To nie był dobry tydzień dla prezydent Gdańska. Najpierw wyszło na jaw, że rekordowa frekwencja w głosowaniu na tegoroczny budżet obywatelski uzyskana została za cenę „dziur” w procesie weryfikacji uczestników. Dziennikarska prowokacja wykazała, że w sprawie przeznaczenia 18,5 miliona „obywatelskich” złotych decydować może każdy wystarczająco zdeterminowany, by zdobyć numer PESEL osoby zamieszkałej w Gdańsku. Dziennikarzowi portalu trojmiasto.pl udało się nawet oddać głos w imieniu Aleksandry Dulkiewicz.
To zrozumiałe, że władze miasta nie obsypały go za to podziękowaniami, ale groźba skierowania przeciw niemu doniesienia do organów ścigania - z której na szczęście przytomnie się potem wycofano - to reakcja, rzec można, PiS-em pachnąca.
Przy okazji dowiedzieliśmy się też, że zdjęcie Aleksandry Dulkiewicz z podpisem „ja już oddałam swój głos” umieszczone 10 dni wcześniej na prezydenckim FB to tylko pomyłka nadgorliwego pracownika. Może i tak, ale wiarygodności wizerunku PAD w mediach społecznościowych to nie podnosi.
Wszystko to jednak blednie w obliczu informacji o wykopanych właśnie na Westerplatte szczątkach jednego z obrońców polskiej placówki, które leżały tam od 80 lat. Stało się to sześć tygodni po odebraniu tego terenu miastu, na mocy specustawy, oprotestowanej przez władze Gdańska i wspierające je grono 130 intelektualistów. Jak wyglądają teraz ich zapewnienia w liście do prezydenta Dudy, że nie jest prawdą jakoby pod rządami władz lokalnych „nie dbano w należyty sposób o to jedno z najważniejszych i najbardziej symbolicznych miejsc związanych z historią miasta, kraju, Europy i świata”?
Przykro to mówić, ale bitwa o Westerplatte została definitywnie przegrana przez Gdańsk. Niestety, także w wymiarze moralnym.
Ale może to dla Aleksandry Dulkiewicz i jej doradców dobry moment na refleksję i korektę przyjętego obecnie modelu jej prezydentury. Bo na razie wygląda to trochę tak, jakby podążała ona ścieżką Roberta Biedronia. Tyle że on nim uwierzył, że potrzebuje go nie tylko Słupsk, ale cała Polska, ba nawet Europa, jednak swoje pozytywne oblicze - jako prezydent - na tym mieście odcisnął. Zgoda, było to o tyle łatwe, że miał fatalnego poprzednika, a w Gdańsku sytuacja jest akurat odwrotna.
I jeszcze jedno: Paweł Adamowicz potrzebował kilku kadencji, by wyleczyć się z przekonania, że ma monopol na rację o tym, co jest dobre dla Gdańska. Teraz sytuacja, zarówno polityczna, jak i prawna, jest inna. Nikt tyle czasu na naukę nie dostanie.
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?