Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

MMTS Kwidzyn blisko wygranej w Płocku! Orlen Wisła wygrała w rzutach karnych

Rafał Cybulski
Fot. AS
W piątek MMTS Kwidzyn postawił się Vive Tauronowi Kielce, ale przegrał. Dziś podopieczni Patryka Rombla po raz drugi z rzędu zeszli z boiska pokonani, ale sprawili olbrzymią niespodziankę, bo w hali najlepszej dotąd drużyny tego sezonu wywalczyli jeden punkt. W starciu z Orlenem Wisłą Płock kwidzynianie potrafili odrobić 6 goli straty i najpierw doprowadzili do dogrywki, a potem do historycznych w PGNiG Superlidze rzutów karnych. Dopiero w tej próbie lepsi okazali się gospodarze.

MMTS zaczął od kilku strat i pierwszego gola zdobył dopiero w 5 minucie, ale gospodarze też na początku grali nerwowo i w 10 min. było 4:4. W następnych akcjach kwidzynianie byli jednak nieskuteczni, co "nafciarze" bezwzględnie wykorzystali. Zdobyli 4 gole rzędu i w 13 min. było już 8:4. MMTS szybko odpowiedział serią trzech goli i znów złapał dystans z rywalem, ale potem przez 4 minuty kwidzynianie musieli radzić sobie w osłabieniu, bo na ławkę kar wędrowali kolejno Michał Peret i Marek Szpera. Niestety rywale znów okazali się bezwzględni, bo w tym okresie zdobyli 5 bramek nie tracąc żadnej. Podopiecznym Patryka Rombla tym razem nie opłacało się ryzyko gry bez bramkarza, bo bodaj trzykrotnie płocczanie kończyli akcje rzutami do pustej bramki.

Mimo sześciobramkowej straty MMTS znów jednak pokazał charakter popisując się serią 4 goli z rzędu i w 25 min przegrywał tylko 11:13. Niestety w samej końcówce kwidzynianie znów zmarnowali kilka okazji i na przerwę schodzili z wynikiem 12:17. Wynik mógłbyć jednak znacznie lepszy gdyby nie kiepska skuteczność, bo karnego nie wykorzystał Mateusz Seroka, a z 6 metrów gola nie potrafili zdobyć Adrian Nogowski, Grzegorz Szczepański i Paweł Genda.

Druga połowa zaczęła się tak, jakby wiślacy za bardzo uwierzyli w to, że mają mecz pod kontrolą. Gospodarze nie forsowali, ale MMTS znakomicie radził sobie z bardzo statycznym atakiem pozycyjnym, a skutecznego interwencje Krzysztofa Szczeciny dawały kwidzynianom okazje do kontrataków. Dlatego w 38 min. przegrywali już tylko 18:21. Wprawdzie potem gospodarze jeszcze 2-3 razy odskakiwali na 5-6 goli, ale MMTS za każdym razem szybko wracał do gry, a w samej końcówce posłał rywali na deski. W 53 minucie czarno-czerwoni przegrywali jeszcze 25:30, ale przez następnych 7 minut nie dali sobie wbić gola. Co więcej sami trafiali regularnie i w 57 min. po golu Mateusza Seroki zrobiło się 29:30. W nerwowej końcówce oba zespoły miały problemy by przeprowadzić skuteczną akcję i na 19 sekund przed końcem tablica wciąż wskazywała ten sam wynik. W ostatniej akcji trener Patryk Rombel postawił wszystko na jedną kartę i zdjął bramkarza, a jego podopieczni przeprowadzili umówioną wcześniej akcję, którą na 3 sekundy przed końcem skutecznym rzutem znów zakończył Mateusz Seroka. To oznaczało dogrywkę!

W niej pierwsi do siatki trafili "nafciarze", ale potem Wisła musiała grać w osłabieniu, co MMTS wykorzystał zdobywając 3 gole z rzędu. Niestety krótko potem czerwona kartkę w wyniku gradacji kar ujrzał Marek Szpera i gospodarze zdołali odrobić straty. Przy wyniku 33:33 trafił jednak Michał Peret, a potem kwidzynianie grając w osłabieniu mieli nawet piłkę. Niestety stracili ją, a że znów podjęli ryzyko gry bez bramkarza to do remisu rzutem przez całe boisko doprowadził Rodrigo Corrales. Co ciekawe to był już drugi gola hiszpańskiego golkipera w tym meczu, tym cenniejszy, że przedłużył nadzieje płocczan na zwycięstwo w serii rzutów karnych.

A w tych długo brylowali rzucający. Dla Wisły trafili Daszek, Ghionea, Rocha i Duarte, a dla MMTS Potoczny, Nogowski i Seroka. Jako czwarty w naszym zespole na linii 7 metrów stanął Michał Peret i właśnie on jako jedyny nie zdołał znaleźć drogi do bramki. Jego rzut obronił Marcin Wichary, który wcześniej ani na chwilę nie wyszedł na boisko. Wcześniejszych karnych też nie bronił. Chwilę potem kropkę na "i" postawił Mihić i to gospodarze cieszyli się ze zwycięstwa. Szczypiorniści MMTS też jednak mieli uśmiechy na twarzach, bo przecież ze świecą szukać kogoś, kto przed meczem postawiłby, że kwidzynianie zdobędą w Płocku punkt.

Orlen Wisła Płock-MMTS Kwidzyn 39:37 (17:12, 30:30, 34:34)
Orlen Wisła: Corrales 2, Morawski, Wichary - Daszek 5, Mihić 5, Ghionea 4, Ivić 4, Rocha 4, De Toledo 2, Duarte 2, Pusica 2, M. Gębala 1, T. Gębala 1, Taraboccia 1, Wiśniewski 1. Kary: 8 min.
MMTS: Kiepulski, Szczecina - Seroka 6, Nogowski 5, Krieger 4, Peret 4, Genda 3, Janikowski 3, Potoczny 3, Pilitowski 2, Szczepański 2, Szpera 2, Klinger, Rosiak. Kary: 12 min.
Sędziowali: Korneliusz Habierski, Grzegorz Skrobak (obaj Głogów)

POWIEDZIELI PO MECZU:
Patryk Rombel, trener MMTS Kwidzyn:
- Jestem bardzo dumny i zadowolony z tego, co dzisiaj zaprezentowali moi zawodnicy. Zostawili na boisku masę zdrowia, dokładając do tego w drugiej połowie chłodne głowy, czego nam brakowało szczególnie na początku tej części meczu, kiedy popełniliśmy sporo błędów. Myślę, że po zmianie stron był to właśnie taki zespół, jaki wszyscy chcą oglądać, a widowisko było takie, jakie było. Kibice zobaczyli fajny mecz. Jesteśmy trochę pionierami w tej lidze, bo pierwszą dogrywkę również my zagraliśmy, dzisiaj zagraliśmy pierwsze karne. Podsumowując, należy pogratulować Wiśle chłodnych głów przy karnych, mają dzięki temu dwa punkty. My cieszymy się z jednego, bo przed meczem niewielu widziało nas w roli drużyny, która wywozi stąd jakikolwiek punkt.

Kamil Krieger, rozgrywający MMTS Kwidzyn:
- Nic nie zapowiadało takiego wyniku z przebiegu całego spotkania. Po pierwszej połowie przegrywaliśmy pięcioma bramkami i dopiero w okolicach 40. min. zaczęliśmy wierzyć w siebie. Zaczęliśmy lepiej bronić, grać konsekwentnie, nikt się nie „podpalał” i wykonywaliśmy po prostu założenia trenera. Cieszymy się z tego, że tak ten mecz się skończył. Być może mielibyśmy jeszcze więcej powodów do radości, gdyby nie moja ostatnia akcja z dogrywki.

Piotr Przybecki, trener Orlen Wisły:
- Horror z happy endem dla nas, ale naprawdę musieliśmy się napocić, żeby ten mecz wygrać. Na szczęście Marcin Wichary doszedł do formy, stanął w bramce i obronił najważniejszy karny w tym meczu (śmiech). Trzeba sobie jasno powiedzieć, że sami sobie zgotowaliśmy ten los, oczywiście nic nie ujmując graczom MMTS, którzy zagrali dzisiaj dobre zawody. My prowadząc ten mecz w drugiej połowie straciliśmy nad nim kontrolę. Na przestrzeni całego spotkania popełniliśmy bodajże dwadzieścia błędów – takich prostych, nie zawsze wymuszonych, a to może się czasami skończyć tragicznie. Na szczęście ten zespół jest bardzo walczący, za co dziękuję zawodnikom. Wydaje mi się, że gdzieś odbiły się na nas ostatnie spotkania i krótkie przerwy między nimi, ale z drugiej strony jesteśmy na to przygotowani i takie mecze w domu powinniśmy kontrolować.

Rodrigo Corrales, bramkarz Orlen Wisły:
- Naszym celem było od początku kontrolować ten mecz. Chcieliśmy wypracować sobie przewagę w pierwszej połowie i umiejętnie prowadzić grę po zmianie stron. Być może pojawiło się u nas zmęczenie, ale najważniejsze, że drużyna pokazała charakter i że walczyliśmy do końca. Każdy z zawodników coś wniósł dzisiaj. Marcin Wichary nie grał cały mecz, ale wszedł na ostatniego karnego i go obronił. Każdy z nas chce grać i wnosić coś dobrego do drużyny i to jest bardzo dobre.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki