Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mundial 2014 przeszedł do historii. Ziemia jest w kształcie futbolówki [ROZMOWA]

Tomasz Rozwadowski
EPA/MARCUS BRANDT
Na zakończenie MŚ w Brazylii rozmawiamy z prof. Leszkiem Koczanowiczem, filozofem z SWPS, o futbolu jako globalnym zjawisku kulturowym.

Oglądał Pan, Panie Profesorze, futbolowe mistrzostwa świata?
Oglądałem, mimo że piłką na co dzień interesuję się w stopniu umiarkowanym. Jednak trudno pozostać obojętnym, mistrzostwa są wszechobecne w mediach, w rozmowach ludzi, w reklamie. Nie można przed nimi uciec. Ale muszę przyznać, że nie za bardzo uciekam i niektóre mecze oglądałem z przyjemnością, inne z przyjemnością niewielką.

W Polsce przez miesiąc żyliśmy mundialem, choć nasza reprezentacja nie zakwalifikowała się do Brazylii.
Doświadczenia związane z futbolem można w Polsce, przynajmniej w odniesieniu do mężczyzn, porównać w jakimś stopniu do doświadczeń z religią katolicką. Do obu trudno zachować obojętny stosunek, ponieważ każdy z nas miał z nimi, w takim lub innym stopniu, takiej lub innej formie, do czynienia. Istnieją różne stopnie wtajemniczenia, różne stopnie i rodzaje zaangażowania, ale dotyczą one wszystkich lub prawie wszystkich. Są fanatycy i gorący wyznawcy, jest dominująca grupa przeciętnie zaangażowanych, są tacy, którzy mają wątpliwości, i tacy, którzy negują. Mamy więc pełny wachlarz postaw.

Gdzie Pan by umieścił siebie?
W grupie średnio wtajemniczonych.

Futbol często porównuje się do religii. Według Pana to uprawnione porównanie?
Jak najbardziej uprawnione. Futbol, i każda inna popularna i budząca wielkie emocje dyscyplina sportu, może być uzupełnieniem religii lub nawet jej zamiennikiem.

Dlaczego tak się dzieje?
Pomiędzy praktykowaniem religii i kibicowaniem można zaobserwować wyraźne podobieństwa strukturalne. Nadużywane i nieco kiczowate określenie "piłkarskie święto" jest w pełni uzasadnione, ponieważ święta religijne i wielkie wydarzenia piłkarskie pełnią podobne role i mają podobną naturę. Łączy je waga wydarzenia, skoncentrowana forma. Podczas nabożeństwa i podczas meczu to, co przewija się wokół nas, odzwierciedla się, kumuluje, stając się rodzajem celebracji, rodzajem święta. Zarówno religia, jak i sport zaspokajają kulturową potrzebę świętowania.

Pamięta Pan jakieś szczególnie świąteczne piłkarskie chwile?
Jestem z rocznika 1954, więc tych momentów zebrałoby się całkiem sporo. Moim pierwszym piłkarskim przeżyciem były transmisje z MŚ w Anglii w 1966 r. Kolejne to legendarny mecz Polski z Anglią na Wembley, który utorował nam drogę na mistrzostwa 1974 r. w Niemczech, które też były dla mnie kibicowskim przeżyciem. Szczególnie wspominam mistrzostwa 1982 r. rozgrywane w Hiszpanii, które przypadły na czas stanu wojennego w Polsce. Był to bardzo ciężki, trudny, zniechęcający okres i niektórzy moi koledzy z Uniwersytetu Wrocławskiego przeżywali tę imprezę jako czas oderwania się od tego, co nas otaczało, rodzaj transcendencji. Była to odmienna transcendencja od religijnej, ale tak czy inaczej mundial pozwolił wyjść poza smutną rzeczywistość społeczną. Zresztą trzecie miejsce na tych MŚ było ostatnim wielkim sukcesem polskiej reprezentacji.

Piłkarskie mistrzostwa świata są niewątpliwymi wydarzeniami globalnymi. Jak by Pan tę globalność opisał?
W ostatnich kilku edycjach mundiali można zaobserwować dwie sprzeczne tendencje związane z globalizacją. Po pierwsze, mistrzostwa futbolowe kiedyś, powiedzmy do lat 90., były starciami narodowych drużyn i stylów narodowych. Był więc radosny i techniczny futbol brazylijski, siłowy brytyjski, wyrachowany i oparty na obronie styl włoski, po swojemu grali Hiszpanie, Argentyńczycy, Niemcy, Holendrzy.

W tamtych, minionych już czasach reprezentacje poszczególnych państw składały się wyłącznie lub w przytłaczającej większości z piłkarzy grających w klubach krajowych lig i kibice mogli mieć poczucie bardzo silnej identyfikacji z reprezentacją, z jej graczami oraz z trenerem, który też przeważnie był tej samej narodowości co piłkarze i kibice. Te czasy już minęły, skończyły się nieodwołalnie. Nie ma już narodowych stylów gry, selekcjonerzy reprezentacji dobierani są z racji renomy i kompetencji, a nie na podstawie paszportu, a w reprezentacjach grają często piłkarze niemający z danym krajem wiele wspólnego. Wystarczy przypomnieć reprezentanta Polski sprzed kilkunastu lat, Nigeryjczyka Emanuela Olisadebe. W wielu innych reprezentacjach do takich przełomów doszło o wiele wcześniej i poszły one głębiej. Mamy więc pełną globalizację.

A co z tą tendencją przeciwną?
Można zaobserwować reakcję na globalizację, pewien powrót do rudymentów narodowych, tęsknotę za lokalnymi elementami. Niedawno ktoś opisywał drogę w Argentynie, przy której stał billboard reklamujący bardzo znaną, globalną markę napojów chłodzących. Hasło brzmiało mniej więcej tak, że każdy prawdziwy fan reprezentacji Argentyny pije ten napój. Było to na terenach przygranicznych, muszę dodać. Kilka kilometrów dalej, już na terenie Paragwaju, stał billboard, z identycznym obrazkiem i z prawie identycznym hasłem w tym samym języku hiszpańskim. Jedyną różnicą w haśle było podmienienie Argentyny na Paragwaj. To przykład ulokalniania globalnego futbolu. Ale oczywiście tendencja ta ma także poważniejsze oblicze - mówi się o konstruowaniu reprezentacji narodowych z graczy bardziej związanych z danym krajem, preferowaniu krajowych trenerów itp. Zobaczymy, jak ten nurt się rozwinie i czy choć w pewnym stopniu doprowadzi do powrotu narodowych stylów gry.

Nasza reprezentacja rzadko gra w turniejach światowej rangi. A jeśli już się zakwalifikuje, to odpada bardzo prędko i sromotnie. Wielu Polaków więc kibicuje obcym reprezentacjom. Na czym polega taka potrzeba?
To potrzeba poczucia zakorzenienia i przynależności, jaką odczuwa w większym lub mniejszym stopniu każdy człowiek. Stąd właśnie te sympatie do obcych drużyn, często nawet zupełnie egzotycznych. Działa tu mechanizm projekcyjny, przenosimy uczucia na inny obiekt, w tym przypadku z reprezentacji Polski na reprezentację innego kraju.

Mogę się przyznać, że jestem od niepamiętnych czasów zapiekłym kibicem reprezentacji Włoch. Lubię w różnym stopniu kilka innych, na czele z Holandią, ale to Włosi są "moją" drużyną.
Zapewne zadecydowało tu jakieś ikoniczne doświadczenie. Na zasadzie tzw. imprintingu nasze wczesne doświadczenia mają decydujący wpływ na nasze późniejsze wybory i sympatie.

Mogę znaleźć takie zaprogramowanie u siebie. Pierwsze mistrzostwa, jakie pamiętam, to MŚ 1974 w Niemczech. Byłem wtedy na początku podstawówki i pamiętam, że było mi żal Włochów pokonanych zaskakująco przez Polskę. Z kolei Holendrzy często przegrywali w finałach.

I tak tworzą się owe sympatie. W chaotycznym i coraz szybciej zmieniającym się świecie potrzebujemy punktów oparcia. Wyszukujemy je sobie, co pozwala nam stworzyć mapę orientacyjną świata.

Jakie chwile zapamięta Pan szczególnie z tegorocznego mundialu?
Nie będę chyba szczególnie oryginalny, jeśli wskażę porażkę Brazylii 1:7 z Niemcami. Czegoś takiego jeszcze nie było, to wydarzenie bez precedensu. Przejdzie do legendy futbolu, będzie wspominane przez dziesiątki lat.

A wcześniej było rozgromienie Hiszpanii przez Holendrów, zdumiewających rozstrzygnięć było jeszcze kilka.
Wyrównanie poziomu sportowego i unifikacja stylu gry sprawiły, że piłka nożna stała się mniej przewidywalna. Ale z drugiej strony bywa też bardziej nudna niż kiedyś. Podczas meczu półfinałowego Argentyny z Holandią można było umrzeć z nudów! A to jeden z możliwych przykładów. W tym kierunku także może pójść futbol - obawiam się przełożenia na przeciętność i nudę.

Ale mundial 2014 to nie tylko mecze. Także niepokoje społeczne. Czy piłka odrywa się od rzeczywistości?
Wprost odwrotnie. Futbol odbija w skondensowany sposób problemy zglobalizowanego świata. Mundial jest zwierciadłem naszego świata, w którym bogaci robią dochodowe imprezy kosztem biedniejszych i najbiedniejszych.

Dlaczego w piłce międzynarodowej prawie nie ma kibolstwa?
Nie jestem specjalistą od pseudokibiców, ale myślę, że trudniej na skalę narodową skonstruować takie sieci powiązań, jakie wytwarzają kibole skupieni wokół poszczególnych klubów. Na skalę narodową nie są w stanie się zorganizować. Może to i dobrze. W tym aspekcie piłka światowa jest czystsza.

Co Pan myśli o krytyce wydatków na mundial?
Po raz pierwszy pojawiła się w takiej skali właśnie teraz w Brazylii. W protesty były zaangażowane setki tysięcy obywateli. To bardzo zdrowy objaw, bo faktem jest, że sport pożera coraz więcej, a miasta i narody na tym tracą. Przecież skala ludzkiej krzywdy, finansowych nadużyć i błędnych decyzji przy tym mundialu ma się nijak do zimowej olimpiady w Soczi.

W Soczi decydował rząd, na MŚ większy wpływ na charakter imprezy mają globalne korporacje.
Taka jest cena globalizacji. Coś, co przynosi gigantyczne pieniądze, musi być kontrolowane przez korporacje. Ja jednak chciałbym powiedzieć na koniec coś pozytywnego.

Proszę bardzo.
Pozytywne jest to, że na mundialu spotyka się rzeczywiście cały świat. Spotyka i przygląda się sobie. Ciekawe były te dyskusje, czy muzułmańscy piłkarze mogą grać podczas ramadanu. Przy tej okazji zobaczyliśmy, że ludzie innych kultur, innych religii są tacy sami jak my. Takich i podobnych do nich szczegółów, zdarzających się na marginesie mundialu, nie można przecenić. Futbol bardzo silnie i dobitnie pokazał się jako czynnik, który dzisiaj łączy ludzi, pokazuje pierwotne, wspólne nam wszystkim emocje, istniejące ponad podziałami, ponad narodami. Przeżywamy je podobnie i obserwuje to cały świat. Może to być nawet, przy całym skomercjalizowaniu sportu, szansa na globalną solidarność.

Rozmawiał Tomasz Rozwadowski

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki