Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mirosław Oczkoś: PiS będzie walczyć o życie. Spodziewam się, że kampania prezydencka będzie wyjątkowo brutalna

Karol Uliczny
Karol Uliczny
Adam Jankowski/Adam Jankowski
Cała mądrość sztabów podczas drugiej tury wyborów będzie polegać na tym, jak zniwelować fakt, że bierze w niej udział kobieta i nie można jej atakować, a z drugiej strony, jak przekonać, by kobieta wypunktowała urzędującego prezydenta RP. To będzie wyjątkowo ciekawy pojedynek - mówi dr Mirosław Oczkoś, ekspert od wizerunku i marketingu politycznego.

O jakim prezydencie marzymy?

Pewnie każdy o jakimś innym. Gdyby jednak zebrać dostępne badania, pewnie udałoby się wyciągnąć wspólny mianownik. To osoba, która ma godnie reprezentować nasz kraj, być szanowana w świecie, mówić w obcych językach, wyglądać elegancko, prezentować zewnętrzną klasę oraz być ponad bieżącą „sieczką” i „nawalanką”. I przy każdej okazji zapewniać, że jest reprezentantem wszystkich Polaków. To oczekiwania, pod którymi podpisze się chyba każdy. Kłopot zaczyna się w momencie, gdy wchodzimy w szczegóły. Okazuje się, że w naszym kraju definicje pozamieniały swoje znaczenia i dla różnych ludzi są czymś zupełnie innym. Zauważmy, że typowa cecha dobrego prezydenta, czyli patriotyzm, będzie dla zwolenników KO budowaniem silnej Polski w silnej Europie, dla zwolenników Konfederacji - wyjściem z Unii Europejskiej.

Mówi pan, że prezydent powinien łączyć, być poza bieżącą „sieczką”. Obecny nie ukrywa, że broni postulatów macierzystej partii, a mimo to utrzymuje poparcie na poziomie ok. 45 proc. w pierwszej turze. Większe od samego PiS.

Zgoda, proszę jednak zauważyć, że prezydent Duda nie ma rekordowych sondaży, jeśli wziąć pod uwagę ten etap kampanii. Niższe miał tylko Lech Kaczyński. A przecież musimy wziąć pod uwagę, że Polacy dają z urzędu większe poparcie obecnie sprawującemu władzę. Gdybyśmy popatrzyli na tendencje, to są one wyraźnie spadkowe. W badaniu dla wp.pl marszałek Kidawa-Błońska niemal zrównuje się z Andrzejem Dudą, mimo że praktycznie nie widać jej w telewizji. Przypominam, że na początku lutego 2015 r. Bronisław Komorowski miał poparcie rzędu 45 proc., a Andrzej Duda 23 proc. Sytuacja była analogiczna do obecnej. Jak się skończyło, wszyscy doskonale wiemy. Ciekaw jestem wyniku kolejnych badań, bo widać, że prezydent Duda już wybrał drogę, którą chciałby podążać w tej kampanii.

I tu wchodzimy w sferę budowania wizerunku. W ostatnich dniach prezydent stara się pokazać jako groźny i nieugięty mąż stanu. To dobra strategia?

Podczas mijającej kadencji Andrzej Duda miał wystarczająco dużo czasu na zbudowanie politycznego wizerunku oraz gromadzenie wokół niego zwolenników. Dla ludzi, którzy mniej interesują się polityką, prezydent to człowiek ubrany w drogi garnitur, z ładną żoną, jeżdżący po całym świecie. Ci, którzy interesują się bardziej, wiedzą, że jest uzależniony od prezesa Kaczyńskiego i jest bardzo blisko Prawa i Sprawiedliwości, co oczywiście przez jednych jest chwalone, a przez drugich wręcz przeciwnie. I tu dochodzimy do sedna. Wizerunek danego człowieka oceniamy po działaniach, a nie pojedynczych słowach. A działania były takie, że przez ostatnie lata prezydent konsultował swoje decyzje z prezesem i na tej podstawie podejmował ostateczne decyzje.

Ostatnie wystąpienia niezbyt korelują z tym, co mogliśmy obserwować wcześniej.

Absolutnie nie korelują. Nikt nie ma wątpliwości, że zaostrzenie wizerunku wynika z badań partii rządzącej. Potrzeba im ok. 1 mln głosów, aby wygrać wybory prezydenckie i najwyraźniej wyszło z nich, że potrzebują ich z prawej strony sceny politycznej, czyli od wyborców Konfederacji. Temu służy zaostrzenie retoryki narodowej. Prezydent miał wystarczająco dużo czasu, by nauczyć się wystąpień publicznych, a mimo to z jego wypowiedzi płynie sztuczność. Podnosi głos, krzyczy, ma dziwne nakręcenie w oczach i nienaturalne pauzy. Jeżeli spojrzeć na mowę ciała, widać, że była wcześniej przygotowana przez zespół specjalistów. W teatrze powiedziano by, że to „wielka gra Bernarda Żbika”, jak określa się osoby mocno wczuwające się w swoje role. Podobnie jest tutaj. To impulsywne zachowanie nastawione jest na wyborców, którzy nie zwracają uwagi na mowę ciała, ale będą słyszeć słowa o silnie narodowym wydźwięku, skierowane do „prawdziwych Polaków”. Czy to odniesie oczekiwany skutek, przekonamy się wkrótce.

Z drugiej strony mamy absolutne przeciwieństwo - Małgorzata Kidawa-Błońska to dla wielu „Komorowski w spódnicy”. Nie sprawia wrażenia liderki, która wie, czego chce w polityce.

Ja póki co wstrzymam się ze skrajnymi ocenami. Po pierwsze, dlatego że Kidawa-Błońska nie jest powszechnie znana w Polsce. To polityk, o której trudno powiedzieć „frontwoman”. Przypadek prezydenta Dudy, który pięć lat temu został wystawiony z trzeciego szeregu, pokazuje, że sprawna kampania może wywindować polityka na sam szczyt. A przecież była marszałek ma kilkukrotnie większe doświadczenie niż Andrzej Duda pięć lat temu.

Wizerunek Kidawy-Błońskiej także będzie ewoluować w kampanii?

To zależy, kto za nim stanie. Przede wszystkim Małgorzata Kidawa-Błońska spełnia ważny warunek bycia anty-Dudą. To może okazać się mobilizujące dla osób, które mają dosyć stylu uprawiania polityki przez PiS. Jeżeli wyeksponuje się ten fakt oraz to, że była marszałkiem Sejmu i rzeczniczką rządu Tuska, taka taktyka może przynieść efekt. Z drugiej strony, w Polsce kobiety mają trudniej. Pytanie, czy Polacy dojrzeli do prezydenta płci żeńskiej. Badania pokazują, że gdy kobieta jest zbyt kobieca, to ludzie uważają, że na pewno się nie nadaje. Z kolei, gdy jest zbyt „męska”, no to… przestaje być kobietą. Gdybym miał doradzać marszałek, poszedłbym w kierunku wizerunku Hillary Clinton lub Angeli Merkel. Pani marszałek nie jest podlotkiem, ma już spore doświadczenie. To są atuty, które mogą zadziałać na jej korzyść, jeśli dobrze poprowadzi kampanię. Do tego nie wiadomo, jak ją „ugryźć”. Bezpośredni atak na kobietę nie jest w Polsce dobrze widziany. Jeżeli przy braku kampanii, w niektórych sondażach Kidawa-Błońska jest na równi z prezydentem Dudą, to tylko ze stratą dla prezydenta.

A może marszałek wcale nie trzeba zmieniać. Może Polacy kolejny raz udowodnią, że lubią, gdy czuwa nad nimi troskliwa i ciepła polityk w stylu premier Beaty Szydło, jak powiedział Robert Górski, pachnąca domowym rosołem?

Gdyby zestawić ze sobą wszystkich prezydentów po 1989 r., to w I turze wygrał jedynie Aleksander Kwaśniewski. I to właśnie on był postrzegany jako koncyliacyjny, niewchodzący w kłótnie, a to, że czasami sobie „łyknął”... Kto jak kto, ale Polacy potrafili to zrozumieć i wybaczyć. Myślę, że strategia Platformy Obywatelskiej idzie w kierunku pokazania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w kontrze do prezydenta Dudy. Jej nie przeszkadzają wybory wewnętrzne, bo odcięła się od Schetyny. Nikt nie będzie mógł powiedzieć, że jest na „pasku” kolejnego szefa PO. Z kolei prezydent Duda nie wymaże już wrażenia uzależnienia od Jarosława Kaczyńskiego, choćby nie wiadomo, jak krzyczał. Jeżeli marszałek pokaże, że potrafi uderzyć pięścią w stół, ludzie mogą to „kupić”. Musi też pokazać, kto będzie z nią rządzić, kto będzie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, kto od spraw zagranicznych. Wyborcy muszą dostrzec, że nie jest sama. Zawsze podaję taki przykład: Ronald Reagan jest postrzegany jako jeden z lepszych prezydentów USA. Osobowościowo był jednym z najsłabszych, ale przeszedł do historii dlatego, że dobrał świetny sztab. Prezydent nie musi znać się na wszystkim, ale musi mieć zmysł do zarządzania.

II tura zapowiada się wyjątkowo ciekawie...

Jeżeli dojdzie do II tury, po raz pierwszy w historii polskich wyborów prezydenckich staną naprzeciwko siebie kobieta i mężczyzna. Cała mądrość sztabów będzie polegać na tym, jak zniwelować fakt, że bierze w niej udział kobieta i nie można jej atakować, a z drugiej strony, jak przekonać, by kobieta wypunktowała urzędującego prezydenta RP. To będzie wyjątkowo ciekawy pojedynek wizerunkowy, który w mojej ocenie, z merytoryką nie będzie mieć nic wspólnego. Śmieszy mnie, gdy komentatorzy utyskują: „niech Duda, niech Kidawa-Błońska pokażą, jaki mają program”. Otóż nie ma żadnego programu. Programem jest to, by wygrać. Dla środowiska Prawa i Sprawiedliwości te wybory będą znacznie ważniejsze, bo praktycznie o życie. Dlatego spodziewam się, że kampania będzie wyjątkowo brutalna.

Władysław Kosiniak-Kamysz zrobił dobre wrażenie podczas ubiegłorocznych debat i być może uratował polityczny byt PSL i Kukiz’15. Zgodzi się pan, że ze wszystkich kandydatów najlepiej potrafi „sprzedać” to, co nazywamy społeczną wrażliwością?

Kosiniak-Kamysz robi wrażenie osoby kompetentnej, kulturalnej, potrafiącej bardzo dobrze mówić. Natomiast ma jeden „minus”: wiele osób nie postrzega go jako polityka formatu prezydenckiego. Z drugiej strony, co zostało już powiedziane, Duda też nie miał formatu prezydenckiego, a jednak wygrał. Przy czym Kosiniak-Kamysz jest w gorszej sytuacji niż prezydent pięć lat temu. Przy wszystkich przymiotach lidera ludowców ma przyklejoną łatkę sprzyjającego „kukizowcom”, którzy swego czasu wprowadzili do Sejmu różne osoby, nie zawsze odpowiadające wyborcom środka sceny. Poza tym nie wiadomo, do kogo w tej chwili PSL jest skierowane. Sam Kosiniak-Kamysz jest mieszczuchem, w związku z czym nie przewiduję mu wielkiego sukcesu. Przyszłość jest jednak przed nim i za pięć lat wszystko może się zdarzyć.

Może liderowi „ludowców” pomoże blondwłosa żona i roczna córka?
Rodzina zawsze pomaga w kampanii. Pamiętamy, gdy w kluczowym momencie kampanii z 2015 r. pojawiły się córka i żona Andrzeja Dudy. W przypadku Lecha Kaczyńskiego także była córka, jej mąż i jeszcze wnuczka. Myślę jednak, że w tym przypadku bardziej zagrają przymioty osobiste, a żona i córka nie podniosą notowań Kosiniaka-Kamysza. Jego wystąpienia w debatach uratowały PSL przed polityczną śmiercią, jednak dalej jest ściana. Szczególnie gdy na prezydenckim nieboskłonie pojawił się Szymon Hołownia. Kosiniak-Kamysz, Hołownia oraz prezydent Duda biją się o ten sam elektorat.

Wydaje się, że zawodowym politykom wyrósł rywal wagi ciężkiej, przynajmniej pod względem umiejętności czarowania słowem. To będzie najmocniejsza broń Szymona Hołowni?

Szymon Hołownia jest showmanem, ma największe obycie z telewizją i kamerami oraz jest nową postacią w świecie polityki, a nowość zawsze dobrze się sprzedaje. Do tego ma żonę, która jest pilotem MIG-29 i jej wykorzystanie w kampanii mogłoby bardziej zadziałać niż w przypadku blondwłosej partnerki Kosiniaka-Kamysza. Natomiast ma jeden duży minus: nie ma zaplecza politycznego. Widać, że Hołownia bardzo nad tym pracuje, bo co tydzień ujawnia jakiegoś współpracownika. W ostatnim czasie przedstawił gen. Różańskiego czy Kuczyńskiego i to na pewno mądra strategia. Natomiast zawsze przy tego typu okazjach pada pytanie: kto robi tę kampanię, kto za nim stoi i kto to jest? Na pewno Hołownia może namieszać. Patrząc na to, komu może pozabierać głosy, to trochę Dudzie, trochę Kosiniakowi, może nieco Kidawie-Błońskiej. Ale już na pewno nie Bosakowi.

Szczególnym momentem każdej kampanii jest debata. Hołownia miałby szansę ją wygrać i przejąć głosy?

Jeżeli byłoby założenie, że przed pierwszą turą odbędą się debaty ze wszystkimi kandydatami, łącznie z prezydentem, to absolutnie Hołownia miałby szansę pokazania się z bardzo dobrej strony i zyskania wyborców. Jeżeli jednak prezydent Duda ma przeprowadzone badania, z których wynika, że jest na tyle mocny, że nie musi w nich startować, to ja na miejscu np. pani Kidawy-Błońskiej też nie brałbym w niej udziału. Dlaczego? Ponieważ cała opozycja, może z wyjątkiem Krzysztofa Bosaka, będzie w nią uderzać, by odebrać jej wyborców i ewentualnie wejść do drugiej tury. A przecież wiemy, że debaty mogą zmieniać bardzo dużo. Wracając do Hołowni... Może zyskać, pod warunkiem, że wypracuje mocne punkty własnego zdania. Na razie mam wrażenie kluczenia. Opieranie przekazu na tym, że polityka jest zła, a ja jestem świeży, to może być za mało. W Polsce jest za wcześnie na Zełenskiego.

Za wcześnie także na lidera w skandynawskim stylu? Przystojnego homoseksualistę, niechętnego do Kościoła, z zacięciem do ekologii? Zbyt nowocześnie jak na rodzime warunki?

Przede wszystkim Polacy nie lubią ludzi, którzy są niezdecydowani. Robert Biedroń ma wszelkie papiery, by być dobrym politykiem, jednak popełnił błąd, który z punktu widzenia wizerunkowego wygląda bardzo źle. Najpierw został prezydentem Słupska, co można uznać za polityczny sukces. Później wystartował do Parlamentu Europejskiego, by wzmocnić ugrupowanie, z zapowiedzią rezygnacji na rzecz startu w wyborach do krajowego parlamentu. A jeszcze później powiedział, że zostaje w Brukseli, co zostało odebrane przez ludzi jako skok na kasę. Pierwszego wrażenia nie da się zrobić po raz drugi. Druga sprawa związana jest z połączeniem ugrupowań lewicowych. Początkowo mówiono, że w wyborach wystartuje kobieta, gdy jednak przyszło co do czego, Czarzasty z Zandbergiem złapali Biedronia na smycz, związali ręce i nogi, i powiedzieli: musisz wystartować. Konwencja Słupska, która była bardzo sympatyczna, pokazała, że Biedroń nie chce. Gdy pamiętam go sprzed roku, to była tryskająca energią osoba. Teraz mam wrażenie urzędowego uśmiechu, który wynika z konieczności osiągnięcia określonego wyniku. I to odbije się na jego wizerunku.

Póki co, w odróżnieniu od prezydenta Dudy, nie osiąga w sondażach poparcia nawet na poziomie wspierającego go zaplecza politycznego.

Robert Biedroń ma wielu sympatyków i na pewno wiele do odzyskania, szczególnie w elektoracie nastawionym lewicowo. Problem polega na tym, że lewicowe postulaty gospodarcze przejęło PiS i trudno mu będzie przelicytować rządzących pod względem rozdawnictwa. Z kolei w sprawach światopoglądowych Polacy nie są jeszcze gotowi na walkę z Kościołem, nie wiem też, czy wszyscy byliby chętni poprzeć geja na prezydenta, który jeździłby po świecie z innym mężczyzną.

Liderowi Wiosny trudno odmówić pogody ducha. Ten momentami frywolny stosunek do polityki zniknął podczas ostatniej konwencji. Widzi pan w tym rękę „pijarowców”?

Jeżeli to strategia, to z euforii nie może być kompletnego zjazdu, bo pomiędzy jest jeszcze wiele odcieni. Ja odniosłem wrażenie, że Robert Biedroń był zmęczony. Na koniec próbował wrócić do retoryki pod hasłem „jesteście niesamowici”, ale to brzmiało jak dowcip. Radość po uzyskaniu 7 proc. do Europarlamentu była autentyczna. Tutaj wypadło to sztucznie. Co nie oznacza, że w kampanii nie nadrobi straty do konkurencji, bo jest bardzo zdolny politycznie.

Jaka to będzie kampania?
Wybory prezydenckie zawsze są wizerunkowe. Być może nie mamy tak rozwiniętego marketingu jak na Zachodzie, jednak w każdym kraju demokratycznym, gdzie wybory są bezpośrednie, ludzie zadają sobie następujące pytanie: czy osoba, którą widzę na ekranie telewizora, ma format prezydencki czy nie.

Bronisław Komorowski nie był złym prezydentem. Oczywiście, był powiązany partyjnie, ale na pewno nie tak bardzo jak Andrzej Duda. Natomiast potrafiono wytworzyć wizerunek tzw. wujka Bronka, nudnego, obciachowego polityka, do tego z żoną, która ewidentnie nie chce być prezydentową. Nie przeważyły atuty Dudy. Przeważyło to, że Komorowski się nie nadaje, bo jest obciachowy. Jeżeli któremuś ze sztabów uda się wypracować prezydencki wizerunek Kidawy-Błońskiej, Kosiniaka-Kamysza czy Biedronia, to będzie to bardzo na ich plus.Decydować mogą niuanse.

Do tego przewiduję bardzo brudną kampanię wizerunkową. Trolle, fake newsy i deepfake’i będą nieodłącznymi elementami tej kampanii, ponieważ stawka jest wyższa niż pięć lat temu. Chodzi nie tylko o prezydenturę, ale - nie boję się tego powiedzieć - o przyszły kształt Polski.

POLECAMY w SERWISIE DZIENNIKBALTYCKI.PL:

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki