Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

MŚ 2018. Piotr Nowakowski - złoty, a skromny. "Wróciłem do domu po to, żeby zmywać" [rozmowa]

Rafał Rusiecki
Na zdjęciu: Piotr Nowakowski
Na zdjęciu: Piotr Nowakowski Przemyslaw Swiderski
Piotr Nowakowski, świeżo upieczony mistrz świata w siatkówce, wrócił już do Gdańska, gdzie czuje się ostatnio najlepiej. W końcu mógł rzucić się w wir domowych obowiązków. W środę spotkał się w Urzędzie Miejskim w Gdańsku z prezydentem Pawłem Adamowiczem, prezydentem Sopotu Jackiem Karnowskim i marszałkiem województwa Mieczysławem Strukiem, którzy gratulowali mu sukcesu w Turynie.

Który z momentów na tych mistrzostwach świata utkwił panu w pamięci?
Z Mazurkiem Dąbrowskiego trochę wyszła lipa, gdyż po zwycięstwie żadnego hymnu odegranego nie było. Nie wiem, jakoś to organizator dziwnie ustalił. Na szczęście, przed finałem był Mazurek i wtedy emocje były duże. Który moment? Teraz mam takie flashbacki w głowie i wracają te momenty. Na przykład, kiedy zostałem zabrany, nie wiedziałem po co i okazało się, że zostałem wybrany do drużyny tych mistrzostw. Później, gdy wchodzimy, odbieramy medale, mamy puchar w dłoniach. Później lekka zaćma, bo to była już noc (śmiech). A potem był przylot do Polski i to też zostanie w głowie na długo. Wspaniali kibice, wspaniała atmosfera na lotnisku. Ciężko się było tam przebić, ale naprawdę warto to było robić dla tych osób, bo to w nich było widać tę wspaniałą energię, którą nam dali.

Który mecz był najważniejszy? Ten pierwszy w fazie grupowej z Serbią? Półfinał z Amerykanami, czy finał z Brazylią?
Każdy po kolei był ważny, aczkolwiek jak wygraliśmy z Amerykanami, to byłem jakoś tak spokojny, że wrócimy ze złotem i ten mecz z Brazylią będzie dla nas tylko formalnością. Tak się stało. Trener nas uczulał, że jesteśmy naprawdę bardzo dobrą drużyną, ale gramy słabiej niż Amerykanie. Po tym, jak już ich ograliśmy, to wszystko puściło. Wiedzieliśmy, że jesteśmy od Brazylii lepsi i po prostu to wygramy. Na pewno pierwsze zwycięstwo z Serbią, po dwóch porażkach z Argentyną i Francją, dodało nam troszkę motywacji i energii. Nie ważne, czy oni się nam wówczas podłożyli, czy też nie. Nawet, gdyby grali na serio, to myślę, że my byliśmy tak nakręceni, że wynik byłby 3:0 dla nas. Może w małych punktach wyglądaliby lepiej. Nie mieli nic do powiedzenia, co pokazaliśmy w drugim meczu z Serbami. Nic nie mogło powstrzymać tego rozpędzonego walca.

A dlaczego przegraliście z Argentyną, a potem z Francją? Na turnieju zazwyczaj jeden dzień jest słabszy.
Chciałbym powiedzieć, że wszystko było pod kontrolą, aczkolwiek ciężko teraz powiedzieć, o co dokładnie chodziło. Mecz z Argentyną zupełnie nam się nie kleił. Nic nam nie wychodziło. Szarpaliśmy strasznie. Na pewno nie pomogły nam też te dziwne decyzje sędziów, przeciwników i trenera przeciwników. Strasznie kiepsko to wyglądało. A potem przyszedł mecz z Francją, gdzie mogliśmy sobie zapewnić awans do najlepszej szóstki i to nam nie wyszło. Francuzi też byli na skraju, rzucili się nam do gardeł. Moim zdaniem z nami rozegrali jeden z najlepszych meczów na tych mistrzostwach.

Na następnej stronie Piotr Nowakowski opowiada m.in. o wybuchu formy Bartosza Kurka
Jak „Cichy Pit” dogaduje się z szalonym Vitalem Heynenem?
Ten szalony Vital Heynen jest naprawdę bardzo inteligentnym gościem. Przejrzał mnie od razu, wiedział jakim typem jestem. Wiedział, że za bardzo nie przepadam za rozmowami, więc starał się ich unikać. On jest moim zupełnym przeciwieństwem, ekstrawertykiem. Moim zdaniem przeczytał niejedną książkę o ludzkiej psychologii i po prostu dokładnie wiedział, jak trafić do danej osoby.

Na tych mistrzostwach wszystkim zaimponował Bartosz Kurek. To już nie był mały chłopiec, ale mężczyzna skupiony na celu.
Bartek Kurek jest bardzo pracowitym typem sportowca. Zawsze zostaje dłużej po treningu. Zawsze te parę piłek więcej zaatakuje, pozagrywa. Na siłowni też mógłby spędzać dwa razy więcej czasu niż my. On po prostu zasłużył sobie na miano najlepszego zawodnika tego turnieju. Dla mnie on wcześniej był taki sam. Miał może pecha, bo po prostu nie wychodziło. Miał fajny okres w latach 2009-2012, kiedy grał naprawdę super na swojej pozycji. Później, niestety, nastąpiło jakieś zawahanie jego formy i trochę się miotał między pozycjami: przyjęcie - atak. Mam nadzieję, że teraz ten złoty medal, tytuł MVP tego turnieju, dodadzą mu takiego pozytywnego kopa. Na pewno to jego myślenia nie zmieni, bo to bardzo mądry chłopak i żadna sodówka mu do głowy nie uderzy. I będziemy mieli z niego pociechę jeszcze przez parę lat.

Jak się jest dwukrotnym mistrzem świata, ma się piękną córeczkę, gra się w pięknym mieście, w uroczej hali, gra się o najwyższe trofea, to o czym się jeszcze marzy?
Sportowo wiadomo, jakiego medalu mi jeszcze brakuje (olimpijskiego – przyp.). Będę o to walczył, żeby za te dwa lata upragniony medal na szyi zawiesić. Z jakiego kruszcu, to już nieważne. Pomóc w tym może tylko i wyłącznie zdrowie, bo wiadomo, wieku już nie oszukam, jestem po 30-stce. Dla sportowca to już bliżej, niż dalej do końca kariery. Żebyśmy, mówiąc o kadrze, zachowali personalnie to, co było w tym sezonie. Myślę, że w Tokio te medale możemy mieć na szyjach.

Głośno zrobiło się po deklaracji dziewczyny Bartka Kurka, Anny Grejman, która chce myć naczynia w domu do końca życia. Czy pan podobne usłyszał?
Ja wróciłem do domu po to, żeby zmywać, żeby zająć się czymś innym, niż tylko siatkówką. Taka jest prawda, że trochę mi brakowało moich najbliższych. Wiem, jaką robotę w domu robiła moja żona, która też sama musiała zajmować się córką w takiej fazie, gdzie trzeba ją mocno pilnować. Przyjechałem po to, aby ją trochę odciążyć i robię to z wielką przyjemnością.

Dla pana Gdańsk to rzeczywiście już odpowiednie miejsce na ziemi?
Ergo Arena to naprawdę moja ulubiona hala i moje miasto, dlatego że moja żona pochodzi z Gdańska. Od drugiego roku życia mieszka tutaj z rodzicami. I jest to moje miejsce, chciał nie chciał. Mamy tutaj swoje mieszkanie, które kupiliśmy nie wiedząc jeszcze, że będę grał w Gdańsku. Z Gdańskiem wiążemy swoją przyszłość po karierze sportowej. Mam też nadzieję, że z klubem Treflem Gdańsk będzie nas wiązała dłuższa umowa. To już wszystko w gestii właścicieli.

Po każdym takim dużym sukcesie zastanawiamy się, w jakim kierunku pójdzie dana dyscyplina. Jak spotęgować kolejne mistrzostwo świata w siatkówce?
To dobre pytanie - jak to zrobić? Mam nadzieję, że ta nasza dobra gra zachęci młodych ludzi, że jednak czasem warto zostawić komórkę i komputer i umówić się z kolegami. Wiem, że w siatkówkę nie jest najłatwiej spotkać się i zagrać. Potrzeba do tego boisko, siatkę, najlepiej halę, kiedy jest zima. A orliki budowane są pod piłkę nożną. Aczkolwiek, dla chcącego nic trudnego. Jeżeli kilku dzieciaków znajdzie w nas jakiś wzorzec, to już będzie to sukces. I nie ograniczam się tutaj tylko do siatkówki. Że po prostu fajnie by było, tak jak ci ludzie w telewizji, poruszać się, pokopać tę piłkę lub ją poodbijać. Sam czasem jestem świadkiem tego, że komórki wygrywają z tym co naturalne, czyli przebywanie na świeżym powietrzu wśród znajomych. Nie należę do wylewnych osób, ale się staram ostatnio. Wiadomo, kiedy odnosimy taki sukces, to trzeba go troszkę rozpropagować, aby trafił do jak największej liczby osób. Żeby rodzice mogli opowiadać dzieciom: zobacz, jak to fajnie jest uprawiać sport, gdzie można dojść, co można osiągnąć.

Na następnej stronie m.in. o porównaniach pensji i premii siatkarzy do piłkarzy
Ma pan przekonanie, że w takim wieku, zrobił pan jeszcze siatkarski postęp przy trenerze Andrei Anastasim w Gdańsku?
Przede wszystkim odbudowałem się. Nie wiem, czy zrobiłem postęp siatkarski, być może też. Po tym moim sezonie, już po operacji (borykał się z przepukliną międzykręgową - przyp.), w Rzeszowie, niestety, nie potrafiłem się odnaleźć. Ani mojej formy psychiczne, ani fizycznej. Zdecydowałem, że zmiana mogłaby mi pomóc w odzyskaniu tego, co prezentowałem wcześniej. Wiedząc, jak pracuje trener Anastasi, znając go troszkę z reprezentacji Polski z tych lat 2011-2013, wiedziałem, że mogę mu zaufać, że trafię na właściwego człowieka. No cóż, trafiłem na właściwego człowieka i na właściwych ludzi, generalnie. Trefl jest naprawdę super zorganizowany. Moi koledzy z boiska również osiągali, na tamten moment, szczyty swoich możliwości i udało nam się, przy okazji, zdobyć Puchar Polski czy brązowe medale mistrzostw Polski. To było dla mnie naprawdę ważne, bo jeszcze półtora roku temu bym nie myślał, że jeszcze załapię się do reprezentacji Polski. A tu, proszę, udało się i jeszcze wracam z medalem mistrzostw świata.

Obawiał się pan, że podoba fizycznie na mistrzostwach?
Na szczęście styl pracy trenera Heynena odbiegał trochę od tego stylu, który mają inni trenerzy. Było troszkę luźniej, troszkę mniej tej pracy, zwłaszcza dla tych starszych zawodników. Oczywiście, starał się to jakoś uporządkować i naprowadzać na to, jak mamy się zachowywać, co robić. I ufa, zwłaszcza tym starszym zawodnikom, którzy wiedzą, z czym to się je. Poniekąd dał nam taki margines… swobody, tak można to nazwać. Dostosował te plany treningowe pod tych doświadczonych.

Najpierw po sukcesie lekkoatletów na mistrzostwach Europy, a teraz po waszym na mistrzostwach świata część kibiców zaczęła zaglądać do portfeli i porównywać z zarobkami, premiami piłkarzy. Jak pan się na to zapatruje?
Nie ma tu za bardzo co porównywać. Wiadomo, że ani lekkoatletyka ani siatkówka nie mają jak się równać z popularnością piłki nożnej. Te kwoty są więc współmierne do popularności danego sportu. Gdybyśmy robili to dla pieniędzy, to przerzucilibyśmy się na inną dyscyplinę i tyle. Robimy to dlatego, że to kochamy, robimy to z pasji, a że mamy przy tym wyniki i ktoś chce to nagrodzić, to już w ogóle super. Tak jak mówię, nie ma sensu mierzyć się z innymi. Dostajemy to, co sobie sami wywalczymy i jesteśmy z tego zadowoleni.

Myśli pan już o sezonie ligowym i grze w Treflu Gdańsk?
Szczerze, to jeszcze nie myślałem o tych najbliższych spotkaniach. Chciałem troszkę od tej siatkówki odpocząć. Wiadomo, całe praktycznie wakacje byliśmy nastawieni na te mistrzostwa świata. Kontaktowałem się już z obecnymi kolegami z drużyny. Wiem, co tam się dzieje i czego mogę się spodziewać po powrocie. We wtorek pierwszy trening i od tego momentu będę już myślał tylko o tym, by Trefl Gdańsk prezentował się jak najlepiej na polskiej i europejskiej arenie. A na początek jedziemy do Szczecina (14 października - przyp.), do Bartka Kurka, żeby wybić mu tę siatkówkę z głowy (śmiech), że to jednak był przypadek.

Walka o medal mistrzostw świata to inna sprawa niż walka w lidze. Łatwe będzie to przejście?
To inne sprawy, ale mam w tym doświadczenie. Po mistrzostwie świata w 2014 roku dla drużyny Resovii nastąpił chyba jeden z lepszych sezonów, bo zdobyliśmy mistrzostwo Polski i srebrny medal Ligi Mistrzów. Mam nadzieję, że taki sukces napędzi mnie do jeszcze większego działania, żeby z drużyną Trefla osiągać lepsze wyniki. Nie będzie to łatwe, bo dwóch mistrzów świata (Artur Szalpuk i Damian Schulz) i brązowy medalista (Daniel McDonnell) od nas odeszli do innych klubów. Mamy nowych zawodników na kilku pozycjach, aczkolwiek… od czego jest trener Anastasi. On naprawdę potrafi to sobie wszystko poukładać tak, że będziemy chodzili jak w zegarku. Parkiety europejskie też przed nami (Liga Mistrzów). Zobaczymy, na kogo trafimy.

Mistrzostwa świata siatkarzy 2018. Jakub Kochanowski: Każda krztyna energii była na wagę złota. Dosłownie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki