Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Masowych grobów, jak ten w Malborku, jest dużo więcej

Redakcja
Piotr Niwiński
Piotr Niwiński
Z historykiem Piotrem Niwińskim rozmawia Jarosław Zalesiński

Między styczniem a marcem 1945 roku przez Pomorze przetoczył się front. Co działo się bezpośrednio po jego przejściu?

Trzeba by najpierw powiedzieć, co działo się już wtedy, gdy front tu docierał. Wiele bronionych miejscowości była wręcz roznoszonych ostrzałem artyleryjskim i bombardowaniami. Ludność cywilna ginęła masowo. A gdy już wkraczała piechota, częste były zbrodnie, dokonywane przez żołnierzy Armii Czerwonej.

Zbrodnie?

Jeśli żołnierz, wpadający do zdobywanego budynku, rozstrzeliwuje ukrywającą się w piwnicy rodzinę, gwałci pozostałe przy życiu kobiety, rabuje, co się da, to jak mielibyśmy to nazywać? Co prawda rabusie i gwałciciele byli niejednokrotnie sądzeni przez NKWD i rozstrzeliwani, ale dowództwo frontu białoruskiego, który zdobywał Pomorze, bodaj w lutym 1945 roku wydało rozkaz, że wszystkie osoby cywilne, które sprawiały wrażenie elementów niebezpiecznych dla działań frontowych, mogły być rozstrzeliwane na miejscu bez wyroku sądu.

Z perspektywy pułków NKWD, które szły za frontem, czy nie każdy cywil na tych terenach był podejrzany?

W praktyce tak. Co prawda wprowadzono pewne podziały - na Polaków, Polaków volksdeutschów, Niemców, Niemców należących do NSDAP i tak dalej, ale tak naprawdę dla zwykłego żołnierza Armii Czerwonej i NKWD Polak mieszkający na tym terenie, mówiący trochę twardszym akcentem, Kaszuba, mówiący po kaszubsku, i wreszcie Niemiec byli nieodróżnialni.

A poza tym czerwonoarmiejcy żyli w przekonaniu, że weszli na ziemie znienawidzonego germańskiego wroga.

Takie przekonanie mieli już od wejścia do Prus Wschodnich. Ziemię traktowali jako zdobywczą, a ludność jako tych, których trzeba ukarać.

Czy odnajdywane dzisiaj masowe groby, takie jak w Malborku, mogą być pozostałościami po masowych egzekucjach?

Mogą, ale w przypadku Malborka dawałbym na to nie więcej niż 20 procent. Proszę pamiętać, że front przeszedł przez te tereny co prawda zimą, ale wkrótce było już na tyle ciepło, że rozkładały się ciała zabitych. Do tego dochodził brak wody i straszne warunki sanitarne. Ludzi masowo umierali, zwłaszcza na tyfus. W samym gdańskim więzieniu na tyfus zmarło blisko tysiąc ludzi, a w obozie przejściowym "Narwik" w Nowym Porcie prawdopodobnie ofiar było kilka tysięcy. Tak działo się wszędzie, gdzie pozostali uchodźcy, którzy nie zdążyli uciec przed frontem na Zachód. Ci ludzie nie mieli żadnego oparcia i oni najczęściej padali ofiarami epidemii.
Ale były też ofiary planowych działań NKWD, które budowało grunt dla przyszłej władzy.

Już następnego dnia po opanowaniu danego terenu NKWD rozpoczynało planowe aresztowania wśród miejscowej ludności. Listy były przygotowane przez komunistyczne podziemie bądź przez zrzucane wcześniej dywersyjne grupy NKWD.

Aresztowania dotyczyły Niemców?

Na Pomorzu Gdańskim zarówno Polaków, Kaszubów, jak i Niemców, chociaż Polaków aresztowano stosunkowo niewielu. Ci ludzie szli albo do więzienia, albo do tak zwanych obozów selekcyjnych, część była deportowana do Związku Sowieckiego. Z czasem listy aresztowanych zostały poszerzone o fachowców. Związek Sowiecki zagospodarowywał nie tylko dźwigi czy lokomotywy, ale również ludzi. Ślusarzy, stolarzy, inżynierów, a nawet krawców czy piekarzy. Byli deportowani do Związku Sowieckiego.

A w tych obozach selekcyjnych jeszcze przed deportacją co się działo?

Ciągle jest to przedmiotem badań historyków. Bez wątpienia dokonywano tam zbrodni. Na pewno zbrodnią było nieudzielanie pomocy medycznej w wypadkach epidemii (choć nasuwa się pytanie, na ile skuteczna byłaby taka pomoc), no i często dokonywano gwałtów. Dla przechodzących jednostek wojskowych obozy te były miejscem, gdzie można się było wyżyć seksualnie. Wiele kobiet było gwałconych brutalnie i wielokrotnie, aż do śmierci. Związek Wypędzonych w Niemczech te historie podchwytuje i nagłaśnia, ale...

Ale nie nagłaśnia na przykład, że następnego dnia po zatopieniu "Gustloffa" Niemcy pod Pilawą w barbarzyński sposób zlikwidowali 3000 jeńców pędzonych z obozów koncentracyjnych.

Ma pan rację, o tym mniej mówią. Wśród Polaków z kolei z wiadomych powodów w latach komunizmu mało się mówiło o zsyłanych na Sybir, transportowanych w gorszych warunkach niż Niemcy wywożeni do Niemiec. Wstrząsające są opisy wywózek żołnierzy Armii Krajowej, choćby spod Wilna. Iluż młodych mężczyzn ginęło w tych pociągach, w obozach. Niemniej myślę, że część prawdy jest też w opowieściach o wagonach z Niemcami, stojących przez tydzień w zimie, bez ogrzewania, według tych relacji, celowo pozostawionych gdzieś na bocznicy w trakcie deportowania Niemców na Zachód.
Co właściwie było gorsze - to co się działo, gdy przechodził front, czy to co działo się później?

Na takie pytanie nie ma odpowiedzi. Wszystkie te wydarzenia zwykło się dzielić na trzy grupy. Represje frontowe, o których mówiłem, potem tak zwane trzy dni po przejściu frontu, czas bezprawia, kiedy nie powstawała jeszcze administracja wojskowa, i czas represji zorganizowanych - aresztowania, deportacje, masowe wysiedlenia i grabież. W Sopocie na przykład, kiedy tylko front się przetoczył, powstały natychmiast grupa operacyjna Urzędu Bezpieczeństwa i komenda NKWD. Jedni i drudzy zaczęli "zabezpieczać" pozostawione mienie. Chodzono po mieszkaniach i zabierano wszystko. W powiatowym posterunku UB całe poddasze po sam dach zawalone było futrami, pierzynami i kosztownościami. A z aresztowanych fachowców UB zrobiło sobie darmową siłę roboczą. Jeszcze w 1946 roku wychodzili tylko do pracy.

Czy popełniane wówczas przestępstwa można dziś jeszcze udokumentować?

Możemy się opierać tylko na relacjach i szczątkowych polskich dokumentach. Zbrodnie przyfrontowe bardzo trudno zbadać. Myślę, że takich grobów jak w Malborku znajduje się na Pomorzu więcej. Nie wyjaśnimy dziś sobie, czy te blisko 2000 ciał to tylko ludność niemiecka, czy także Polacy? Ilu z nich nazywało się Kaczmarek czy Wenta? Nie dowiemy się, kim byli ci ludzie ani jak zginęli. Kilka przestrzelonych czaszek świadczyć może i o egzekucjach, ale najpewniej był to masowy grób, w którym przy odgruzowywaniu miasta zniesiono z różnych miejsc rozkładające się ciała.

Dziwne jednak, że dopiero kiedy przypadkowo odkopano grób, zaczęły się pojawiać jakieś relacje.

Opowiem panu inną nieznaną historię, związaną z ukrytym grobem. W lutym koło Sierakowic przechodziła kolumna uciekinierów z Prus Wschodnich. Natknęła się na nich czołówka pancerna oddziałów Armii Czerwonej. Czerwonoarmiejcy najpierw zgwałcili kobiety, a potem całą grupę ustawili nad rowem i rozstrzelali. Ich ciała pochowano potem we wspólnym grobie, zrobiła to już polska administracja. Nie wiadomo, gdzie ten grób się znajduje. Z tej grupy ocalał kilkuletni chłopak. Może uciekł, może znalazł się pod ciałami. Przygarnęli go mieszkańcy okolicznej wsi - Kaszubi. Nadano mu polskie imię i nazwisko, jest dziś jednym z szanowanych gospodarzy, mieszka tam do dzisiaj. Dopiero w latach 60. czy 70. zaczął szukać śladów swojej rodziny. Okazało się, że w innej grupie uchodźców była jego siostra, której w 1945 roku udało się dotrzeć na Zachód i która dziś mieszka w Niemczech. Spotkali się po raz pierwszy w latach 80. Takie to bywały historie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki