Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morscy awanturnicy z czasów zaborów

Kmdr Eugeniusz Koczorowski
rys. Eugeniusz Koczorowski
W czasie zaborów nie było szans na powstanie polskiej floty, ale byli w owym czasie śmiałkowie, tacy jak Marurycy Beniowski czy Adam Mierosławski, których przygody były znane na świecie

Rozbiór ziem polskich przez Prusy, Rosję i Austrię pogrzebał definitywnie marzenia o utworzeniu przez Polskę, nie tylko floty wojennej, ale nawet handlowej. Warto jednak przypomnieć, że do obcej interwencji dochodziło jeszcze przed pierwszym podziałem kraju w 1772 r., co zresztą spotkało się oporem części społeczeństwa. Oto bowiem w roku 1768 zawiązała się w Barze konfederacji szlachecka, której ostrze było wymierzone przeciwko królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu, Rosji i dysydentom, tj. innowiercom, którym nadano przywileje.

Konfederacja barska, podobnie jak późniejsze powstania narodowe, została krwawo stłumiona. Tysiące jej uczestników wysłano na odległy Sybir. Jednym z nich był hr. Maurycy August Beniowski na poły Polak, na poły Węgier, wywieziony aż na Kamczatkę. Była to postać, jak się później okaże, niezwykłej odwagi, energii, animuszu, a nawet skłonności do awanturnictwa.

Uciec jak najdalej

Już w czasie deportacji (1768r.) Beniowski myślał o ucieczce. Nie trwało długo, bo zaledwie pół roku, a udało mu się w brawurowy wręcz sposób wyrwać z miejsca zesłania, czyli Bolszerecka. Wraz z grupą wspomagających go zesłańców zorganizował spisek i uśpiwszy czujność komendanta miejscowego garnizonu zdołał opanować niewielki port oraz statek o nazwie "Św. Piotr i Paweł" na którym 11 maja 1771 r. opuścił Kamczatkę.

Beniowski, niewprawny przecież w żegludze morskiej, korzystając zapewne z pomocy tych, którzy na niej się znali, podjął się kierować zdumiewającą , trwającą bez mała rok eskapadą, aby wreszcie dotrzeć do Francji.

Niech mi czytelnik wybaczy, lecz szlak morski, który obrał Beniowski oraz przygody, które Beniowski przeżył w trakcie podróży, to temat nie tylko na osobny artykuł, ale wręcz na książkę czy nawet na scenariusz sensacyjnego filmu! Świadczy o tym jego pamiętnik, który tłumaczono wkrótce po jego śmierci na wiele języków. Zawarte w nim informacje stały się źródłem wiadomości o napotykanych krajach, wyspach, a zwłaszcza mało znanym Madagaskarze. Nie tyle późniejsze wyprawy Beniowskiego do krajów Europy i Ameryki, ale właśnie dotarcie do Madagaskaru wywarło piętno w jego życiorysie.

Potrafił zapewne przedstawić władzom francuskim tak przekonująco niezwykłość mało znanej wyspy Madagaskaru, jej flory i fauny, że właśnie jemu powierzono wyprawę na tę wyspę. Brali w niej udział także naukowcy różnych dyscyplin, m.in. zoolodzy i ornitolodzy. Trzeba zresztą przyznać, że Beniowski potrafił sobie zjednać zarówno władze, jak i środowisko naukowe. Do tego miał talenty organizatorskie i przywódcze oraz urok osobisty, który potrafił wykorzystać. Hrabia Maurycy raczej do wojaczki przysposobiony, raptem stał się odkrywcą interioru tej prawie nieznanej wyspy. Niezwykle kontaktowy szybko znalazł wspólny język z wodzami licznych plemion zamieszkujących Madagaskar. Jego kunszt uwodzicielski działał na wodzów plemion podobnie jak na kobiety. W ciągu trzyletniego pobytu na Madagaskarze Beniowski zaskarbił sobie takie zaufanie i zyskał splendor, że przywódcy plemienni okrzyknęli go Królem Madagaskaru!

Tego rodzaju wydarzenia rząd francuski, który delegował Beniowskiego, z pewnością się nie spodziewał. Dlatego zaniepokojony wielce możliwością utraty wyspy, natychmiast pozbawił Beniowskiego kierownictwa ekspedycji oraz odwołał go z Madagaskaru.
Niezrażony tym niepowodzeniem hrabia podróżował nadal po wielu krajach prowadząc dość awanturnicze życie. Jego fantazja i upór pchały go do kolejnych przygód. Pokonawszy szlaki Ameryki Północnej, uczestniczył w walce o opanowanie kolejnej wyspy podległej Francji. Tym razem opuściło go szczęście. Trafiony kulą zmarł w 1786 r. na polu walki. Pozostały po nim legenda, o której żywotności przekonał się m.in. gen. Józef Kopeć, który jako powstaniec kościuszkowski również został zesłany na Kamczatkę. Spotkał się tam z uczestnikiem podróży Beniowskiego. Od niego dowiedział się o podróży oceanicznej hrabiego Maurycego.

Błyskotliwa kariera Mierosławskiego

Podobnych Beniowskiemu polskich awanturników było na w XVIII-XIX w. więcej. Można przywołać chociażby postać Feliksa Miklasiewicza, dowódcy, a być może właściciela kaperskiego okrętu noszącego nazwę "Prince Radziwiłł", który u boku Amerykanów walczył o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Na pewno jednak warto przywołać Adama Mierosławskiego, młodszego brata Ludwika, który zasłynął jako rewolucjonista i wódz powstania z 1848 r.

Adama Mierosławskiego ciągnęło do wojaczki już od wczesnej młodości. W 1827 r., jako 12-latek, wstąpił do mieszczącej się w Kaliszu szkoły kadetów. Wybuch powstania listopadowego był kolejnym krokiem na drodze jego wojskowej kariery. W roku 1830 odnajdziemy go w szeregach artylerzystów, wyróżniającego się odwagą i determinacją w walce, za co otrzymał Virtuti Militarioraz stopień podoficera. Miał zaledwie szesnaście lat, gdy po dowództwem gen. Sowińskiego odważnie bronił Woli przed nacierającymi pułkami kniazia Paskiewicza. W tej bitwie odniósł ranę i dostał się do niewoli, z której zdołał uciec i przekroczyć granicę ówczesnych Prus. Myślał o powrocie pod zabór rosyjski i kontynuowaniu walki, ale powstanie upadło. Mierosławskiemu, podobnie jak wielu innym powstańcom, pozostało emigrować do przyjaznej Francji, aby kolejny raz zaciągnąć się "pod broń i orły narodowe".

Zanim do tego doszło, nastąpiła nieoczekiwana zmiana w życiu Mierosławskiego. Przebywając w emigracyjnym obozie dla uchodźców, wrócił do marzeń chłopięcych i podjął decyzję o przeistoczeniu się ze "szczura lądowego" w prawdziwego "wilka morskiego". Zmiana, co oczywiste, nie nastąpiła od razu.

Karierę morską rozpoczął od stanowiska chłopca okrętowego, mustrując się na francuski statek handlowy, a pierwsza podróż morska wiodła wokół Europy i Afryki do wyspy La Reunion. Wedle obowiązujących zasad Mierosławski jako chłopiec okrętowy znajdował się na samym końcu istniejącej na statku hierarchicznej drabiny. Surowy, niekiedy wręcz okrutny rygor, trudności związane z zakwaterowaniem i prowiantowaniem, brak opieki medycznej (w powrotnej drodze jedna trzecia załogi zachorowała na żółtą febrę), wreszcie sztormy, wszystko to nie zniechęciło Polaka do kontynuowania kariery morskiej.

Następne podróże, w tym na francuskim okręcie wojennym Algeciras do Ameryki Południowej, tak dalece utrwaliła w nim zdolności nawigacyjne, że po powrocie do Francji zaproponowano mu stanowisko oficera na statku handlowym. Kolejne rejsy na Ocean Indyjski podnosiły nie tylko jego kunszt i znajomość żeglugi, ależ też rozwinęły talenty dowódcze i organizacyjne. Wreszcie otrzymał patent kapitana.

Jako kapitan nasz bohater stał się na tyle zamożny, że zdołał wyłożyć odpowiednią kwotę na zakup własnego statku pod nazwą "Le Cygne de Granville", którym kolejny raz powrócił na Ocean Indyjski. Penetrując jego wody dotarł do dziewiczych wysp St. Paul i Amsterdam. Wprawdzie odkryto je trzysta lat wcześniej, to jednak nie zaludniono, a nawet o nich zapomniano. Mierosławski objął je zatem we władanie, podnosząc flagę francuską. Na protest Anglików odpowiedział, że skoro nie podoba się flaga francuska, zmieni ją na polską. Cóż za podobieństwo do postępowania wcześniej prezentowanego rodaka Beniowskiego!

Jak się później okaże czekał go okres również awanturniczego życia wśród przemytników, piratów i korsarzy. Wciąż jednak cieszył się ze sprzyjającej mu fortuny. Dopełnieniem szczęśliwego okresu życia był ożenek z Rozalią Cayeux, córką bogatego kolonisty. Niestety, radość trwał zaledwie miesiąc, gdyż nowo poślubiona zmarła. To tragiczne wydarzenie załamało psychicznie Mierosławskiego do tego stopnia, że postanowił zakończyć swoją przygodę z morzem i żeglugą. Pozyskany z racji ożenku spadek podzielił między siostrę zmarłej żony a brata Ludwikiem, któremu przesłał pieniądze na cele rewolucyjne.

Pozostający w depresji Adam raptem odnalazł kolejny cel swego życia, a było nim... wspieranie i uczestnictwo w rewolucji. Sprzedał zatem połowę wyspy St. Paul, a także niepotrzebny mu już statek i z kwotą kilkudziesięciu tysięcy franków wrócił do Europy, by przy boku starszego brata brać udział w rewolucji. Jego działalność na Węgrzech, a zwłaszcza na Sycylii, to już oczywiście inna historia. Zaskakujący jest jednak finał niezwykłego żywota Mierosławskiego.

Wrócił on bowiem jeszcze raz do żeglugi. Zakupił duży szkuner i - dla podkreślenia swoich polskich korzeni - nadał mu nazwę, pewnie dla niektórych dziwną i niezrozumiałą: "Moja Polska". Powrócił na nim jeszcze raz na Ocean Indyjski na szlaki przemytnicze, ale niestety utracił statek w szalejącym sztormie. Ostatnim zaś akordem ziemskiej tułaczki tego nieprzeciętnego żeglarza i rewolucjonisty był rejs do Australii na niedużym dwumasztowcu o nazwie "Le Pilote", który notabene sam zaprojektował i zbudował. Z tego jednak rejsu nigdy już nie powrócił. Zmarł na tymże statku w okolicznościach owianych tajemnicą i do chwili obecnej nie do końca wyjaśnionych.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki