Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłe złego początki. Arka Gdynia przegrywa w Łodzi, choć miała rywala na deskach

Tomasz Galiński
Tomasz Galiński
Fot. Grzegorz Gałasiński
Arka Gdynia przegrała w wyjazdowym meczu z ŁKS-em Łódź 1:3. To dopiero trzecia przegrana w delegacji żółto-niebieskich w tym sezonie, ale zdecydowanie można było jej uniknąć. Arka prowadziła od 1. minuty, później miała rzut karny, ale go nie wykorzystała, co brutalnie się zemściło w dalszej fazie spotkania.

Nie od dziś piłkarze na całym świecie powtarzają, że najważniejsze jest dobre wejście w mecz. Wtedy głowa pracuje inaczej, gra się znacznie przyjemniej, a i przeciwnik musi zmienić swój plan o 180 stopni. Wydawać by się mogło, że Arka miała wszystko w swoich rękach, bo w jednej z pierwszych akcji wyszła na prowadzenie.

Omran Haydary z zimną krwią wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem po świetnym prostopadłym podaniu Mateusza Żebrowskiego. Niewiele brakowało do pozycji spalonej, sędziowie bardzo długo sprawdzali sytuację na powtórkach, jednak ostatecznie ustalono, że Haydary był minimalnie za ostatnim obrońcą ŁKS-u. Arka grała solidnie, zawodnicy byli pewni siebie. Niby nie potrzebowała pomocy, ale Adam Marciniak najwyraźniej był innego zdania i w starciu ze swoim byłym klubem ewidentnie zablokował ręką strzał z kilku metrów i arbiter podyktował rzut karny. Przy 2:0 łodzianie mogliby się już nie podnieść, natomiast tym razem Haydary zawiódł na całej linii. Strzelił fatalnie - lekko, praktycznie w środek bramki. Aleksander Bobek został wykreowany na bohatera przez najskuteczniejszego piłkarza Arki w tym sezonie.

A dlaczego? Bo wówczas ŁKS zyskał nową energię i obraz gry diametralnie się zmienił. ŁKS ruszył i zamiast dwubramkowego prowadzenie lada moment mieliśmy remis. Michał Trąbka precyzyjnie zacentrował z rzutu rożnego, błąd popełnił Kacper Krzepisz, którego uprzedził Nacho Monsalve i strzałem głową wpakował piłkę do bramki.

Co prawda do końca pierwszej połowy nie oglądaliśmy jeszcze huraganowych ataków drużyny gospodarzy, natomiast po przerwie Arki na boisku praktycznie nie było.

ŁKS wszedł na nieprawdopodobne obroty i napierał w zasadzie od 46. minuty. Początkowo Arka była niczym ten chwiejący się pięściarz po kilku mocniejszych ciosach. Niby nie upadnie i będzie walczył dalej, natomiast kwestią czasu jest aż pęknie. I tak też było z zespołem Ryszarda Tarasiewicza. Po kolejnym dograniu ze skrzydła akcję na dalszym słupku wykończył Bartosz Szeliga. Arka była zmuszona do bardziej ofensywnej gry, ale na dobrą sprawę nic takiego nie miało miejsca. Łodzianie kontrolowali spotkanie, a w doliczonym czasie zadali decydujący cios i z perspektywy 90 minut trzeba przyznać, że odnieśli zasłużone zwycięstwo.

Taki wynik oznacza, że ŁKS odskoczył w tabeli od Arki na cztery punkty. Gdynianie utrzymują oczywiście kontakt z czołówką, natomiast sytuacja nie jest aż tak optymistyczna, jak ok. godz. 12.42.

ŁKS Łódź - Arka Gdynia 3:1 (1:1)
Bramki: Nacho Monsalve (36), Bartosz Szeliga (65), Stipe Jurić (90+3) - Omran Haydary (1)

ŁKS: Bobek - Dankowski, Nacho, Marciniak, Tutyskinas - Pirulo, Nowacki (46 Koprowski), Ochrończuk, Trąbka (74 Kort), Janczukowicz (74 Jurić) - Balongo (45+4 Szeliga).

Arka: Krzepisz - Tomal, Dobrotka, Stolc, Ziemann - Skóra (80 Czubak), Purzycki (60 Milewski), Gol, Adamczyk, Haydary - Żebrowski (26 Kuzimski).

Żółte kartki: Nowacki, Marciniak (ŁKS) oraz Skóra, Tomal, Haydary (Arka).

Sędzia: Piotr Lasyk (Bytom).

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki