Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkaniec bloku przy ul. Młyńskiej terroryzuje sąsiadów

Szymon Szadurski
Potrafi uruchomić w mieszkaniu motorynkę, często jeździ nią w środku nocy dookoła bloku, notorycznie zakłóca ciszę nocną włączając muzykę na cały regulator - nawet, gdy wychodzi z domu. Takie wątpliwe atrakcje serwuje od wielu miesięcy swoim sąsiadom mieszkaniec czteropiętrowego budynku komunalnego przy ul. Młyńskiej w Chyloni.

Interwencje policji, Straży Miejskiej i straży pożarnej nic nie dają. Mieszkańcy bloku czują się zaszczuci. A miasto zwleka z wszczęciem procedury eksmisyjnej wobec uciążliwego lokatora.

- Nie wiemy już, co mamy robić, żadne metody na tego człowieka nie skutkują - żali się jedna z lokatorek. - Incydenty z udziałem tego pana powtarzają się co najmniej dwa, trzy razy w tygodniu.

Policja, mimo że wielokrotnie była przez nas wzywana, jest bezsilna. Uciążliwy lokator nawet nie otwiera funkcjonariuszom drzwi, więc ci przyjeżdżają i po chwili odjeżdżają. To skandal, że jeden człowiek może przez tak długi czas bezkarnie zatruwać życie kilkudziesięciu innym osobom.
Mieszkańcy dodają, że boją się, iż w budynku przy ulicy Młyńskiej może w końcu dojść do tragedii.

- Skoro ten mężczyzna uruchamia motorynkę w mieszkaniu, znaczy, że musi w nim przechowywać benzynę - mówią. - Boimy się, że może wzniecić jakiś pożar. Jest nieobliczalny.

Do mieszkania lokatora policjantom udało się wejść tylko dwa razy - w październiku ub. r. i w zeszłym miesiącu. Pomogła im wtedy straż pożarna.

- Za pierwszym razem użyliśmy podnośnika hydraulicznego i otworzyliśmy okno - mówi Paweł Wójcikiewicz, rzecznik gdyńskich strażaków. - Za drugim razem mężczyzna przestraszył się powtórki z rozrywki i sam otworzył drzwi.

Lokatora przewieziono na specjalistyczne badania. Wkrótce wrócił, a horror znowu się rozpoczął. Podinsp. Tomasz Wojaczek z Komendy Miejskiej Policji w Gdyni mówi, iż podejrzenie choroby psychicznej wobec mężczyzny nie potwierdziło się.

- Jedyne, co możemy robić, to kierować wnioski o ukaranie go przed sądem grodzkim - podkreśla Wojaczek. - Czyniliśmy to już cztery razy, za każdym razem potwierdzając, że mężczyzna ma uruchomioną motorynkę. Ale bez nakazu sądowego w ogóle nie powinniśmy wchodzić do tego mieszkania.

Zdesperowani mieszkańcy bloku zwrócili się więc z prośbą o pomoc do radnych miasta z Komisji Gospodarki Mieszkaniowej. Ci szybko ustalili, że problem jest doskonale znany miejskim urzędnikom. Przedstawiciele magistratu walkę z uciążliwym lokatorem prowadzą jednak wyjątkowo opieszale.
- Jedna z lokatorek budynku pojawiła się podczas mojego dyżuru radnego i opowiedziała o dramacie swoim oraz sąsiadów - mówi Marcin Horała, przewodniczący Komisji Gospodarki Mieszkaniowej Rady Miasta Gdyni. - Postanowiłem więc sprawdzić, co robią urzędnicy, aby sprawę rozwiązać.

Okazało się, że problem znają od dawna, procedury eksmisji z należącego do miasta mieszkania wobec uciążliwego lokatora jednak nie wszczęli. To dlatego, że do magistratu przyszła mama tego mężczyzny, która jest formalnie najemcą mieszkania, choć w nim nie mieszka, obiecując, że syn się poprawi. Wszczęcie postępowania eksmisyjnego zawieszono ana pół roku, a incydenty natychmiast zaczęły się powtarzać. Moim zdaniem nie należy czekać kolejnych czterech miesięcy, tylko już teraz zacząć działać.

To skomplikowana sytuacja

Rozmowa z Wojciechem Szczurkiem, prezydentem Gdyni

Lokator bloku komunalnego od miesięcy zatruwa życie sąsiadom, a miasto nie wszczęło jeszcze wobec niego procedury eksmisji.

Sprawa jest mi znana,była u mnie na rozmowie zarówno matka tego mężczyzny, jak i lokatorzy bloku. Działamy delikatnie, bo sytuacja jest skomplikowana. Najemcą mieszkania jest mama lokatora. Jeśli wszczęlibyśmy procedurę eksmisyjną, lokal odebrany zostałby jej, a nie synowi. Tymczasem odniosłem wrażenie, że ta kobieta jest osobą nieporadną życiowo. Z tego właśnie względu dałem jej czas, aby spróbowała rozwiązać ten problem, być może przekonać syna do podjęcia leczenia.

Mieszkańcy bloku utrzymują jednak, że od czasu Pana rozmowy z kobietą minęły dwa miesiące, a postępowanie lokatora się nie zmieniło. Czy nie należałoby wszcząć postępowania eksmisyjnego już teraz?

Rozumiem niepokój mieszkańców, bo ich sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Powtarzam jednak, że moją intencją jest rozwiązanie problemu bez podejmowania radykalnych kroków. Jest jednak oczywiste, że jeżeli incydenty będą się powtarzać, procedura eksmisji zostanie wszczęta, bo taka sytuacja w bloku komunalnym na dłuższą metę jest nie do zaakceptowania.
Praktyka pokazuje, że procedura eksmisji trwa najkrócej kilka miesięcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki