Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moda w czasie okupacji. Bronią były kapelusze i woalki. ROZMOWA z Krzysztofem Trojanowskim [ZDJĘCIA]

rozm. Gabriela Pewińska
Takie, między innymi,  kapelusze nosiło się w Paryżu wiosną 1944 roku
Takie, między innymi, kapelusze nosiło się w Paryżu wiosną 1944 roku Z książki "Moda w okupowanej Francji i jej polskie echa"
Elegancja to był oręż w walce - mówi Krzysztof Trojanowski, autor książki "Moda w okupowanej Francji i jej polskie echa" w rozmowie z Gabrielą Pewińską.

Mieszkający w Paryżu w czasie okupacji pisarz Andrzej Bobkowski zanotował w 1943 roku: "Nigdy Paryż nie był tak elegancki i tak modnie ubrany, jak w tym roku. Wszystkie kobiety mają nowe kostiumy z długimi żakietami (…) Do tego fantazyjne sandały na drewnianej podeszwie i artystycznie malowane nogi, niektóre nawet z szwem równiutko ciągniętym". Artystycznie malowane nogi, czyli co właściwie?
Brakowało jedwabnych pończoch. Niemcy, ledwo wkroczyli do Paryża, od razu rzucili się na damską galanterię, kosmetyki, konfekcję, zabawki, ubranka dla dzieci i hurtowo wysyłali je do ojczyzny. Ten brak pończoch stał się symbolem potężnego deficytu w garderobie damskiej czasu wojny. Pomysłowe elegantki, a i producenci kosmetyków postanowili jakoś temu zaradzić. Zaczęto używać preparatów koloryzujących. Malowano nimi nogi, co dawało złudzenie pończoch. Zręczne paryżanki dodatkowo kreśliły na łydkach kreskę imitującą szew. Znane firmy, jak choćby Elizabeth Arden, proponowały całą gamę kosmetyków brązujących na różne pory roku, w różnych odcieniach. A malarze z Montmartre'u zaoferowali, że będą kobietom malować nogi... w kwiaty.

Ktoś się skusił?
O dziwo, pomysł się nie przyjął. W kronice filmowej pokazywano natomiast paryżankę, która w przerwie obiadowej idzie do gabinetu kosmetycznego, tam poddaje się zabiegowi malowania nóg i elegancka wraca do pracy. Latem prasa zachwalała opalanie nóg. Opalenizna modna była też w Generalnym Gubernatorstwie. Polki rzadziej malowały nogi, stało się to modne dopiero po wojnie.

Jedwabne pończochy długo jeszcze były towarem deficytowym.
W polskojęzycznej prasie czasu okupacji pojawiła się relacja francuskiego korespondenta, który donosił z Paryża o tym, jak to oskarżono o kradzież ekspedientkę tamtejszej piekarni. Owa kobieta demonstracyjnie prała i suszyła jedwabne pończochy, które, jak wiadomo, wzbudzały powszechną zazdrość. Na skutek donosów aferą zainteresowała się policja. Odkryto, że zaradna elegantka pobierała od klientów kartki na chleb i wymieniała je na czarnym rynku. Przelicznik: 10 kg chleba za parę pończoch.

Moda i wojna - te pojęcia właściwie się wykluczają. Jak się okazuje nie we Francji, która - cytując Bobkowskiego - "znajduje rozrywkę w okupacji. W Paryżu jest wszystko modą - obecnie jest moda na Niemców". Paryż nie przestał być modny w czasie wojny. Wykreował tylko nowy styl.
Staranny wygląd był w tamtym czasie ważny. Podkreślają to kronikarze. Elegancja to była broń, oręż w walce z silniejszym przeciwnikiem, pozwalała zamanifestować godność i tożsamość narodową. Staranny ubiór pełnił też funkcję terapeutyczną, pozwalał, choć na chwilę, oderwać się od koszmaru wojny, pozwalał odetchnąć. Co ciekawe, w ten sposób odbierały też rolę mody Żydówki w warszawskim getcie. Ubiór w okresie okupacji to też odzwierciedlenie zmian, tak rzeczywistości obyczajowej, jak i sytuacji ekonomicznej.

Mianowicie?
W sezonie jesienno-zimowym 1939/40 w Paryżu, kolebce luksusowego krawiectwa - haute couture, pojawiły się na przykład wykwintne stroje do schronu. Wylansowano też nowe kolory, niebieski "RAF", z sympatii do angielskiego sojusznika, czy brązowy zwany "francuska ziemia". Na początku 1940 roku znana firma jubilerska wprowadziła biżuterię inspirowaną bieżącymi wydarzeniami: bransoletki z przywieszkami w kształcie tabliczki z napisem "schron", działka przeciwlotniczego, maski przeciwgazowej, granatu. Inspiracją była też ideologia Vichy. W ramach odnowy moralnej, którą wprowadzał rząd marszałka Pétaina lansowane było hasło powrotu do ziemi. Zapanowała moda na motywy wiejskie, na ludowość, folklor. Pojawiły się elementy patriotyczne, jedwabne szaliki czy chustki z wizerunkiem marszałka. Ale nosiły je ponoć tylko zagorzałe patriotki. Popularne były motywy związane z historią Francji: topór frankijski, cytaty z Marsylianki.

Spory rozdział swojej książki poświęca Pan kapeluszom, zaskakuje wypowiedź paryskiego fotografa Jean-Henri Lartigue'a: "Polem walki jest Maxim's, bronią zaś kapelusze, woalki, fryzury, klipsy i wiszące kolczyki (…). Cocteau mówił, że przed każdą rewolucją kobiety stroją się w nieprawdopodobne kapelusze. Strach pomyśleć co nas czeka".

W kwestii nakryć głowy Francja okresu okupacji przeszła samą siebie. Początkowo dominowały niewielkie nakrycia głowy. Miniaturowe wręcz. Sytuacja zaczęła się zmieniać wiosną 1942 roku, kiedy w modę weszły kapelusze o średnicy sięgającej nawet pół metra! Paryskie modystki nie miały sobie równych, kapelusze to były całe ogrody! Modne były turbany, popularne także na terenie Generalnego Gubernatorstwa, gdzie upinało się je w charakterystyczny sposób z węzłem nad czołem. Wiosną 1940 roku na łamach tygodnika "Pour Elle" pisano: "Turban triumfuje. Ciepło otula głowę, zgrabnie przylega i przyjemnie okala każdą twarz". Z czasem turbany zaczęto upinać coraz wyżej, co mocno degustowało projektantkę Elsę Schiaparelli, która takie oryginalne nakrycie głowy porównywała do "monstrualnych rozmiarów kobry zwiniętej po wyjątkowo obfitej uczcie". Ale turbany były bardzo praktyczne.

Zakrywały niedostatki fryzury?
Bywało i tak, choć w prasie przypominano, że warunki okupacyjne nie zwalniają z zachowania podstawowych zasad higieny i elegancji. Należało pamiętać o trwałej ondulacji i regularnym farbowaniu włosów, ale też o tym, że gdy w trakcie farbowania nagle usłyszymy syrenę alarmową, to szybciej można zmyć szampon koloryzujący niż gęstą hennę.

Dbano o włosy, ale też o odzież.
By spodnie za szybko się nie wytarły, należało siadać na miękkich podkładkach wycinanych z wykładziny dywanowej. Podobnie dbano o skarpety, wzmacniając miejsca na pięcie i wokół palców.

Jest w Pana książce zdjęcie przepięknych butów uszytych ze skórzanego tornistra. Bobkowski pisze o fantazyjnych sandałach na drewnianej podeszwie.
Można i dziś znaleźć ślady tamtej mody. Buty na drewnianych lub korkowych podeszwach to symbol lat okupacji nie tylko we Francji. Nosiły je też Polki w Generalnym Gubernatorstwie. Trudno było kupić buty, robiono je z czego się dało. Oczywiście, korkowe podeszwy cieszyły się większym wzięciem niż drewniane, były lżejsze. Niestety, we Francji w końcu i korka zaczęło brakować. Większość produkcji szła na potrzeby producentów wina i szampana. Jak pisała prasa: Przecież nie można zrezygnować z picia, żeby chodzić.

We Francji na pewno.
Należy podkreślić, że okupacja Francji, a okupacja Polski to dwa światy. Tę pierwszą można porównać do dość łagodnej opresji, druga to był jednak terror, zagrożenie, śmierć. We Francji życie kulturalne kwitło. W Polsce panował moralny kodeks zakazujący uczestnictwa w jawnym życiu kulturalnym, choć, jak się okazuje, niekiedy przed kinami ustawiały się kolejki. A i teatry raczej nie narzekały na frekwencję.

Ulica warszawska, jak widać na starych filmach czy fotografiach, też chciała być modna.
Monika Żeromska wspomina, że przy-zwoity wygląd był wtedy synonimem oporu, w dobry nastrój wprowadzało kilka kropel markowych francuskich perfum z jeszcze przedwojennych zapasów. To używanie życia, bo takim jest pewnie hołdowanie modzie w tamtych trudnych czasach, może zakrawać na herezję. Ale, jak wspominają świadkowie tamtych lat, ludziom to było potrzebne.

W Warszawie, jak pisze Pan, organizowano nawet pokazy mody.
Pierwszy odbył się już w 1940 roku, był połączony z występami artystycznymi. Jednak nie spotkał się z zainteresowaniem. Chyba po prostu nie wypadało w tym uczestniczyć, to był początek okupacji, ludzie jeszcze się nie otrząsnęli. Do pomysłu powrócono w 1943 roku. Od tego czasu urządzano pokazy mody na scenach teatrów warszawskich, z prezentacją modeli i dodatków ze stołecznych pracowni. Co ciekawe, wiosną 1944 roku było zarejestrowanych w Warszawie 1500 zakładów krawieckich! W tym pięć renomowanych salonów aspirujących do wykwintnego krawiectwa haute couture. Najbardziej prestiżowe było Studio Mody Kobiecej "Falbanka" prowadzone przez projektantkę Zofię Hebdę, wyrocznię w dziedzinie odzieżowego savoir-vivre'u.

W filmie "Ciemności skryją ziemię", dokumencie o wyzwalaniu obozów koncentracyjnych jest scena, gdy angielscy żołnierze dostarczają więźniarkom luksusową odzież z Harrodsa: buty, sukienki, rękawiczki, kapelusze. Te ubrania to był dla nich powrót do życia, do człowieczeństwa.
Symboliczne odzyskanie godności. Hołdowanie modzie w tamtych czasach ma taki właśnie wydźwięk, to manifestacja siły, sprzeciwu wobec rzeczywistości.

Odrobina normalności w nienormalnych czasach. Kiedy przyglądam się zdjęciom w Pana książce, dochodzę do wniosku, że w trudnych czasach kobiety ubierały się ciekawiej niż teraz, gdy wszystko jest dostępne. W PRL elegantki też potrafiły zrobić coś z niczego. Firanki przerabiały na sukienki.
Te przeróbki to też był znak tamtych czasów. Tak w okupowanej Francji, jak i w Polsce. Przeróbki na niesamowitą skalę! Wtedy to w większym stopniu nie projektanci dyktowali styl, a rzeczywistość. Ulica przeniknęła do haute couture. Liczyła się praktyczność, czyli na przykład spódnico-spodnie, świetne na rower!

"Cały Paryż jeździ na rowerze. Rower jest ostatnim krzykiem mody. Wszyscy ci, co mieli niegdyś samochody, kupują rowery, płacąc zawrotne ceny (...). Za rower płaci się pieniędzmi, masłem, jajkami i tytoniem. (...) Szanująca się elegantka musi mieć rower" - pisał Bobkowski.
Popularne były też torby z paskiem na ramię, przed wojną przyjmowały się z oporem, jako przejaw złego amerykańskiego gustu. Ale na rower były jak znalazł. Modne były też okrągłe torebki z drewna. Praktyczność, kreatywność, pomysłowość - to się liczyło.

Pomysłowe Francuzki szyły nawet płaszcze z kociego futra, pisze Pan...
Wynikało to z większej dostępności tego surowca i dbałości o zdrowie, uważano bowiem, że kocie futro jest dobre na reumatyzm. Wyprawione kocie skórki można było kupić w aptece. Korzystały z nich nawet najbardziej prestiżowe firmy modniarskie. Ale najbardziej popularne było futro królicze, choć okrycia szyto też z futra kreciego, a nawet z chomika!
Ach, te Francuzki, ubrałyby się nawet w sztandary!
Niewykluczone.

"Moda w okupowanej Francji i jej polskie echa" (PWN 2014)

Pierwsza książka o modzie w okupowanej Francji i jej wpływie na modę w okupowanej Polsce. Autor ukazuje zapomniany świat mody i elegancji funkcjonujący we Francji mimo trwającej wojny i okupacji - ówczesne kolekcje mody i lansowane kreacje, aktywność domów mody, prasę i reklamę, katalogi i pokazy mody, modę różnych grup społecznych, używane perfumy i kosmetyki oraz wpływ wydarzeń wojennych na zmiany w modzie. W barwnej, bogato ilustrowanej, narracji nie pomija także tła społecznego, życia kulturalno-towarzyskiego prowadzonego w czasie wojny, a później okupacji niemieckiej.

Krzysztof Trojanowski - adiunkt w Katedrze Filologii Romańskiej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Autor przekładów literackich i publikacji w języku polskim i francuskim z dziedziny kultury Francji i historii kina, m. in monografii - "Marcel Carné. Klasyk francuskiego kina" (2011)
[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki