Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moda i styl. Łatwiej rozstać się z żoną niż z garniturem? ROZMOWA ze stylistą Krzysztofem Łoszewskim

rozm. Ryszarda Wojciechowska
T.Bołt
O liczbie guzików w marynarce, długości rękawów koszuli, kolorze krawata oraz o tym, że nie ma życia bez spodni - mówi stylista i projektant mody Krzysztof Łoszewski.

Jak bardzo zmieniał się ciąg Polaków na modę przez ostatnie ćwierćwiecze?
Nie mogę ocenić lat 80. i 90., ponieważ do Polski wróciłem dopiero w 1998 roku. Do Brukseli wyjechałem w 1980 roku i tam przez 15 lat pracowałem w belgijskiej firmie Olivier Strelli jako asystent właściciela i głównego projektanta marki. Na powrót namówił mnie Krzysztof Kolberger, proponując stworzenie firmy odzieżowej w Polsce, którą on firmował swoim nazwiskiem. Zgodziłem się, bo po tylu latach nieobecności w kraju i przede wszystkim po zmianie systemu politycznego i ekonomicznego było to dla mnie ogromne wyzwanie. Poza tym od lat z Krzysztofem przyjaźniliśmy się.

Wrócił Pan i co zobaczył na ulicy?
Na pewno nie wielką modę. Ale pod koniec lat 90. byli już pierwsi projektanci. Wtedy sukcesy odnosiła Joanna Klimas. Tworzyła styl, który nazywamy minimalizmem. Wszystko w czerni, granacie, szarości i bieli. Bluzki koszulowe, proste fasony. To się na Zachodzie wówczas również nosiło. Ciekawiło mnie, jak ona to zrobiła. W Polsce? Jak jej się udało przebić z tą czernią i bluzką koszulową, po latach komunistycznej szarości? Ale ulica nadal wyglądała jeszcze biednie. Może nie w kobiecym wydaniu, bo Polki zawsze starały się ładnie wyglądać. Ale mężczyźni ubierali się byle jak.

Czyli jak?
Wszystko w ich ubiorze było przypadkowe. Nikt dla nich wtedy nie projektował. Kupowali to, co znajdowali w sklepie. Dzisiaj mężczyźni nie boją się już nosić, na przykład, różowych koszul, cytrynowych swetrów i czerwonych spodni. Teraz polski mężczyzna nie obawia się, że nosząc kolorowe ubrania, zostanie uznany za zniewieściałego albo geja. Polacy nareszcie pozbyli się kompleksów. Młody Polak ma tak samo obcięte włosy i takie same nosi spodnie jak jego rówieśnicy w innym europejskim kraju. Polska ulica wygląda teraz tak jak inne ulice na świecie. Oczywiście nadal popełniamy błędy, ale gdzie indziej też je popełniają. Niedawno leciałem z Nowego Jorku do San Francisco i nagle zorientowałem się, że Amerykanie w samolocie mają na sobie takie same plastikowe dresy, jakie w Polsce były modne pod koniec lat 90.

Polacy pracujący dzisiaj w korporacjach czy bankach muszą się ubierać według zasad dress code'u. Tu nie ma miejsca na fantazję.
Dla kobiet rajstopy i pełne buty nawet latem, dla panów obowiązkowo garnitur i krawat. Kiedyś zapytali mnie młodzi prawnicy: - Niech nam pan powie, czy my zawsze musimy mieć ten krawat? Jeden z nich dodał, że podczas odbywania praktyk w londyńskiej kancelarii zauważył, że jego koledzy nie zawsze przychodzili pod krawatem. Odparłem, że to wszystko zależy od kancelarii, od sytuacji, w jakiej jesteśmy, od tego, czy mamy spotkanie z klientem. Bo ubranie sprawia, że jesteśmy wiarygodni albo nie. Nie chciałbym korzystać z usług kancelarii, w której czekałby na mnie adwokat w szortach i letnich sandałach. Nie powierzyłbym ważnej sprawy życiowej komuś, kto sprawia wrażenie, jakby za chwilę miał wypłynąć w morze. Chcę mieć przed sobą adwokata, którego wizerunek świadczy o tym, że skoro godnie reprezentuje firmę, to mnie też będzie tak reprezentował. Takiego również chcę mieć premiera, takich polityków.

Pan sobie robi listę najlepiej i najgorzej ubranych polskich polityków?
Nie. Po co? Ale polityczne środowisko też się pod względem mody zmieniło od lat 90. Wtedy królowały dwurzędowe marynarki, takie szerokie, z dużymi barami. Miały jedną zaletę - kryły wystający brzuch faceta. Dziś marynarki są bardzo dopasowane, mają wysoko podkrojone rękawy i zapinają się na dwa guziki, co jest wariantem najgorszym dla sylwetki. Bo jak wiadomo, dolny guzik nie powinien być zapięty. I problem zaczyna się od tego, w jakim miejscu ten guzik się znajduje. Jeśli wyżej niż talia, to rozchylają się poły marynarki i wychodzi krawat, który zamiast być schowany, wisi niczym totem na brzuchu. Niestety, to nie jest elegancki pomysł projektantów.

A ta najlepsza marynarka?
To ta, która się zapina na trzy guziki. Bo ten środkowy guzik trzyma marynarkę w talii i dobrze się wtedy wygląda.

Jakie błędy popełniają Polacy?
Częsty błąd to koszule z krótkimi rękawami. Najbardziej elegancka koszula to ta z długimi rękawami. Ale po ściągnięciu marynarki można rękaw podwinąć.

A co jest złego w krótkim rękawie męskiej koszuli latem?
Przede wszystkim nie nosimy takiej koszuli do marynarki z krawatem. Bo jeśli marynarka, to spod jej rękawa powinien wystawać kawałek mankietu, a nie goła ręka. Takie są zasady. Kiedyś jedna z pań zapytała: - Zasady? Gdzie to jest napisane? Odpowiedziałem: - A gdzie jest napisane, że w tramwaju ustępuje się miejsca starszym osobom? Też nigdzie. A stosuje się je. Przed paroma laty, podczas mojego wykładu w Akademii Dyplomatycznej, jeden z młodych przyszłych dyplomatów zapytał: - No dobrze, ale co to za problem, że premier Kaczyński miał rozczłapane buty i niechlujnie zawiązane sznurowadła? Może on nie chce się wyróżniać? I wtedy usłyszał ode mnie: - Co znaczy, że on nie chce się wyróżniać? Jeśli ktoś mlaska przy stole, to pan też będzie to robił, żeby się nie wyróżniać? Oczywiście, że nie. Staramy się mieć czyste buty, całe, niepostrzępione sznurówki. Tego wymagam od polityków, bo oni reprezentują mnie i mój kraj.

Jakie jeszcze błędy popełniają politycy?
Nie wiem, kto im podpowiedział, że czerwony krawat będzie się dobrze prezentować w polityce. Nie rozumiem tego. Krawaty nigdy nie powinny być jaśniejsze od koloru marynarki ani być perłowe czy w neonowych barwach. Powinny być zawsze ciemniejsze. Nie wolno dopuścić, żeby się zlewały z koszulą albo marynarką. Krawat jest tym elementem ubioru, który podkreśla naszą osobowość. Im jaśniejszy i bardziej błyszczący, tym mniej tej osobowości. Ważne też, aby krawat nie był zbyt wzorzysty. Bo odciąga uwagę od tego, co polityk mówi. Ostatnio mamy także modę na kolorowe oprawki okularów.
Ryszard Kalisz nosi okulary w czerwonych oprawkach. Kto mu ten pomysł podsunął?

Ale za to się wyróżnia.
Pan Kalisz wyróżnia się tym, co mówi i jak wygląda. Jest dużym mężczyzną, i to wystarczy. Te czerwone oprawki nie są mu potrzebne. Tak samo jak niepotrzebny mu krawat w kwiatki i jeszcze do tego strasznie wąski. Przy jego szyi, której praktycznie nie ma, taki wąski krawat przyciąga uwagę, czyli rozprasza. Zamiast słuchać tego, co mówi, myślimy - facet ma dużą głowę i taki wąski krawat? Ktoś mu naprawdę źle podpowiada.

Premier Donald Tusk, jak piszą, lubi włoskie garnitury. To chyba dobrze.
Nie wiem, czy lubi włoskie. Ale premier ma tę zaletę, że jest szczupły i na nim wszystkie garnitury dobrze leżą. Sławomir Nowak też zawsze świetnie wyglądał w garniturach.

Ale miał słabość do zegarków.
Nie wyciągnie mnie pani na polityczne rozmowy. Powiem tylko tyle, że wielu polityków już się bardzo stara. Wiedzą, że są obserwowani i oceniani. Chociaż jeszcze zbyt wielu z przyzwyczajenia i pewnie lenistwa nosi ciągle ten sam garnitur. Od lat. To widać, bo jest albo za ciasny, albo zbyt luźny.

Łatwiej rozstać się z żoną niż z garniturem?
Skoro o żonach pani wspomniała, to one są najczęściej "stylistami" swoich mężów. One decydują o tym, w co się mąż ubiera. Polak długo nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest oceniany na podstawie tego, jak wygląda. Trudno jest wybrać nowy garnitur, krawat i koszulę. Każdy potrzebuje kogoś, kto mu w tym wyborze pomoże. I tu dobra rola żon, matek czy narzeczonych. Ale to mężczyzna powinien wiedzieć, dlaczego ubiera się tak, a nie inaczej. Pamiętajmy o porach roku, o okolicznościach zawodowych, czyli formalnych, oraz o sytuacjach, które pozwalają na więcej swobody. Te wszystkie elementy decydują o tym, jak powinniśmy się ubierać.

Czy takie zjawisko jak szafiarki to wartość dodana w polskiej modzie?

To zjawisko istnieje od dawna na świecie, stamtąd przyszło do nas. Rzadko czytam komentarze blogerów. Niestety, brak im wiedzy, a ocena - to mi się podoba, a to nie, po prostu mnie nie interesuje. Lubię to, co pisze Michał Zaczyński. Nie rozumiem, skąd się wzięła pasja modowa u pisarza Michała Witkowskiego. To pasja czy prowokacja?

Pisarz Witkowski to teraz Michaśka albo Miss Gizzi, jak o sobie na blogu mówi.
Cenię go za jego książki. Spotkałem go kiedyś w Łodzi podczas Fashion Week i spytałem: - A co ty tu robisz? Odpowiedział: - No bo ja jestem teraz nowom blogerkom modowom. Wybuchnąłem śmiechem. Potem, kiedy widziałem go jeszcze kilka razy na pokazach, ponawiałem pytanie: - Kiedy ty się zatrzymasz w tym przebieraniu?

Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze, czyli o jego promocję.
To, co robi, nie jest przypadkowe. Jest przewrotny i lubi prowokować. Któregoś dnia zakpi sobie z tego zachwyconego sobą środowiska. Będzie gorąco...

Co on wie o modzie?
Nie wiem. Widzę go w kapelusikach, z przewiązanymi chustami, przedziwnie ubranego. Powtarzam, w tym jego szaleństwie jest metoda. I to mnie interesuje. Ale dziewczyny, tak zwane szafiarki, które obserwuję na pokazach mody, są nijakie. W ich przebraniu nie ma nic nowego, zabawnego, co świadczyłoby o ich dobrym guście. Coś udają, a tymczasem prawdziwa ikona mody Anna Wintour niczego nie wymyśla. Jest klasycznie, ale znakomicie ubrana. Niczego nie udaje. Udają inni.

Ona nie musi już zwracać na siebie uwagi.
Przez ponad 20 lat projektowałem w Brukseli i też się nie przebierałem. Chociaż... Kiedyś przyjechałem do Warszawy w drugiej połowie lat 80. Miałem włosy długie do ramion, płaszcz od Yohji Yamamoto do połowy łydki i ten płaszcz wyglądał jak chałat żydowski, na to założyłem czarną marynarkę, pod spodem miałem czarne legginsy od Jeana Paula Gaultiera. Buty za kostkę dopełniały całości. Tak ubrany wszedłem na wernisaż, gdzie była Nina Terentiew z telewizją. I wszystkie kamery odwróciły się w moim kierunku. Miałem świadomość, że wyglądam kuriozalnie. Ale wtedy byłem młody i bawiłem się swoim wizerunkiem i modą. W Japonii, Korei, Chinach, w każdym niemal zakątku już nastoletni ludzie prowadzą modowego bloga, piszą recenzje z pokazów mody. Siedzą w pierwszych rzędach. Bo moda jest ich pasją. Myślę, że dla Kasi Tusk, najbardziej znanej blogerki, moda też jest pasją. Ale nie oceniam tego, co robi, bo się tym nie interesowałem. Jej siłą jest to, że trafia do swoich rówieśników, wie, co się podoba jej pokoleniu.

Pisarz Witkowski rozsmakował się w modzie, a stylista Łoszewski w pisaniu książek.
Tyle że ja piszę o ubieraniu się. Skończyłem pisać trzecią książkę. Tym razem będzie to historia męskiej mody. Uczę jej w Szkole Stylu Moniki Jaruzelskiej. Moda, jaką dziś znamy, tak naprawdę zaczęła się po drugiej wojnie światowej. Wcześniej nikt nie projektował dla młodych ludzi. Dziewczyny przypominały własne matki, a chłopcy ojców. Młoda kobieta nie była inspiracją dla projektanta. Moda na spodnie takie, jak obecnie są, zaczęła się dopiero w drugiej połowie XIX wieku. Przez wieki arystokracja nosiła rodzaj spodenek, które po francusku nazywają się culotte, czyli spodnie do kolan. Podróż przez modę była ciekawa. Zacząłem się cofać do czasów, kiedy mężczyźni nosili jedwabne pończochy, pudrowali się, przyklejali sobie muszki, zakładali peruki, biżuterię, kokardy. I w tym cofaniu doszedłem do epoki brązu.

I co Pan odkrył jako archeolog mody?
To, że pierwszą rzeczą, jaką nosili mężczyźni, były spódnico-opaski. Nawet w starożytnym Rzymie uważano, że spodnie są nieprzyzwoite i nie noszono ich. A teraz, proszę, bez spodni nie ma życia, tego w męskim i kobiecym wydaniu.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki