Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mejluje baba do lekarza

Dorota Abramowicz
Dr Tomasz Jastrzębski zna przypadek, kiedy internetowa porada uratowała pacjentowi życie
Dr Tomasz Jastrzębski zna przypadek, kiedy internetowa porada uratowała pacjentowi życie Przemek Świderski
W czasach, gdy na wizytę u specjalisty trzeba czekać po kilka miesięcy, internetowe porady medyczne dla wielu pacjentów wydają się być błogosławieństwem. Czy faktycznie są? Nad ich zaletami, niebezpieczeństwami, jakie niesie to nowe zjawisko, zastanawia się Dorota Abramowicz.

Barbara zachorowała przed czterema laty. Kiedy wróciła do domu z diagnozą, od razu włączyła komputer, weszła w Google i wpisała "rak piersi". Pojawiło się ponad 100 tysięcy wyników.

- Dużo? - wzrusza ramionami 50-letnia Barbara. - Wcale nie. Trzeba wiedzieć, czego szukać. Sprawdzałam opinie o onkologach, weszłam na forum amazonek, zadawałam pytania na temat terapii. Kolega internista udostępnił mi swoje hasło i zalogowałam się na stronie dostępnej tylko dla lekarzy. Przebrnęłam przez poważne artykuły medyczne. I tak czasem sobie myślę, że dzięki temu dziś żyję.

Z internetu dowiedziała się o technice leczenia w radioterapii, polegającej na bezpośrednim napromienianiu guza. Spytała wirtualnego lekarza na jednym z forów, czy w jej przypadku będzie to skuteczne. Usłyszała, że tak. Już po zabiegu chirurgicznym poprosiła o zastosowanie tej metody.

- O, mamy zorientowaną pacjentkę - pokiwał głową lekarz. - Dobry wybór.
Terapia przyniosła skutki.

- Gdybym się nie spytała, to bym tego nie miała - uśmiecha się lekko Barbara. - To drogie leczenie. Innym pacjentkom go nie zaproponowano.

Ostatnio zachorowała Iwona, przyjaciółka Barbary. Kiedy pokazała wynik mammografii pani doktor w jednym z gdańskich szpitali i spytała o skierowanie na zabieg, lekarka kazała jej przestać wydziwiać.
- Nie trzeba operować - stwierdziła.

Skonfrontowały więc diagnozę u innego lekarza przez internet. Bez kolejek, za darmo.
- Iwona jest już po operacji - mówi Barbara. - To był nietypowy rak, wymagający radykalnego leczenia.

Konkurencja w sieci

"Moim celem jest pomaganie innym ludziom. W związku z posiadaną wiedzą, umiejętnościami oraz rozwojem współczesnej techniki mogę to robić również w TEN SPOSÓB" - pisze Wiktor, lat 26. Wiktor (bez nazwiska) na zdjęciu ma biały fartuch i przedstawia się jako lekarz. Można mu zadawać pytania, a on - w miarę swojej wiedzy - odpowie.

I odpowiada. "Anonim" skarży się na męczący go od dłuższego czasu katar. Kupił krople, nie pomagają. Pyta, czy iść do alergologa. Wiktor radzi: "Na podstawie podanych informacji nie da się rozstrzygnąć pochodzenia kataru. Na początek wybierz się do lekarza rodzinnego".

- Nic innego nie mógł napisać - twierdzi dr Marek Prusakowski, internista, zastępca ordynatora oddziału obserwacyjnego w szpitalu zakaźnym w Gdańsku. - Wprawdzie na studiach medycznych mówi się, że w 70 proc. przypadków można to zrobić na podstawie oceny wyników badań i zdjęć, jednak bez obejrzenia chorego ocena może być błędna. Nie ma co ryzykować. Osobiście, jako internista, nie udzielam porad w sieci. Wiem jednak, że to teraz niezły biznes.
Inny gdański lekarz dodaje:

- Ceny porad internetowych, w przypadku sław profesorskich, mogą sięgać nawet kilkuset złotych. Wszystko oczywiście jest zgodne z prawem.

W gdańskim światku lekarskim krążą opowieści o pewnym znanym profesorze, który zabronił swemu podwładnemu udzielania darmowych porad w sieci. Sam to robi, ale nie za darmo.

Jednak wirtualny doktor bez uznanego nazwiska i profesorskiego tytułu i tak jest tańszy niż prywatna wizyta. W iMed24.pl za 20 złotych poradzi endokrynolog (czas oczekiwania 72 godziny), a za 25 złotych (oczekiwanie 24 godziny) - pediatra. Za opłatą porad udziela także reklamująca się jako "pierwsza w Polsce" Przychodnia Internetowa.

Oczywiście z zastrzeżeniem, że "informacje zawarte na stronach WWW mają charakter dydaktyczno-poglądowy i nie mogą stanowić podstawy do zaniechania kontaktu z lekarzami w celu badania, leczenia czy konsultacji", a zespół redakcyjny nie ponosi żadnej odpowiedzialności za ich stosowanie w praktyce. Po dokonaniu opłat i wypełnieniu kwestionariusza (dane osobowe, rok urodzenia, płeć, wzrost, waga ciała, podstawowe dane o chorobie, schorzenia przebyte w przeszłości, zażywane leki, opis dolegliwości) można zadawać pytania, na które odpowiedzą specjaliści.

Niektóre pytania i odpowiedzi zamieszczane są na stronie internetowej przychodni.
I tak mama rocznego Michałka z powiększonym trzecim migdałem skarży się, że synek zimą bez przerwy jest chory, dusi się w nocy, odwiedził już alergologa, a pediatra tylko przepisuje antybiotyki. Wirtualny lekarz radzi: usunąć trzeci migdał, wykonać testy skórne na alergię, ostrożnie podchodzić do antybiotyków.

Między radą a poradą
Nie wiadomo, czy Michałowi porada pomogła. Pewne za to jest, że oficjalnych skarg na lekarzy działających w sieci nie ma. Po pierwsze, nie wiadomo, komu się skarżyć, po drugie, w końcu sami zastrzegli, że nie ponoszą za nic odpowiedzialności.

Dr Krzysztof Wójcikiewicz, przewodniczący Okręgowej Izby Lekarskiej w Gdańsku, przyznaje, że pojawienie się "internetowego doktora" zaskoczyło samorząd lekarski.

- Musimy zacząć stawiać nowe pytania - twierdzi dr Wójcikiewicz. - Konieczne stanie się zasięgnięcie opinii prawników w kwestii odpowiedzialności lekarza. Zresztą, czy pani jest pewna, że to naprawdę jest lekarz? Nawet podanie nazwiska na stronie internetowej nie wykluczy sytuacji, w której ktoś się podszyje pod znanego specjalistę. Poza tym nie można tego nazywać poradą, bo porady udziela się po zbadaniu pacjenta, a nie na odległość. Jest to najwyżej rada, z której można skorzystać lub nie. I na koniec - branie pieniędzy przez lekarzy za tego typu rady uważam za niemoralne.

Tysiąc pytań

Nie wszyscy lekarze odpowiadają na pytania w sieci za pieniądze. Wręcz przeciwnie - traktują działalność w internecie jak Misję. Przez duże M.

- Przez pięć lat odpowiedziałem na ponad tysiąc pytań - mówi dr Piotr Zieliński, neurochirurg ze szpitala Swissmed w Gdańsku. - W najbliższych dniach otwieram własną stronę internetową www.poradnia.neurochirurgiczna.pl.

Zaczął od wchodzenia na fora dyskusyjne, założone przez chorych. Kiedy czytał dyletanckie opinie, odpisywał, podając swoje pełne dane i adres mailowy.

- Żadna z moich opinii nie mogła mieć charakteru wiążącego - zastrzega dr Zieliński. - Wyraźnie o tym mówiłem. W końcu w medycynie klinicznej nie można opiniować tylko na podstawie podanych objawów i kompletu wyników badań. Lekarz, widząc pacjenta, zwraca uwagę też np. na postawę, sposób chodzenia, mówienia, wygląd skóry. Z drugiej jednak strony, nie wszyscy mają dostęp do specjalistów. Uznałem, że lepsza jest rada przez internet niż żadna.

Najwięcej jest pytań najprostszych - czy to, co się ze mną dzieje, wymaga wizyty u lekarza. U jakiego? A może nie zauważyłem wcześniej niepokojących objawów?

- Nie zdajemy sobie sprawy, ilu pacjentów potrzebujących pomocy nie otrzymało jej na czas - twierdzi dr Zieliński. - Widać to dopiero, czytając wpisy na forach. Widać także, że chorzy zbyt często szukają ratunku w medycynie alternatywnej. A potem jest już za późno.

Czasem wystarczy po prostu głębsze zainteresowanie się ludzkim dramatem. Dr Zieliński przed czterema laty zauważył w sieci wołanie o pomoc. Kobieta z Poznania cierpiała od dawna na bardzo bolesną neuralgię nerwu trójdzielnego twarzy. Pisała, że wyczerpała praktycznie wszystkie możliwości, odwiedziła wielu specjalistów, wydała mnóstwo pieniędzy. Bez efektów. Gdański lekarz wysłał jej pięciopunktowy schemat postępowania w przypadku tej choroby. Okazało się, że pacjentka ominęła jeden z punktów - nie odwiedziła chirurga szczękowego. Skorzystała z rady, godzinę po wizycie ból minął.

- Otrzymałem piękne podziękowanie - uśmiecha się dr Zieliński. - Było mi bardzo przyjemnie. To nie jest tak, że ja tylko rozdaję za darmo swoją wiedzę. Równocześnie wiele się uczę. Wyjątkowo dużo dają mi wizyty na forum dla tetraplegików, czyli osób sparaliżowanych, które piszą listy, trzymając w ustach ołówek. Ci pacjenci, zamknięci w czterech ścianach własnych domów, praktycznie znikają z oczu lekarzy. Dopiero lektura ich wpisów dała mi bardzo cenne informacje, jak wygląda ich życie.

Ilu ludziom można pomóc!

Swoją prywatną, darmową stronę (www.chirurgiaonko-logiczna.pl) od półtora roku ma także inny gdański lekarz - dr hab. med. Tomasz Jastrzębski, pełniący obowiązki ordynatora Kliniki Chirurgii Onkologicznej w Akademickim Centrum Klinicznym. - Powstaje kolejna strona www.onkonet.pl - mówi dr Jastrzębski. - Udzielamy informacji na temat nowotworów, uruchamiamy forum, istnieje możliwość zadawania pytań.

Zdarzają się dni, gdy na skrzynkę mailową doktora przychodzi nawet 15 pytań. Nie na wszystkie może odpowiedzieć od razu, czasem korespondencja z pacjentem toczy się od listu do listu.
- Uwielbiam to robić! - tak doktor Jastrzębski reaguje na pytanie o to, czy nie szkoda mu czasu na nocne śledzenie internetu. - Nawet sobie pani nie wyobraża, ilu ludziom można pomóc!
Internetowy kontakt z gdańskim chirurgiem onkologicznym uratował życie pewnemu mieszkańcowi Lublina. Pacjent, u którego wykryto bardzo rzadki, niebezpieczny nowotwór, znalazł pomoc w Klinice Chirurgii Onkologicznej w Gdańsku.

Nie zawsze jednak jest tak optymistycznie.
- Czytając pytania, można się wiele dowiedzieć na temat niedoskonałości naszej służby zdrowia - mówi z goryczą w głosie dr Jastrzębski. - Chętnie udostępniłbym niektóre listy oficjelom, decydującym o systemie opieki zdrowotnej w Polsce.

Dr Tomasz Jastrzębski przeciwny jest pobieraniu pieniędzy za rady w sieci. Twierdzi, że nie na każde pytanie można rzetelnie odpowiedzieć. Choćby na takie: "Mam guzek na skórze, czy to niebezpieczne".

- A skąd mam wiedzieć, skoro guzka nie obejrzałem? - pyta doktor.

Podziel się swoją chorobą

Wątpliwości to jednak rzadkość w sieci. Większość anonimowych porad medycznych wygłaszana jest ex catedra. Kto chce wierzyć, ten skorzysta. Chociaż może nas drogo kosztować, jeśli wierząc w cudowną moc "azjatyckich ziół" na odchudzanie albo "kory na raka", bezrefleksyjnie skorzystamy z oferty.

Dr Wojciech Waldman, toksykolog, mówi, że nie ma czasu na udzielanie internetowych rad. Bywa jednak, że nie wytrzymuje, czytając bzdurne opisy na różnych forach.

- Zareagowałem, gdy zobaczyłem wpis odradzający zażywanie anticolu przez osoby uzależnione od alkoholu - wspomina. - Powoływano się na skutki uboczne, grożące zniszczeniem wątroby. Napisałem, że skutki - owszem - są, ale nieporównywalnie bardziej wątrobę niszczy alkohol.
Problem polega więc na tym, by - jeśli już szukamy pomocy w sieci - oddzielić ziarna od plew. Tylko do końca nie wiadomo, jak to zrobić.
Za to dla tych, którzy chcą pochwalić się swoją dolegliwością, stworzono już portal społecznościowy na wzór Naszej Klasy. Nazywa się on Nasze-Choroby i reklamowany jest hasłem: "Podziel się swoją chorobą". Po podaniu nazwy najważniejszej choroby i opisie dodatkowych dolegliwości można wymieniać poglądy na temat lekarzy i leków, skarżyć się na bóle i szukać wsparcia.

Bo właściwie każdego z nas coś boli, prawda?

Lista przydatnych adresów

Oto kilkanaście z kilkuset tysięcy stron, gdzie można znaleźć darmowe porady medyczne. Niektóre z nich są sponsorowane przez producentów leków, prywatne przychodnie, hurtownie farmaceutyczne, wydawców książek medycznych itp.
- www.mastektomia.pl (serwis omawiający problematykę raka piersi)
- www.rak-prostaty.pl/porady/porady-onkologa.html
- www.choroby.senior.pl
- www.forumpediatryczne.pl
- www.rodziceradza.pl
- www.poradymedyczne. blogspot.com
- www.cai.pl/(Serwis medyczny Choroby ludzkie - spis chorób)
- www.swiat-zdrowia.pl/ - artykuły, opinie, porady
- www.zdroweporady.pl/
- www.poradnik-pacjenta.pl
- www.poradnikzdrowie.pl/eksperci
- www.terapia-kregoslupa
- http://choroba-refluksowa.poradnikzdrowia.net

Wszystkie podane powyżej strony są darmowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki