Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morderstwo na Półwyspie Helskim. Powtórka wizji lokalnej dotyczącej śmierci Sebastiana Preissa

Piotr Niemkiwicz, Roman Kościelniak
P. Niemkiewicz
Śledczy powtórzą wizję lokalną za Władysławowem w czerwcu. Czy świadkowie brutalnych wydarzeń sprzed prawie trzech lat wciąż mogą pamiętać tamte chwile?

Jerzy Preiss z całych sił walczy ze łzami, gdy przypomina sobie sceny, które świadkowie i policjanci odgrywają na jego oczach w lasku między Władysławowem a Chałupami. To właśnie tu, niedaleko przejazdu kolejowego i ruchliwej, wojewódzkiej drogi, zakatowano jego 27-letni ego syna, Sebastiana.

- Dla mnie to wciąż niezwykle świeże wydarzenie - mówi pucczanin. - Choć minęły już prawie trzy lata, wciąż dobrze pamiętam, co tu się stało. Skąd? Z policyjnych i prokuratorskich śledztw, zeznań świadków i słów tych, którzy bili mojego Sebastiana.

Butem w klatkę

Wszystko rozegrało się nad ranem 15 sierpnia 2010 r. To wtedy doszło do - jak to ujął sąd - szarpaniny na półwyspie.
Z imprezowego namiotu znajdującego się na bałtyckiej plaży wracał Sebastian Preiss, który był świadkiem, jak grupka mężczyzn zaczepiła dziewczynę. Pucczanin stanął w jej obronie i automatycznie stał się celem ataku ochroniarzy, którzy opuścili tę samą dyskotekę co on.

W pewnym momencie Sebastian otrzymał od napastników cios w głowę i osunął się na ziemię. Ale to nie powstrzymało mężczyzn, którzy - jak relacjonuje po latach jego ojciec - mieli go dalej bić i kopać.

- Jeden z nich z całej siły uderzył Sebastiana nogą w klatkę piersiową - mówi ojciec. - Jeśli bił tak mocno, to na pewno liczył się z tym, że może zabić. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
Pucczanin doszukał się informacji, że wśród ochroniarzy półwyspowego baru-dyskoteki byli zawodnicy, którzy mieli mieć za sobą walki MMA. Wśród nich jeden z dwóch oskarżonych.

- Jego klubowy kolega wskazał go w swoich zeznaniach jako tego, którego odcisk buta znaleziono potem na zwłokach syna - mówi Jerzy Preiss. - Sportowcy przecież dobrze znają siłę swoich ciosów.

Po skatowaniu 27-latka mężczyźni wsiedli do busa i odjechali w kierunku Poznania. Część udało się zatrzymać dość szybko po zdarzeniu, ale dwóch - Paweł K. i Piotr R. - uciekło. Międzynarodowe poszukiwania trwały blisko rok i zakończyły się sukcesem.

Słaba pamięć

Jerzy Preiss doskonale pamięta całą historię - pobicie, ucieczkę, poszukiwania, w których sam czynnie pomagał...

Ale nie wszystkim pamięć tak świetnie dopisuje. Paweł K. oraz Piotr R. - mieszkańcy Poznania, których Prokuratura Rejonowa w Pucku oskarża o śmiertelne pobicie Sebastiana - podczas wizji lokalnej odmówili składania zeznań.

Niewiele też dodali nieliczni świadkowie, którzy w ubiegłym tygodniu stawili się na półwyspie.

- Jak można nie pamiętać, jaka była wtedy pogoda, albo kto uderzył leżącego na ziemi chłopaka? - Jerzy Preiss bezradnie rozkłada ręce i ukradkiem zerka w stronę symbolicznego grobu swojego syna. - Nie da się przecież wymazać z pamięci pobicia tak dotkliwego, które skutkowało śmiercią człowieka. Po prostu się nie da...

Wizja na niby

O przeprowadzeniu majowej wizji na półwyspie zadecydował gdański sąd, przed obliczem którego toczy się proces. Późno - bo dwa lata i osiem miesięcy po śmiertelnym zdarzeniu. I trudno dziś znaleźć osoby, które tę decyzję rozumieją lub popierają.

- Kompletnie nie rozumiem - przyznaje Jerzy Preiss. - Wizja powinna się odbyć zaraz po złapaniu sprawców i tych, którzy im pomagali. Wtedy to miałoby sens. A dziś? Dziś to musztarda po obiedzie.

Majowe spotkanie dwóch oskarżonych, rodziny Sebastiana oraz świadków tragedii, która rozegrała się w połowie sierpnia 2010 roku kilka kilometrów za Władysławowem, okazało się niemal kompletnym fiaskiem.

Dlatego m.in., że obaj sprawcy nie chcieli zeznawać, a dodatkowo nie zjawiła się część osób, które na własne oczy widziały, jak grupa ochroniarzy bije leżącego mężczyznę.

Na początku czerwca śledczy wizję powtórzą. Z jakim efektem? Prokuratura w Pucku ma nadzieję, że tym razem będzie dużo efektywniej.

Jerzy Preiss jest sceptycznie nastawiony.

- Oprawcy śmieją się nam prosto w oczy, a główny świadek unika konfrontacji z nimi - mówi pucczanin. - Z jednej strony trudno się mu dziwić, bo jeśli ktoś raz zabił, to kto wie, co może zrobić tym razem...

ROZMOWA

Piotr Styczewski
szef Prokuratury Rejonowej z Pucka

Czy wizja lokalna po tak długim czasie to właściwe rozwiązanie?
Moim zdaniem, nie, bo od momentu zdarzenia dzieli nas już zbyt długi okres. Przypomnę, że upłynęły prawie trzy lata. A pamięć ludzka bywa zawodna. Zatem z dużą dozą prawdopodobieństwa można się było spodziewać, że uczestnicy wizji na Półwyspie Helskim będą się zasłaniać niepamięcią co do niektórych fragmentów. I tak właśnie się stało. Ale o przeprowadzeniu rekonstrukcji zdarzeń z sierpnia 2010 roku zadecydował Sąd Okręgowy w Gdańsku, więc musieliśmy przeprowadzić wizję i kropka.

Trudno powiedzieć, że spotkanie na półwyspie wniosło coś nowego do procesu.
Wprawdzie doprowadzono na miejsce obu oskarżonych o śmiertelne pobicie, ale ci odmówili składania zeznań. Niewiele powiedzieli też świadkowie, którzy się stawili w lasku. Mamy jeszcze jedną szansę, w środę, 5 czerwca. Podczas tej wizji powinno się zjawić więcej świadków, bo jeśli tym razem zignorują nasze wezwania, to sięgniemy po kary finansowe. Dość dotkliwe, bo zgodnie z prawem możemy nałożyć je do kwoty tysiąca złotych.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki