Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Między kropidłem a AC/DC

Dariusz Szreter
Niedziela, 22 sierpnia 2010

Dotychczas polscy biskupi dzielili się na tzw. konserwatystów i tzw. umiarkowanych liberałów. Piszę "tak zwanych", bo w istocie "konserwatyści" nie chcieli niczego konserwować, tylko domagali się kolejnych zmian w kierunku dalszej klerykalizacji życia społecznego, a "liberałowie" nie chcieli niczego liberalizować, a jedynie byli w tych roszczeniach bardziej umiarkowani, czasem nawet przypominając sobie, że w Polsce są też innowiercy i niewierzący, i oni też mają jakieś prawa.
Reperkusje sporu o krzyż pod Pałacem Prezydenckim zarysowały jednak nowy podział stanowisk wśród hierarchów. Znów wyłaniają się dwa obozy, ale wg innych kryteriów. Jeden określiłbym mianem realistów, drugi, na zasadzie symetrii, surrealistów. Realiści, to prezydium episkopatu z abp. Nyczem, autorzy oświadczenia z 12 sierpnia. Napisane, jak zwykle gdy chodzi o sprawy dla Kościoła trudne, językiem ezopowym, zdecydowanie odcina się jednak od zaangażowania po stronie obrońców krzyża, potępia polityków dla których "krzyż jest zakładnikiem w słusznej sprawie upamiętnienia miejsca modlitwy Polaków oraz wszystkich ofiar smoleńskiej katastrofy".

Najwyraźniej siła społecznego oporu wobec "krzyżowców" z Krakowskiego Przedmieścia, zrobiła wrażenie na biskupach i nie mają oni ochoty oglądać w telewizji kolejnych akcji, takich jak ta z 9 sierpnia, będąca bezprecedensową w III RP manifestacją nieposzanowania symboli chrześcijańskich. Rząd dusz okazał się nie dość długi, a i bierność społeczna drugiej strony, też pokazała swoje granice. Oznacza to dla biskupów konieczność zmiany strategii, a co za tym idzie zmiany języka i powściągnięcia (przynajmniej czasowo) apetytów. Zrozumiał to nawet abp Michalik, do tej pory uchodzący raczej z twardogłowego.

Nie zrozumiał natomiast nic z tej lekcji abp Głódź, który tym samym, obok przeora Jasnej Góry, sytuuje się jako główny przedstawiciel obozu surrealistów.

Gdański arcybiskup wziął na swoje barki ciężar przemawiania w imieniu narodu. "Naród oczekuje narodowego pomnika, godnego pomnika w godnym miejscu w stolicy" - mówił w homilii kilka dni po manifestacji przeciwników krzyża. - "Pragnienie narodu trzeba odczytywać, nie kluczyć, nie zwlekać. Trzeba przyłożyć ucho do duszy narodu i wsłuchiwać się, jak bije jego serce".
Wniosek narzuca się sam - demonstranci z Krakowskiego do narodu się nie zaliczają, w ich głos i serca wsłuchiwać się nie trzeba. Abp Głódź precyzuje to w późniejszym o kilka dni wywiadzie dla Rzeczypospolitej, bijąc w antykomunistyczny bębenek: "Nie po to byliśmy w getcie katolickim przez 50 lat, by rozpoczynać tworzenie nowego getta katolicyzmu pod hasłami neutralności światopoglądowej, tolerancji, standardów europejskich, gdy w istocie chodzi o neurozę antyreligijną i ateizm dzieci pierwszych sekretarzy partii.".

Pięć tysięcy dzieci w samej Warszawie! Żywotne bestie, ci pierwsi sekretarze.
Tymczasem od upadku komuny minęło ponad 20 lat i okrzykiem: "łap komucha/dziecko pierwszego sekretarza/wnuka działacza KPP" (niepotrzebne skreślić) nie zmontuje się już frontu na tyle szerokiego by coś skutecznie zwojować, szczególnie wśród młodszego pokolenia. W powietrzu wisi raczej zapotrzebowanie (a Palikot zapowiada, że wyjdzie mu naprzeciw) na ruch radykalnie antyklerykalny. W założeniu chyba prokrzyżowe i antyplatformerskie spostrzeżenie abp. Głódzia: "gołym okiem widać rozziew między władzą a społeczeństwem", można więc rozumieć w sposób zupełnie odmienny od intencji wypowiadającego.
***
Owo poczucie surrealizmu towarzyszyło mi podczas środowej inauguracji hali Ergo Arena na granicy Gdańska i Sopotu. Zaproszono tam, a jakże, metropolitę gdańskiego, do poświęcenia obiektu. 11 tysięcy kibiców w ciszy wysłuchało kilku zdań modlitwy i błogosławieństwa. Widocznie jednak biskupi (był tam też abp Gocłowski) za słabo machali kropidłami, bowiem gdy tylko oficjele zeszli z płyty boiska, z głośników dla podgrzania przedmeczowej atmosfery ryknęła piosenka "Highway to Hell" zespołu AC/DC. Nie wiem czy to celowa złośliwość "mistrza ceremonii" czy zadecydował przypadek, ale sam fakt dobrze ilustruje stan świata zachodniego anno domini 2010, w którym sacrum na każdym kroku narażone jest na otarcie się o profanum i po prostu wszyscy, nawet kler, musimy się z tym pogodzić i nauczyć się z tym żyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki