Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Między pacjentem i lekarzem. Onkolog zlekceważyła objawy choroby?

Tomasz Słomczyński
Jest człowiek, który cierpi i boi się, że umrze. Jest inny człowiek, który nosi biały fartuch i ma niedostępną zwykłemu śmiertelnikowi wiedzę. Człowiek cierpiący kieruje oskarżenie przeciw człowiekowi, który próbuje ratować ludzkie życie. O tym, jak bardzo skomplikowana jest to sytuacja, zarówno prawnie, jak i psychologicznie - pisze Tomasz Słomczyński

Ciało pani Grażyny jest jak komunalny budynek, w którym mieszka. Z zewnątrz wygląda dobrze. Wystarczy jednak wejść na klatkę, żeby się zorientować , że dom jest ruiną.

Problem w tym, że nie wystarczy nacisnąć klamkę do drzwi, żeby się przekonać o spustoszeniach w ciele pani Grażyny. Do tego potrzebne są specjalistyczne badania.

- Zostały zrobione za późno - twierdzi pacjentka.
- Nie sądzę, bym lekceważyła jej dolegliwości - mówi lekarka.

To nie jest drobna różnica zdań. Chodzi o życie, które zaatakował nowotwór. I o poświęcenie lekarza, które może zostać przekreślone jednym nieopatrznie napisanym słowem.
- Współczuję panu, że musi pan w tej sytuacji przedstawić sprawę w sposób obiektywny. Nie wiem, czy to w ogóle możliwe - mówi mi onkolog.

Nie powinna leczyć ludzi

Pani Grażyna w 2007 roku miała raka. Lekarze wycięli jej kawałek płuca. Po operacji, w październiku 2007 roku, zaczęła przychodzić do kliniki. W ciągu pięciu lat 21 razy była u doktor J.

Pani Grażyna: - W październiku zeszłego roku zaczęłam odczuwać bardzo mocne bóle w plecach i w klatce piersiowej. W ciągu dwóch miesięcy schudłam 20 kilogramów. U doktor J. byłam 30 października 2012 roku. Powiedziałam jej, co się ze mną dzieje, o bólach i o tym, że bardzo chudnę. J. powiedziała: "ja pani nic nie poradzę, to musi boleć" i przepisała tabletki przeciwbólowe. Dała jeszcze skierowanie na prześwietlenie roentgenowskie. Wizyta trwała niecałe 10 minut.

Następna wizyta odbyła się po miesiącu.
Pani Grażyna: - Powiedziałam podczas wizyty, że bóle nie przechodzą. Doktor J. znowu powiedziała, że to musi boleć, i przepisała te same leki. W tym czasie udałam do neurologa, który zlecił mi badanie USG jamy brzusznej. Neurolog powiedział mi, że to skierowanie powinna dać onkolog. Z wynikami tego badania przyszłam do pani doktor J. Doktor J. jednak żadnych badań nie zleciła.

Następne wizyty odbyły się w styczniu i marcu 2013 roku.
Pani Grażyna: - Nic się nie zmieniło, pani doktor dalej przepisywała leki przeciwbólowe. Miałam straszne ataki kaszlu, dusiłam się. Raz się zdarzyło, że podczas wizyty miałam taki atak. Doktor J. to widziała.

Doktor J. zleciła badanie tomokomputerem.
Ale pani Grażyna straciła zaufanie do doktor J. W kwietniu przepisała się do doktora P.

Pierwsza wizyta u doktora P. odbyła się 19 kwietnia 2013 roku.
Pani Grażyna: - Powiedziałam, że mam straszne bóle, doktor od razu dał skierowanie na badanie PET [pozytonowa tomografia emisyjna - badanie stosuje się u pacjentów z podejrzeniem nowotworu - przyp. red.]. Po badaniu okazało się, że mam raka złośliwego. Gdyby te wszystkie badania zostały zrobione kilka miesięcy wcześniej, może te węzły nie byłyby zaatakowane... To są te same węzły, które wcześniej były powiększone, o czym pani doktor J. musiała wiedzieć, bo to wynikało ze zdjęć roentgenowskich. Doktor J. jest odpowiedzialna za to, że być może już nie uda się wyleczyć mnie z raka. Doktor J. już nie powinna leczyć ludzi.

Szczególna ostrożność

Tekst przyrzeczenia lekarskiego (fragmenty): "Przyrzekam do kolegów lekarzy odnosić się z należną im życzliwością, nie podważając zaufania do nich, jednak postępując bezstronnie i mając na względzie dobro chorych."

Kodeks etyki lekarskiej (fragmenty): "Lekarz powinien zachować szczególną ostrożność w formułowaniu opinii o działalności zawodowej innego lekarza, w szczególności nie powinien publicznie dyskredytować go w jakikolwiek sposób."

Doktor P. (do którego przepisała się pani Grażyna):
- 19 kwietnia pacjentka przyszła do mnie na pierwszą wizytę z wynikami badania TK, które zleciła jeszcze doktor J. Każdy onkolog, gdyby zobaczył te badania, zleciłby badanie PET. W postępowaniu doktor J. nie widzę żadnego zaniechania, żadnych nieprawidłowości. Nie mam wątpliwości, że gdyby z tymi wynikami pacjentka przyszła do doktor J., też od razu otrzymałaby skierowanie na badanie PET.

Pani Grażyna: - Wtedy już było za późno. Zwijałam się z bólu tyle miesięcy, schudłam 20 kilogramów - wtedy rak atakował moje ciało. Dlaczego nie można było tego badania zrobić wcześniej?

Strona internetowa Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere:
"W Polsce popełnia się co najmniej 20 tys. błędów lekarskich rocznie. Nie widząc szans na wygranie sprawy, obawiając się wrogości środowiska lekarskiego, tylko ok. 2 tys. osób wnosi pozwy sądowe, zawiadamia prokuratury lub wnosi skargi do Izb Lekarskich. Nie leczeni, nie mogąc pracować, chorzy i okaleczeni ludzie nie mają środków na życie. Prokuratury i Izby Lekarskie postępowania zazwyczaj umarzają. Sprawy cywilne pociągają za sobą wydatki, na które wielu okaleczonych ludzi nie jest stać. Mimo to kilkuset poszkodowanych po wielu latach procesów, jeśli dożyje, uzyskuje korzystny wyrok. Jest ich mniej niż 2% spośród tych, których spotkało nieszczęście - błąd medycyny. Reszta poszkodowanych, jeśli odważyła się złożyć skargę lub wnieść pozew, otrzymuje etykietkę pacjenta roszczeniowego, a czasem kłopoty z dalszym leczeniem."

To jest zbyt przykre

Doktor J. pracuje w klinice. Na tablicy jest napisane, że przyjmuje do 11.00. Jest przed 10.00 - pani doktor już nie ma. Pielęgniarka radzi, żeby szukać w szpitalu. Jadę więc do szpitala.

Onkologia. Na korytarzu ławka, na ławce siedzi kobieta z dzieckiem, mniej więcej sześcioletnim. Obok niej siedzi doktor J.
Na oko - przed czterdziestką, łagodna, empatyczna, współczująca, zarazem uśmiechnięta, tłumaczy cierpliwie.
Rozmowa z matką dziewczynki się kończy. Wszystko będzie dobrze.
- Teraz już wystarczy, jak Sonia będzie pod opieką lekarza rodzinnego - uśmiecha się doktor J.

Matka dziecka dziękuje. Powtarza to słowo kilkakrotnie, zanim się odwróci i odejdzie, jakby lżejsza, młodsza, szczęśliwsza. Na onkologii emocje są widoczne bardziej niż gdziekolwiek indziej.

To jest ta sama doktor J.?
Proszę o rozmowę. Jest zdziwiona, że chce z nią rozmawiać dziennikarz. Słucha uważnie, nie daje po sobie poznać emocji, które zapewne nią targają, kiedy wyłuszczam sprawę, która mnie sprowadza.
- Pacjentka..., nawrót choroby,..., oskarża..., nie powinna pani już leczyć...

Doktor J. stwierdza uprzejmie, że nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie. Nie chce komentować sytuacji.
- A może jednak zmieni pani zdanie?
Nalegam. Wręczam wizytówkę. Mówię, że spiszę to, czego się dowiedziałem od pani Grażyny, i wyślę e-mailem. Jeśli będzie chciała - odpowie.

E-mail przychodzi o trzeciej w nocy.
"Bardzo mi przykro, przede wszystkim dlatego, że u pacjentki doszło do nawrotu choroby, również dlatego, że pacjentka nigdy nie zgłaszała zastrzeżeń co do mojej pracy.
Pacjentkę dość dobrze pamiętam, nie sądzę, żebym lekceważyła jej dolegliwości. Standardy obserwacji chorych po zabiegu operacyjnym (polskie i światowe) nie obejmują rutynowego wykonywania badań obrazowych, jak np. TK klatki piersiowej, które u tej pani były jednak przeze mnie zlecane.
Jeżeli pacjentka była ze mnie niezadowolona, mogła wybrać wcześniej innego lekarza".

I jeszcze:
"Proszę nie mieć mi za złe, jeśli nie odpowiem na kolejne e-maile. Na pewno również nie przeczytam tego, co Pan opublikuje. To jest dla mnie zbyt przykre, bo staram się pomagać chorym najlepiej, jak umiem. I zajmuje mi to większość życia, nie tylko w godzinach pracy."

Co dziesiąta skarga

Żal do lekarza to częsty temat rozmów. Ilu jest w Polsce pacjentów, którzy podobnie jak pani Grażyna, czują się skrzywdzeni? I jakie mają szanse na dochodzenie swoich praw?

Adam Sandauer był założycielem, a obecnie jest honorowym przewodniczącym Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere. Na ten temat ma wyrobione zdanie:
- Żadnych danych z badań przeprowadzonych w Polsce nie ma. Są dane pochodzące z przeniesienia statystyk z innych państw, gdzie takie badania robiono, na przykład ze Stanów Zjednoczonych. Tamte wyniki można przenieść na populację 40 milionów ludzi, na przykład Polaków.

Adam Sandauer jest znany ze swojego krytycyzmu wobec środowiska lekarzy. - Taką analizę w Stanach Zjednoczonych przeprowadziło Harward School of Public Health. Wyniki tych badań są przerażające. Szacuje się, że w USA takich nieszczęść pojawia się około 100 tysięcy. Na tej podstawie można przyjąć, że w Polsce mamy około 30 tysięcy zdarzeń. Mam tu na myśli zarówno błędy lekarzy, jak i tak zwane wypadki medyczne - to jest szersza kategoria, którą można by objąć mianem bardzo złych skutków leczenia, które się wydarzają, a nie powinny się nigdy wydarzyć.

- Skąd oni mają takie dane? - dr Jolanta Orłowska-Heitzman jest rzecznikiem dyscyplinarnym przy Naczelnej Izbie Lekarskiej. Z początku w ogóle nie chce komentować treści upublicznianych przez stowarzyszenie Primum Non Nocere. Mówi jednak dalej: - Jeżeli przyjmiemy, że w Stanach Zjednoczonych połowa ludzi nosi okulary, to czy możemy powiedzieć, że w Polsce też połowa? Bardzo przepraszam, ale to są dane wzięte z sufitu.

Rzecznik dyscyplinarny przy NIL udostępnia na swojej stronie inne statystyki. W 2012 roku do NIL wpłynęły 2982 skargi - czyli 10 proc. sumy, którą wskazuje Sandauer jako liczbę błędów i wypadków medycznych.

Ile spraw rozpatrzono po myśli skarżących?
W tym samym roku skierowaniem sprawy do sądu lekarskiego zakończyło się 338 spraw.
- Mniej więcej 10 procent spraw spośród tych, które do nas trafiają, kończy się wnioskiem do sądu o ukaranie lekarza - podsumowuje dr Jolanta Orłowska-Heitzman. Na sugestię, że to niski odsetek, stwierdza: - Skargi są bardzo różne. To nie jest tak, że w każdej skardze, która do nas wpływa, mówi się o ciężkim uszczerbku na zdrowiu czy o śmierci. Do izb lekarskich wpływają skargi na przykład od więźniów, w których mówi się o tym, że nie mają dodatkowej pasty do zębów czy możliwości skorzystania z łaźni. To wszystko jest w tych statystykach.

Lekarz lekarzowi

- W Polsce funkcjonuje mechanizm zamiatania pod dywan błędów lekarskich. I jest przyzwolenie państwa na ten proceder. Nie wprowadzono żadnych skutecznych działań naprawczych - przekonuje Adam Sandauer.

Pacjent w Polsce, który czuje się pokrzywdzony przez lekarza, ma trzy sposoby postępowania. Pierwszym jest złożenie pozwu przeciwko lekarzowi w sądzie cywilnym. Drugim jest doniesienie do prokuratury. Trzecim zaś - skarga do Naczelnej Izby Lekarskiej. W 0gromnej większości wszystkich tych przypadków decydujący głos ma powołany do sprawy biegły z zakresu medycyny.

- Jeśli biegły stwierdzi jakąś bzdurę, na przykład że żniwa mamy w grudniu, to takie stwierdzenie może się stać prawdą procesową. A jeśli człowiek będzie utrzymywał, że żniwa nie są w grudniu, lecz latem, to sąd może nie dać temu wiary, bo jak wiadomo, biegły wie lepiej. Wtedy poszkodowany może przegrać sprawę w sądzie i - jeśli to będzie proces cywilny, zostać obciążony kosztami procesu. Stanie się inaczej, jeśli sąd zachowa zdrowy rozsądek. Ale różnie to bywa - stwierdza Adam Sandauer.

W prokuraturach w Polsce są prowadzone śledztwa w sprawach o błędy lekarskie. Nie ma jednak dostępnych danych, które wskazywałyby na ich liczbę. Prokuratorzy w każdej takiej sprawie powołują biegłych.

W Gdańsku Wrzeszczu tego rodzaju postępowania prowadzi m.in. prok. Dagmara Pohoska.
- Jesteśmy prawnikami. Nie mamy wiedzy medycznej, która pozwoliłaby nam na samodzielną ocenę postępowania lekarskiego. Naszą rolą jest zadanie biegłemu odpowiednich pytań i uzyskanie odpowiedzi, które pozwolą nam ocenić, czy doszło do popełnienia przestępstwa. Dlatego też najczęściej pytamy o mechanizm śmierci czy pogorszenia się stanu zdrowia pacjenta, o to, jakiego rodzaju badaniom czy zabiegom pacjent został poddany, jakie to wywołało skutki dla jego zdrowia, czy leczenie było zgodne ze sztuką i aktualną wiedzą medyczną, a jeżeli nie, to jakie błędy zostały popełnione, na jakim etapie leczenia i kto je popełnił.

Zaznacza jednak, że starannie dba o to, żeby się nie narazić na zarzut stronniczego dobierania biegłych. - Oczywiście każdy prokurator może mieć swój sposób na poszukiwanie biegłych. Jeśli chodzi o mnie - wychodzę z założenia, że takiej opinii nie powinien sporządzać jeden lekarz, potrzebny jest do tego zespół biegłych. Korzystam więc z pomocy lekarzy z zakładów medycyny sądowej w całej Polsce, z wyłączeniem Gdańska, by uniknąć zarzutu braku bezstronności w ocenie lekarzy z tego samego środowiska - tłumaczy prok. Dagmara Pohoska.

Czy to oznacza, że w tym przypadku możemy mówić o sprawiedliwej ocenie biegłych? Zdaniem Adama Sandauera - nie.
- W praktyce okazuje się, że biegli piszą swoje opinie na podstawie dokumentacji sporządzanej przez lekarza, który leczył poszkodowanego pacjenta. Sami są lekarzami, kolegami po fachu, i solidarnie pomagają, żeby sprawca nieszczęścia nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Solidarność zawodowa działa.

Poziom emocji

- Ani prawnik, ani dziennikarz, a nawet nie każdy lekarz jest w stanie rozstrzygnąć, kto w takim sporze ma rację - słyszę od znajomego medyka, z ostrzeżeniem, żebym w opisywanym przypadku nie próbował czasem rozstrzygnąć, kto ma rację - pacjent czy lekarz.

Bo też, jak słyszę, sytuacja, w której mamy do czynienia ze śmiertelnie groźną chorobą, jest bardzo specyficzna z psychologicznego punktu widzenia.

- Nasza praca jest niezwykle skomplikowana - mówi dr Krzysztof Adamowicz, onkolog. - Trzeba sobie uświadomić, na jak dużym poziomie emocji odbywają się kontakty między lekarzem a chorym na raka pacjentem. Z jednej strony mamy człowieka, który ogromnie przeżywa swoją chorobę. Z drugiej - lekarza, który ma tego dnia trzydziestego pacjenta i musi krótko i zwięźle przedstawić mu, co się z nim dzieje. To jest bardzo trudne dla osoby chorej.

Siła do walki. Odchodzenie

Pani Grażyna pomaga osobom starszym, chodzi po zakupy, byle coś robić, nie myśleć o nowotworze. Ma przerzuty do klatki piersiowej i węzłów chłonnych. Czeka na telefon - w każdej chwili może rozpocząć radioterapię. Często siada na kanapie, zwija się w kłębek i czeka, aż minie ból.

Nie bardzo wie, co powiedzieć, kiedy pytam o siłę do walki z rakiem. Czy myśli o tym, że może wkrótce odejść?
Łzy.
- Ciężko mi o tym mówić.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki