Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młodzi ukraińscy lekarze uczą się w Pucku

P. Niemkiewicz, K. Hoffmann
Ukraińscy lekarze przez miesiąc - pod okiem dr. Macieja Śmietańskiego (w środku) - poznają tajniki chirurgii
Ukraińscy lekarze przez miesiąc - pod okiem dr. Macieja Śmietańskiego (w środku) - poznają tajniki chirurgii Piotr Niemkiewicz
Dla nich każda godzina spędzona w małym, powiatowym szpitalu w Polsce, jest na wagę złota. Dla samej placówki to z jednej strony udzielanie wsparcia sąsiadowi zza wschodniej granicy, a z drugiej - chęć podzielenia się swoim doświadczeniem lekarskim.

Ordynator oddziału chirurgii puckiego szpitala - dr Maciej Śmietański - zorganizował niezwykły staż dla czterech najbardziej uzdolnionych młodych lekarzy z Ukrainy.

Jak mówi pomysłodawca, sam na początku swojej kariery lekarskiej skorzystał z podobnego zagranicznego wsparcia. - Świeżo po studiach trafiłem na staż do niemieckiej kliniki - wspomina. - Zobaczyłem tam kawał porządnej chirurgii. Wówczas, na początku lat 90., poziom lecznictwa w Polsce był podobny do tego, jaki jest dzisiaj na Ukrainie.

Doktor Śmietański w pomoc Ukrainie zaangażowany jest od wielu lat. Wraz z kolegami po fachu jeździ i pomaga w terenie. Jest też pomysłodawcą cyklu kursów doszkalających tamtejszych specjalistów.

Pielęgniarka wypisze receptę, kolejki do lekarzy będą krótsze [ZDJĘCIA]

W maju we Lwowie odbędzie się już jubileuszowy - 10 kurs, w ramach Polsko-Ukraińskich Dni Chirurgii. Darmowe pokazy chirurgicznych umiejętności cieszą się tam ogromną popularnością. Zresztą, nie tylko tam nasz specjalista od przepuklin niósł pomoc. W 2010 roku razem z dr. Józefem Kitowskim wybrali się do Afryki, aby bezpłatnie świadczyć usługi lekarskie. Do Ghany polecieli własnym sumptem i podczas swojego urlopu. Na Czarnym Lądzie dr Maciej Śmietański i dr Józef Kitowski spędzili w sumie 10 dni. Polską ekipę wzmocnił Juri Turas z estońskiego uniwersytetu w Tallinie. Zoperowali razem około 60 pacjentów z przepuklinami.

- To było wyjątkowo ciekawe doświadczenie - przyznaje dr Śmietański, członek zarządu Europejskiego Towarzystwa Przepuklinowego. - Zmagaliśmy się z temperaturą i standardem pracy, do których europejscy lekarze nie są przyzwyczajeni.

Pucko-ukraińską akcję humanitarną dr Śmietański rozpoczął oczywiście od zbierania funduszy. Aby odpowiednio ugościć utalentowanych ukraińskich chirurgów, zebrano 10 tys. zł, pozyskując też znaczącą pomoc lokalnego hotelarza. Pieniądze pochodziły ze sprzedaży dzieł sztuki i koncertu charytatywnego w gdańskiej Rock Cafe, na którym zagrał m.in. Jarosław Janiszewski z Czarno-Czarnych. Swoją cegiełkę dołożył właściciel Willi Puck, znajdującej się vis-á-vis powiatowej lecznicy. To tam młodzi adepci chirurgii przez miesiąc spali, jedli i wypoczywali.

Perspektywiczni mistrzowie skalpela

Lekarze, którzy przybyli nad Zatokę Pucką, zostali wyłonieni na zasadzie konkursu. Na skrzynkę przychodziły aplikacje, w których kandydaci wyjaśniali, dlaczego chcą po naukę przejechać kilkaset kilometrów, na północ Polski. Wpłynęło szesnaście podań - rozpatrywało je czterech niezależnych profesorów, w tym konsultant krajowy.

Młodzi Ukraińcy zostawili swoje dotychczasowe życie w kraju, który boryka się z wojną. Zdecydowali się na wyjazd w nieznane - do małego Pucka, w którym dzieją się wielkie operacje. Chociaż to tylko staż, to jednak nie ma mowy o parzeniu kawy czy układaniu dokumentów. Przyjechali tu po naukę i to właśnie robią.

- Nasi goście asystują przy skomplikowanych operacjach - zaznacza doktor Śmietański. A takich w puckiej lecznicy nie brakuje.

Pucki oddział chirurgii uznawany jest za jeden z najlepszych pod względem operowania przepuklin w Europie. Każdy dzień spędzony na bloku to dla lekarzy stażystów bezcenna lekcja na przyszłość. A ordynator jest wybitnym specjalistą w tej dziedzinie.

- Podobne zabiegi, jakie tu wykonujemy, w Polsce robią może trzy osoby - mówi dr Maciej Śmietański. - U nas stażyści mają więc pełny pakiet edukacyjny za darmo i chętnie z niego korzystają.

Dr Wladimir Lavrynets, chirurg z Ukrainy, w styczniu skończył pobyt w Pucku. Płynnie mówi po polsku. Urodził się na zachodzie kraju, w Iwano-Frankiwsku, czyli dawnym Stanisławowie. Tam skutki wojny aż tak nie oddziałują na mieszkańców. Język polski dr Lavrynets opanował również dzięki temu, że rodzinną Ukrainę opuścił przed kilkoma laty i teraz mieszka pod Warszawą.

Młody lekarz był pod wielkim wrażeniem pracy u boku specjalistów.

- Zobaczyłem różne techniki operowania, które prowadzi doktor Maciej Śmietański - mówi Ukrainiec. - To dzięki niemu mogłem doskonalić swoje umiejętności. Jestem zachwycony tym, czego się nauczyłem przez ten miesiąc.

Nad morze przyjechał razem z ciężarną żoną. Państwo Lavrynets zakochali się w mieście nad Pucyfikiem, czyli zatoką. Po pracy na oddziale chętnie spędzali czas, przechadzając się po urokliwym rynku czy spacerując po molu.

Po cichu liczyli na to, że ich potomek urodzi się właśnie na puckiej porodówce. Jednak malec nie zdecydował się przyjść na świat podczas stażowego pobytu taty.

Kto ma pieniądze, ten się leczy - takie są realia

Dla gości ze Wschodu wizyta w Pucku to też lekcja zupełnie nowych obyczajów lekarskich czy wręcz systemu lecznictwa. Ten na Ukrainie - jak mówią - mocno odbiega od polskich standardów. Przede wszystkim tam nie istnieje fundusz zdrowia w takiej postaci, jaki my znamy.

Ukraińcy leczą się według zasady „chcesz być zdrowy, zapłać za zabieg”. Działa to na niekorzyść chorych, bo muszą oni dysponować niemałą gotówką, jeszcze przed tym, zanim zaczną się ubiegać o przeprowadzenie skomplikowanego zabiegu, mającego uratować im życie.

Z drugiej strony, brak takiej struktury jak polski NFZ pod znakiem zapytania stawia też rozwój przyszłych specjalistów. Dlaczego? Bo pacjenci - którym w końcu uda się uzbierać odpowiednie kwoty - najpierw przyjdą do znanego chirurga, a nie dadzą się zoperować młokosowi bez doświadczenia. Młodzi nie mają zatem możliwości zdobycia praktyki.

Często też - jak mówią młodzi lekarze - dochodzi do patologicznych sytuacji, gdy młodzi chirurdzy muszą zapłacić tym bardziej doświadczonym za to, żeby pozwolili im wykonać zabieg.

- Takie są realia - z westchnieniem dodaje dr Wladimir. - Dlatego jeździmy na Zachód po niezbędne doświadczenie. U nas zdobyć je jest niezmiernie ciężko.

Mimo wszystko dr Lavrynets nie traci nadziei. - Kiedyś wrócę do ojczyzny - mówi. - Tam mieszka moja rodzina i wielu przyjaciół.

Dr Maksym Kutovyi, który w lutym rozpoczął swój miesięczny cykl szkoleń w Pucku, pochodzi z Dniepropietrowska - miasta znajdującego się praktycznie w samym centrum ukraińskiej rewolucji.

- Na ten staż czekałem od dawna - mówi nam. - Doktor Śmietański jest doskonale znany w moim kraju, dlatego praca u jego boku to dla mnie wielkie wyróżnienie.

Maksym po miesiącu wróci do ukraińskiej rzeczywistości. Jednak sam będzie miał już większy oręż - doświadczenie zdobyte w Polsce zaowocuje w przyszłości.

Dla Ukraińców staż nie jest tylko cenną lekcją zawodu. To też oderwanie się od dramatycznych wydarzeń, jakie na co dzień rozgrywają się w ich ojczyźnie. A wprawa nabyta w Pucku pomoże im tylko pomagać.


[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki