolicy

Przedwojenni przedsiębiorcy korzystali pewnie z usług Miejskiej Kasy Oszczędnościowej. Stadtsparkasse to najstarsza tutejsza instytucja finansowa, która działała przed II wojną. Powstała w 1845 r. w murach staromiejskiego ratusza. W 1929 r. bank przeniósł się do nowej siedziby, czyli nowo wybudowanego magistratu. Tomasz Agejczyk z koperty wyjmuje mały metalowy przedmiot, przypominający trochę nóż do cięcia szkła.

- To klucz do kasy pancernej. Ostatnia kasjerka zamknęła kasę, schowała klucz i wywiozła do Niemiec. Myślała, że po zakończeniu działań wojennych wróci i otworzy depozyt. Po latach przekazała klucz do Marienburg-Archiv - opowiada.

Kilka dni temu przedstawiciele miejskiego muzeum zajrzeli do dawnej Stadtsparkasse.

- Przez lata pomieszczenia zmieniły się, lecz dawny skarbiec ukryty pod wykładziną pozostał. Schodzi się do niego po kilkunastu schodkach, nie ma już pancernych drzwi - relacjonują w mediach społecznościowych.

Z samym skarbcem wiąże się historia o poszukiwaczach skarbów.

- Kilka lat po drugiej wojnie światowej odkryto w podłodze ukryte wejście do podziemi z tajemniczym skarbcem. Wynajęto nawet kasiarza ze stolicy, który jednak nie dał rady z zamkami. Podjęto wówczas decyzję o wykonaniu otworu w ścianie. Jakie musiało być zdziwienie poszukiwaczy, gdy weszli do środka, a tam… gazety i dokumenty z pierwszych lat po wojnie - przytaczają anegdotę muzealnicy.

W pudle z Marienburg-Archiv są też przedmioty, które mogli zabierać z miasta turyści. Jest nóż do papieru z rysunkiem figury rycerza, który stanął po zwycięskim dla Niemców plebiscycie w 1920 roku (projekt pomnika powstał w pracowni berlińskiego rzeźbiarza Victora Heinricha Seiferta). Jest też piękna kryształowa butelka z wygrawerowanym wizerunkiem zamku. To elegancka reiseflasche, która nijak się ma do najpiękniejszych nawet szklanych bidonów...

- Zamek jeszcze z bramą pruską i niskim dachem na kościele, więc sprzed 1890 r. - zwraca uwagę Tomasz Agejczyk.

Jest też przepiękna metaloplastyka z wizerunkiem warowni. To pewnie nie były tanie rzeczy ze straganu. Oprawiony w ramę obraz do dzisiaj może zachwycać. Nie to, co dziś tworzone komputerowo czy wypalane w drewnie masówki…

W czerwcu jubileuszowa wystawa

W innych pudłach są szkolne czapki, chusteczki, książeczki do nabożeństwa, żołnierskie niezbędniki, gazety. Świeżo upieczony dyrektor chce, by pozyskane do tej pory eksponaty nie pokrywały się kurzem na zapleczu. W czerwcu można spodziewać się interesującej wystawy z okazji 5-lecia istnienia Muzeum Miasta Malborka.

- Pokażemy na niej najciekawsze „smaczki”, które do tej pory były ukryte, czyli to, co się udało przez te lata zgromadzić - przyznaje Tomasz Agejczyk.

Wspólnym mianownikiem dla tej wystawy będzie rok 1945. Dla byłych i nowych mieszkańców Malborka ich osobiste rzeczy, prywatne dokumenty były skarbami. Choć gromadzili je przedstawiciele dwóch narodowości, mają w sobie podobny ładunek emocjonalny: pochodzą z rodzinnych domów, które jedni opuścili, a drudzy musieli stworzyć na nowo po największej tragedii XX wieku. Jedne przechowywane były w Hamburgu, drugie od paru lat przekazywane są bezpośrednio do malborskiego muzeum.

- Mieszkańcy co chwilę znoszą nam swoje pamiątki - zdradza Tomasz Agejczyk.

Cały czas trwa też proces archiwizacji materiałów, bo malborska placówka to mikromuzeum, na zapleczu przy eksponatach pracuje zaledwie dwoje pracowników. Jedna z takich niezarchiwizowanych dotąd teczek dotyczy Dycków.

- Ta rodzina przekazała bardzo dużo pamiątek. Przed wojną miała na Piaskach piekarnię. Mamy zdjęcia, dokumenty rodzinne, jest przepustka do Wolnego Miasta Gdańska - pokazuje dyrektor.

Jest też piękny portret kobiety wykonany przez Ferdinanda Schwarza, który miał w przedwojennym Malborku swoje atelier. I grupowe zdjęcie uczennic i uczniów w mundurkach z marynarskimi kołnierzami.

Fotografie miasta i mieszkańców z dwóch różnych epok oraz ich autorzy to zresztą odrębny rozdział, który chce wkrótce „napisać” Muzeum Miasta Malborka i pokazać na wystawie. Planowana jest na wrzesień.

tekst alternatywny

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki