Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morskie pieśni w Gdańsku. Patriotyczny koncert Cappelli Gedanensis i Konstantego Andrzeja Kulki preludium obchodów Zaślubin Polski z morzem

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Mam nadzieję, że koncert będzie bardzo dobry - mówił przed występem w gdańskim Zborze Radości Życia Konstanty Andrzej Kulka. Mistrz nie pomylił się. Wspólnie z muzykami Cappelli Gedanensis oczarował publiczność Koncertu Patriotycznego.

Gratulacje i nagrody dla Mistrza

Zaczęło się bardzo oficjalnie. Przed koncertem Andrzej Stelmasiewicz przewodniczący komisji kultury Rady Miasta Gdańska wręczył Konstantemu Andrzejowi Kulce, w imieniu prezydent Aleksandry Dulkiewicz specjalną nagrodę.

Redaktor naczelny "Dziennika Bałtyckiego" Mariusz Szmidka i Wiktor Pilarczyk, prezes gdańskiego Oddziału Polska Press Sp. z o.o. wręczyli Mistrzowi okolicznościową okładkę "Dziennika Bałtyckiego".

Jestem zaszczycony - mówił Konstanty Andrzej Kulka. - Gdańsk to moje miasto. Zawsze czułem tu pozytywną energię.

Morskie pieśni w Gdańsku. Patriotyczny koncert Cappelli Geda...

Dźwięki "morskich" utworów Karola Lipińskiego "zabrały" słuchaczy nad bałtyckie plaże

"Hymn do Bałtyku", "Hymn Kaszubski", "Morze, nasze morze" to tylko mały wycinek muzycznej uczty jaką przygotowali w czwartkowy wieczór Capella Gedanensis i Konstanty Andrzej Kulka. Artysta ten, uznawany za jednego z najwybitniejszych skrzypków swojego pokolenia, postawił sobie za cel przybliżenie twórczości Karola Lipińskiego, żyjącego na przełomie XVIII i XIX wieku wirtuoza skrzypiec światowej sławy, kompozytora, wielkiego ambasadora polskości, w czasach gdy nasza ojczyzna znajdowała się pod zaborami.

W twórczości Karola Lipińskiego przewijały się tematy związane z morzem. Najsłynniejszy z utworów „Souvenir de la Mer Baltique”, oraz kilka innych można było usłyszeć w czasie półtoragodzinnego koncertu w Kościele Zielonoświątkowym Zbór Radość Życia w Gdańsku.

Cappella Gedanensis wraz z Konstantym Andrzejem Kulką (jest konsultantem artystycznym zespołu) była tego wieczoru w wyjątkowej formie. Dźwięki "morskich" utworów Karola Lipińskiego "zabierały" słuchaczy nad bałtyckie plaże, a tradycyjne pieśni, w różniących się od tych standardowych aranżacjach, odmieniały melancholijny, momentami, nastrój.

- Atmosfera już w czasie prób była znakomita, szczególnie przygotowany był Marek Więcławek (dyrektor Capelli Gedanensis) - żartował jeszcze przed koncertem Konstanty Andrzej Kulka.

Dokładnie 60 lat temu...

Dla Mistrza rodem z Gdańska to bardzo ważny wieczór. Niemal dokładnie 60 lat temu, 15 listopada, 1959 roku Konstanty Andrzej Kulka, zagrał swój pierwszy, samodzielny koncert skrzypcowy (wspomina go w rozmowie, którą publikujemy poniżej).

Czujemy się zaszczyceni, że swój jubileusz świętował razem z Cappellą - mówił Marek Więcławek. To był specjalny wieczór, nie tylko dla jubilata, nie tylko dla Cappelli, ale i publiczności.

- Cudownie było kolejny raz wystąpić w Gdańsku, moim rodzinnym mieście, przed gdańską publicznością - mówił Konstanty Andrzej Kulka.

- Założeniem był patriotyczny wymiar, wydźwięk koncertu, nawiązujący do rychłej, 100 rocznicy Zaślubin Polski z morzem - tłumaczy Mariusz Szmidka, redaktor naczelny "Dziennika Bałtyckiego", który objął wydarzenie patronatem. - Stąd w repertuarze koncertu pieśni o morzu, w tym "Hymn do Bałtyku" i "Hymn Kaszubski", do których muzykę skomponował Feliks Nowowiejski niemal dokładnie 100 lat temu, w hołdzie niepodległej Polsce. Utwory te są zatem mocnym nawiązaniem do obchodów stulecia Zaślubin Polski z morzem. Jako medium z Pomorza, Gdańska, część społeczności tej ziemi, włączamy się w tę rocznicę.

- Koncert Patriotyczny to preludium obchodów - dodaje Mariusz Szmidka. - 30 listopada ukaże się wydana przez "Dziennik Bałtycki" płyta Capelli Gedanensis i Konstantego Andrzeja Kulki z utworami Karola Lipińskiego (nazywanego polskim Paganinim). W grudniu planujemy rozpocząć na łamach "Dziennika Bałtyckiego", magazynu Rejsy, cykl reportaży historycznych, rozmów, artykułów związanych z tematyką Zaślubin Polski z morzem. Chcemy się razem z naszymi Czytelnikami cieszyć w setną rocznicę tego niezmiernie istotnego wydarzenia, mającego wielkie znaczenie dla wolności Polski, jej znaczenia i rozwoju.

Konstanty Andrzej Kulka: Gdańsk to moje miasto [ROZMOWA]

Gry na skrzypcach nauczył się trochę z przekory, ceni brzmienie orkiestr symfonicznych, których nagrania z pasją kolekcjonuje. Jeden z najlepszych skrzypków świata. To w Gdańsku, równo 60 lat temu, zagrał swój pierwszy samodzielny koncert. Konstanty Andrzej Kulka, bo o nim mowa, był gwiazdą Koncertu Patriotycznego w gdańskim Zborze Radość Życia. Z Mistrzem rozmawialiśmy tuż przed występem.

Dlaczego muzyka, dlaczego skrzypce - takie pytanie słyszał Pan zapewne już wiele razy, ale ono nasuwa się automatycznie.
- Rodzice byli muzykami - stąd muzyka. Dlaczego skrzypce? Z przekory. Moja mama była świetną pianistką, korepetytorem w Operze Bałtyckiej, która wówczas nazywała się Państwową Operą i Filharmonią Bałtycką. Siłą rzeczy miałem dość częsty kontakt z fortepianem. Pewnie dlatego tego instrumentu nie lubiłem. Natomiast bardzo lubiłem słuchać dźwięku skrzypiec, także za pośrednictwem radia, audycji z muzyką klasyczną. Później zacząłem na skrzypcach grać i tak już zostało. Za najpiękniejszy instrument muzyczny uważam głos ludzki. Dźwięk skrzypiec jest moim zdaniem najbardziej do niego zbliżony.

Pana dom rodzinny przepełniała zapewne muzyka. Dużo się grało, śpiewało?
- Znałem Operę Bałtycką jak własną kieszeń, to był mój drugi dom i tam było mnóstwo muzyki. Tu zarobiłem pierwsze pieniądze w moim artystycznym życiu i to nie grając na skrzypcach, tylko śpiewając. Byłem ministrantem w operze Tosca Pucciniego.

Skoro Pan śpiewał wnioskuję, że głos byłby tym drugim instrumentem, zaraz po skrzypcach.
- Nie, to nie tak. Ja do wniosku, że głos ludzki jest najpiękniejszym instrumentem muzycznym, doszedłem później. Kiedy byłem dzieckiem brzmienie instrumentów, śpiewu, mogłem lubić lub nie. To moje odczucie związane z pięknem ludzkiego głosu ma naturę filozoficzną, światopoglądową. Tak to sobie tłumaczę i wydaje mi się, że mam rację. Jeżeli uznać natomiast za instrument orkiestrę symfoniczną, to byłby to mój drugi ulubiony, po skrzypcach. Gromadzę nagrania, słucham muzyki symfonicznej. Mam właściwie wszystkie płyty słynnej orkiestry z Cleveland, pod batutą dyrygenta Georga Szella (pod koniec lat 50 lub 60, gdy pojawiło się stereo, cały swój repertuar nagrali na nowo). To jest moje hobby. Broń boże nie gromadzę nagrań skrzypcowych. Tzn. mam ich trochę, ale słucham bardzo rzadko.

Chciałbym zapytać też o Gdańsk, skoro już cofnęliśmy się trochę w czasie...
- Gdańsk to moje miasto, w którym się urodziłem i wykształciłem.

Związek z Gdańskiem podkreśla Pan bardzo często, a ja się zastanawiam, czy to tylko kwestia urodzenia.
- Nie tylko. Ta sympatia jest szersza. Cały czas czuję się gdańszczaninem. Musiałem stąd wyjechać w roku 1970, mając 23 lata. Do wyprowadzki zmusiły mnie okoliczności. Chcąc koncertować musiałem mieć stały, bezpośredni kontakt z Pagartem (Polska Agencja Artystyczna powstała w Warszawie w 1957 roku, zajmująca się organizacją koncertów i festiwali w Polsce i zagranicą). To były czasy, kiedy nie tylko nie było internetu. Nie było portów lotniczych, komunikacja generalnie nie była tak sprawna jak dziś. To wszystko sprawiło, że wylądowałem w Warszawie. Mieszkam w niej od lat, ale to Gdańsk jest moim miastem. To się nie zmieni.

W Gdańsku chodził Pan m.in. do Liceum Muzycznego, w którym poznał Pan m.in. Seweryna Krajewskiego, późniejszego lidera Czerwonych Gitar.
- Zgadza się, Krajewski był moim kolegą, także uczył się grać na skrzypcach. Z tej "branży", o której pan mówi znałem nie tylko Seweryna, miałem różnych kumpli. Był m.in. Ryszard Poznakowski, który był naczelnym trubadurem grupy Trubadurzy. On w Wyższej Szkole Muzycznej "kończył" fagot. Myśmy wszyscy się znali, spotykali. Czesiu Niemen też był w Gdańsku, znałem go bardzo dobrze.

Wspólnie jednak nie stworzyliście zespołu.
- Nie. Ja podążałem wytrwale swoją drogą klasyczną, a oni poszli w muzykę rozrywkową.

Rozmawiałem niedawno z organizatorem Siesta Festiwalu, który powiedział, że w Gdańsku zawsze świetnie się grało. Tak było w latach 60 XX-wieku? Tamten klimat nadal w Panu jest?
- Oczywiście, to moje lata szkolne, studenckie. Bardzo miło je wspominam. Miałem znakomity kontakt ze swoimi nauczycielami, w tym z rektorem ówczesnej Wyższej Szkoły Muzycznej w Gdańsku, Romanem Heisingiem. Pochwalę się, że dostawałem szereg nagród, wyróżnień, od organizatorów koncertów, różnego rodzaju wydarzeń, od władz. To wszystko do dziś wisi u mnie na ścianie. Jak pan widzi, wszystko wiąże się z tym moim Gdańskiem.

Wróćmy do pana pierwszego koncertu skrzypcowego, od którego mija właśnie 60 lat.
- Rzeczywiście, 15 listopada przypada rocznica. To był mój pierwszy, samodzielny występ. Odbył się na terenie szkoły, której już chyba dzisiaj nie ma - Średniej Szkoły Muzycznej w Gdańsku Wrzeszczu. Grałem utwory różnych kompozytorów, wypełniałem sam sobą całą scenę i program. Ten indywidualny koncert odbywał się na rzecz, o ile dobrze pamiętam, budowy szkół tysiąclecia.

Była trema?
- Jak zawsze. Trema towarzyszy każdemu występowi, raz jest mniejsza, raz większa. Czasami pomaga, czasami przeszkadza. Na ogół tę tremę udaje mi się przezwyciężyć zaraz na samym początku koncertu. Bardzo pomaga w tym koncentracja. Dobra koncentracja jest najważniejsza. Trzeba się jej nauczyć, tak samo jak nut, gry na instrumencie.

Partner strategiczny:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki