Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Kurtyka zapowiada, że już w przyszłym roku poznamy lokalizację pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce. I sugeruje trzy miejsca

Piotr Wróblewski
Piotr Wróblewski
Polska ma nową strategię energetyczną. W ciągu dwóch dekad czeka nas prawdziwa rewolucja. Powoli kończy się epoka wielkich, kopcących elektrowni węglowych na południu Polski. - Farmy wiatrowe i energetyka jądrowa to będą nasze dwa filary - mówi Michał Kurtyka, minister klimatu i środowiska. Jak słyszymy, chodzi nie tylko o ochronę środowiska, ale także o suwerenność energetyczną

Piotr Wróblewski: Na razie najwięcej energii w Polsce produkują stare elektrownie zasilane węglem kamiennym. Powstały w latach 70. i 80. Czy to jest ten moment, gdy czeka nas ich zamknięcie i nowe inwestycje?

Michał Kurtyka, minister klimatu i środowiska: Te elektrownie docierają do granic swoich możliwości. Wchodzimy w naturalny cykl odnowy mocy wytwórczych. Polska bardzo szybko się rozwija, przemysł również i to nawet mimo COVID-19. Jest zapotrzebowanie na więcej stabilnej i pewnej energii. Stąd przyjęcie planu na najbliższe dwadzieścia lat, który będzie definiował, jakie moce i kiedy będą dokładane do systemu. Ten plan to nasza busola. Na jego podstawie będziemy nakierowywać działania państwa, ale także pokazywać firmom energetycznym, gdzie mogą znaleźć miejsce dla siebie.

W tym planie czytam, że w 2040 roku ponad połowę mocy w Polsce będą stanowiły źródła zeroemisyjne. Stawiają państwo na farmy wiatrowe i energetykę jądrową?

To będą nasze dwa filary. Startujemy z wyjątkowego w skali Europy punktu. Mało było krajów, które w 1990 roku pozyskiwały niemal sto procent energii z jednego paliwa. Do dziś zmieniło się to tylko trochę. Obecnie mamy możliwości technologiczne (farmy wiatrowe, fotowoltaika, elektrownie atomowe), a także duże oczekiwania społeczne, które powodują, że będziemy szukać źródeł wytwórczych mniej zanieczyszczających środowisko.

Jedna elektrownia jądrowa potrzebuje dwóch ciężarówek paliwa jądrowego na rok. W przypadku elektrowni węglowej to aż dwieście wagonów węgla dziennie. To dlatego między innymi idziemy w kierunku gospodarki niskoemisyjnej.

Środowisko to oczywiście priorytetowa kwestia, ale domyślam się, że decydują także pieniądze. Opłaty za emisję CO2 są obecnie rekordowo wysokie.

Chcemy, żeby polski system energetyczny był jak najtańszy. Koszty dla odbiorcy końcowego mają być jak najmniejsze. Trzeba przyznać, że technologie zeroemisyjne są obecnie tańsze niż dawniej. W ciągu ostatnich dziesięciu lat koszty energetyki wiatrowej spadły o 70 proc., a fotowoltaiki o 90 proc. Zaczynają być więc konkurencyjne dla tradycyjnych źródeł. To widać na przykładzie ogromnego rozwoju fotowoltaiki. W 2015 roku było 4 tys. konsumentów, a w grudniu zeszłego roku już 450 tysięcy. Nastąpił ogromny boom na fotowoltaikę, dlatego że coraz bardziej opłaca się - na poziomie gospodarstwa domowego - wejść we własną produkcję energii. Ale poza trendami technologicznymi i oczekiwaniami społecznymi patrzymy też na zwiększenie suwerenności energetycznej. Ograniczamy w ten sposób zależność od importu paliwa.

Czy to oznacza, że wraz ze zmianami będą również niższe rachunki za prąd w domach?

Zachęcamy, żeby podejmować inicjatywy ograniczające zużycie energii. Chociażby termomodernizacja domu to możliwość zmniejszenia rachunku za prąd. A bardziej nowoczesne, ekologiczne źródło ciepła to dodatkowe korzyści. Dobrym rozwiązaniem jest jednoczesna zmiana całego systemu energetycznego i oddolne starania, by ograniczać zużycie energii czy lepiej ją wykorzystywać. Tutaj warto skorzystać ze wsparcia, jakie dają realizowane przez nas programy jak „Czyste Powietrze” czy „Mój Prąd”. Po PRL odziedziczyliśmy domy złej jakości, jeśli chodzi o energochłonność. A przypominam, że 60 proc. rachunków za energię, jakie płacą polskie rodziny, to rachunki za ciepło.

Ale czy cena energii też będzie niższa?

W Polsce mamy prawie pięćset systemów ciepłowniczych opartych głównie o małe, lokalne i przestarzałe ciepłownie. One też muszą przejść modernizację. Ale później, po okresie inwestowania będziemy mieć ciepło i chłód w konkurencyjnych cenach.

Mówi pan o tym, że „nowa energetyka” będzie opierała się na dwóch filarach. Jednym z nich będzie energetyka jądrowa. W latach 80. przyjęto dokument, w którym rząd PRL planował budowę 11 elektrowni jądrowych o mocy 22 tys. MW. Podano wstępne lokalizacje, technologię i lata budowy. Wie pan, kiedy planowano otwarcie ostatniej z tych elektrowni?

Nie wiem.

W 2020 roku. To jakby „wczoraj”. Czy współczesny program energetyki jądrowej, również niezwykle ambitny, też jest pomyślany na kolejne 40-50 lat?

Program jądrowy z lat 80. nie został wdrożony z dwóch prostych powodów. Po pierwsze w 1990 roku nikt nie chciał zwiększać zależności Polski od naszego wschodniego sąsiada. Po drugie w nową rzeczywistość weszliśmy z relatywnie młodymi blokami węglowymi. Poza tym nastąpiło gwałtowne tąpnięcie gospodarcze i nie było zapotrzebowania na dodatkową energię, więc program jądrowy został odłożony. Ale stanowi on bazę dla suwerenności gospodarczej i jednocześnie zapewnia konkurencyjną energię. To nie jest nowość. W Unii Europejskiej jedną czwartą energii stanowi energia jądrowa. W promieniu 300 km od naszego kraju pracuje 20 bloków jądrowych. W całej Europie jest ich 107. Po pierwszym okresie amortyzacji produkują one bardzo tanią i pewną energię. To bardzo dobre źródło. Polska chce wejść na tę drogę. Planujemy otwarcie sześciu bloków jądrowych pomiędzy 2033 a 2043 rokiem. Mniej więcej co dwa lata otwieralibyśmy jeden blok energetyczny. W zależności od wyboru technologii będzie to w sumie między 6 a 9 tys. MW.

Polska zielona energia będzie z atomu?

Jedna pastylka uranowa, która waży siedem gramów, daje tyle energii, co tona węgla. To pokazuje, jak znacznym obciążeniem środowiskowym jest pozyskiwanie surowców naturalnych w Polsce. Dwa na trzy litry wody w kraju jest wykorzystywanych przez sektor energetyczno-paliwowy. Trzeba patrzeć na całościowy rachunek różnego typu zasobów, których - dzięki elektrowni jądrowej - nie będziemy zużywać.

Mówił pan, że pierwsza polska elektrownia atomowa może powstać na Pomorzu. Czy to oznacza, że te lokalizacje wyznaczone jeszcze w latach 80. są cały czas aktualne?

Lokalizacje są oparte o potrzeby zapewnienia chłodziwa dla elektrowni jądrowej. Ona musi mieć dostęp do dużej ilości wody, stąd wybrzeże Morza Bałtyckiego wydaje się najbardziej naturalne.

Wybraliśmy kilkanaście lokalizacji. Na północy jest to chociażby Lubiatowo, Choczewo i Żarnowiec. Ale mamy też wiele miejsc w centrum Polski. Chcielibyśmy w tym roku przesądzić o wyborze technologii, a w 2022 roku wskazać lokalizację dla budowy pierwszego bloku jądrowego w Polsce. Dosyć naturalnym wyborem, tak jak powiedziałem wcześniej, byłoby wybrzeże Bałtyku.

Osoby, które pamiętają rok 1990 i przerwanie budowy elektrowni jądrowej na Pomorzu, mogą pomyśleć, że mieszkańcy do dziś sprzeciwiają się takim planom. Tymczasem rozmawiałem z wójtem gminy Gniewino (to jedna z sugerowanych lokalizacji). Z badań wynika, że ok. 70 proc. mieszkańców jest „za” funkcjonowaniem takiej elektrowni na terenie ich gminy. Podobnie w pobliskim Choczewie. To też ważny argument przy wyborze ostatecznej lokalizacji?

To bardzo ważne. Mieszkańcy i niektóre gminy zainteresowały się tematem. Odbyło się wiele wizyt studyjnych w miejscach w Europie, gdzie już funkcjonują elektrownie jądrowe. Mieszkańcy mogli zobaczyć, jak funkcjonuje społeczność w okolicy EJ. W tych gminach mamy większe poparcie niż średnia ogólnopolska. Udowadnia to, że wiedza i edukacja pozwalają zrozumieć, że taka inwestycja przynosi bardzo wiele korzyści, w tym gospodarczych.

Wróćmy do rozmowy na temat programu jądrowego. Czy technologia budowy elektrowni będzie związana z krajem, który nam tę technologię dostarczy?

Wskazanie na państwo będzie wiązało się z wyborem technologii. I vice versa. Dzisiaj rozmawiamy z kilkoma krajami. Najbardziej zaawansowane negocjacje prowadzimy ze Stanami Zjednoczonymi. W październiku ubiegłego roku podpisaliśmy umowę w zakresie współpracy. Ale mamy również partnerów z Francji i Korei Południowej.

Poza wymienionymi krajami wśród liderów rozwoju energetyki jądrowej są jeszcze Chiny i Rosja. Czy również prowadzone są rozmowy z tymi krajami?

Myślenie o tym, że mielibyśmy wrócić do zależności od technologii ze wschodu, wydaje się być niewskazane.

W Niemczech partia Zielonych opublikowała raport, z którego wynika, że tragiczna w skutkach awaria w przyszłej elektrowni jądrowej w Polsce mogłaby bardziej zaszkodzić Niemcom niż Polakom. Oczywiście ten raport jest kwestionowany. Być może jest efektem tego, że nasi sąsiedzi właśnie rezygnują z energetyki atomowej. Ale - wracając do meritum - czy już teraz pojawiają się naciski polityczne na polski program jądrowy?

Kwestia wyboru miksu i określenie przyszłości energetycznej jest suwerenną decyzją każdego państwa. Nie ma powodu, byśmy ulegali pomysłom innych krajów. Musimy być suwerenni i samowystarczalni. Oczywiście z naszymi partnerami jesteśmy w dobrosąsiedzkich stosunkach. Będziemy rozmawiać o tym, jak ograniczać oddziaływanie różnego typu technologii energetycznych na środowisko. Ta dyskusja jest zupełnie inna, jeśli rozumiemy, że w promieniu 300 km od naszego kraju pracuje 20 reaktorów jądrowych.

W budżetach na transformację energetyczną, liczonych w setkach miliardów złotych, znajdą się też pieniądze z Unii Europejskiej. Wyobraża pan sobie scenariusz, w którym Niemcy postawią veto, jeśli Polska zacznie realizować swój program jądrowy?

Nie mamy dziś intencji, by finansować program jądrowy środkami europejskimi. To są nasze środki i ewentualnie środki partnera. Sygnalizujemy jednak Komisji Europejskiej, że pominięcie energetyki jądrowej na drodze do neutralności klimatycznej (i pominięcie jej współfinansowania przez UE) jest błędem, na który UE nie powinna sobie pozwalać. Decyzje w tej sprawie nie wpłyną jednak na finansowanie naszego programu.

Energetyka jądrowa miała w Polsce zły PR. Szykują państwo kampanię informacyjną dla tych, którzy nie wiedzą, co to za energia, i w związku z tym nieco się jej obawiają?

Już teraz prowadzimy działania informacyjne. Widzimy w sondażach, że rośnie poparcie dla tego typu źródła energii. Obecnie ponad 60 proc. Polaków uważa, że energetyka jądrowa powinna być częścią naszego miksu energetycznego. To dobry grunt, by uruchomić taki program.

Poza atomem drugim filarem polskiej energetyki mają być farmy wiatrowe. Ale jest pewien problem. Mówiąc skrótowo, jeśli nie wieje, to nie ma energii. A jeśli wieje zbyt długo, to nie mamy jak zmagazynować nadwyżek energii. Będziemy budować - jak w Kalifornii - wielkie akumulatory, magazyny energii?

Myśląc o rozwoju systemu energetycznego, musimy najpierw stawiać na rozwiązania, które są stabilne. Stąd energetyka jądrowa „pracująca” 365 dni w roku, niezależnie od warunków pogodowych. Panel fotowoltaiczny w Polsce nie działa tak jak na południu Hiszpanii, a w bezwietrzne zimowe dni nie możemy skorzystać także z farm wiatrowych. Otwiera się jednak przestrzeń dla nowych rozwiązań technologicznych. To szanse dla przemysłu i na nowe miejsca pracy. Nadwymiarową energię możemy zmagazynować w wodorze, stąd Polska Strategia Wodorowa, którą przygotowujemy. Możemy też wykorzystać elektrownie szczytowo-pompowe lub współpracę systemu ciepłowniczego z energetycznym i zmagazynować energię w postaci ciepła. Na poziomie gospodarstwa domowego możemy nagrzać zbiornik z ciepłą wodą, gdy energia jest tańsza, by wykorzystać ją później. Podobnie działa to na poziomie sieci ciepłowniczej w miastach czy powiatach. Niektóre opcje dopiero się pojawiają. Bardzo ciekawa wydaje się możliwość gromadzenia energii w symbiozie z elektromobilnością. Jeśli odpowiednio zsynchronizujemy system, to samochody i autobusy elektryczne wraz z ładowarkami będą zbiornikami energii. Będą pełniły rolę bufora.

Mówi pan o rewolucji energetycznej. Czy w dwadzieścia lat da się ją przeprowadzić?

Mamy do czynienia z czasem przełomu, jeśli chodzi o technologie energetyczne. To jakby porównywać starą Nokię sprzed dwudziestu lat z dzisiejszym smartfonem. Mniej więcej taki sam przełom technologiczny dokonał się w energetyce. Polska chce znaleźć swoją niszę w wyścigu o najbardziej konkurencyjne technologie. To oznacza szansę na bezpieczną energię, suwerenność, a także nowe wysokopłatne miejsca pracy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Michał Kurtyka zapowiada, że już w przyszłym roku poznamy lokalizację pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce. I sugeruje trzy miejsca - Portal i.pl

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki