Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marynarka broni Norwegii

Kmdr Eugeniusz Koczorowski
rys. Eugeniusz Koczorowski
Straty, jakie poniosła Marynarka Wojenna w obronie Wybrzeża we wrześniu 1939 r. nie oznaczały całkowitej utraty floty. Część okrętów zdołała przedrzeć się na Zachód i tam kontynuować walkę z Niemcami.

Spodziewając się niemieckiej agresji na Polskę, tuż przed wybuchem wojny zrealizowano plan Pekin, czyli przejście do Wielkiej Brytanii niszczycieli Błyskawica, Grom, Burza. Stały się one rdzeniem polskich sił morskich działających u boku sojuszniczej floty brytyjskiej. Polskie okręty zwalczały nieprzyjacielskie lotnictwo i okręty, artylerią pokładową wspierały oddziały lądowe oraz eskortowały konwoje statków i okrętów alianckich, w tym - przykładowo - jednostki norweskie przewożące złoto tego kraju.

Gromadzące się w angielskim porcie Rosyth okręty Błyskawica, Grom i Burza weszły w skład Flotylli Niszczycieli, której zadaniem było patrolowanie Morza Północnego. W międzyczasie ustalono pomiędzy rządem polskim na emigracji (na ten czas przebywającym w Paryżu) a rządem brytyjskim, że wszystkie okręty polskie podporządkowane zostaną nowo utworzonemu Oddziałowi Wydzielonemu Polskiej Marynarki Wojennej. Odtąd (tj. od 16 listopada) polskie okręty miały walczyć nie w składzie floty brytyjskiej, lecz u jej boku, aczkolwiek pod operacyjnym dowodzeniem Admiralicji brytyjskiej. Znaki okrętowe, dowództwo i załogi okrętów, regulaminy, wewnętrzna organizacja życia codziennego, pozostały takim, jakie obowiązywały w kraju. Bazą dla załóg polskich okrętów stał się oddelegowany z floty handlowej statek pasażerski Kościuszko, któremu zmieniono nazwę na „Gdynia”. Wszystkie te działania uporządkowały pobyt polskich okrętów w Anglii, a zarazem unaoczniły wszem, że jednostki spod biało-czerwonej bandery kontynuują walkę z niemieckim agresorem. Ten ostatni już niebawem miał się przekonać o bitności załóg polskich okrętów, a pierwszym sprawdzianem tej opinii stała się wiosną 1940 r. kampania norweska.

W obronie Norwegii

Autorem pierwszego sukcesu okazał się wsławiony bohaterską ucieczką z Tallina okręt podwodny Orzeł. Wyznaczono mu zadania patrolowania południowych wybrzeży Norwegii. Nużące godziny wyczekiwania przerwało w dniu 8 kwietnia 1940 r. pojawienie się w okularze peryskopu sylwetki dużego statku handlowego. Dowódca Orła kapitan Jan Grudziński, zauważył - gdy okręt się wynurzył - brak bandery na rufie statku, zaś egzotyczna nazwa „Rio de Janeiro” oraz port handlowy- macierzysty Hamburg wzbudził intuicyjnie zainteresowanie się statkiem i podejrzliwość odnośnie jego obecności w tym rejonie. Zatem w kodzie międzynarodowym sygnalizacją flagową „podejrzany” otrzymał polecenie, by zastopował maszyny, zaś jego kapitan z odpowiednimi dokumentami miał stawić się przy burcie Orła. Po ponowieniu żądania statek zastopował, a nawet opuścił łódź, markując tym samym wykonanie polecenia. Ale mimo kolejnych poleceń łódź nie odbijała od statku, tak więc sytuacja stała się groteskowa, potwierdzając zarazem podejrzenia kapitana Grudzińskiego. Upewniwszy się, że statek ma w swych ładowniach ładunek mogący stanowić zagrożenie (skoro jego kapitan nie chce poddać się kontroli) wydał rozkaz oddania salwy ostrzegawczej z karabinu maszynowego po burcie. Po nadaniu kolejnych sygnałów ostrzegawczych i dotyczących konieczności opuszczenia statku kapitan Grudziński nie zawahał się dać rozkaz do odpalenia torpedy. Bliska odległość do statku zapewniła nieomylne trafienie. Po wybuchu pierwszej i drugiej torpedy statek zaczął tonąć i wtedy samoistnie ukazał przewożony ładunek. Na pokład wyłonił się nagle tłum mundurowych (żołnierzy niemieckich) szukających w panice ocalenia. Nie wszyscy zdołali się uratować, tylko część z nich podjęli z wody norwescy rybacy.

W związku z pojawieniem się od strony lądu samolotu niemieckiego Orzeł zmuszony był skryć się pod wodą. Nietrudno było się zorientować, że Rio de Janeiro to forpoczta niemieckiego desantu morskiego na wybrzeża Norwegii. Zatem kapitan Grudziński natychmiast wysłał drogą radiową do angielskiej Admiralicji powiadomienie o zaistniałym incydencie. Również przesłuchiwani rozbitkowie przewiezieni przez Norwegów do lokalnej policji potwierdzali, że statek transportował sprzęt i żołnierzy - oddział desantowy do inwazji na Bergen.

Admiralicja być może została zaskoczona tym faktem, tj. próbą desantowania niemieckich sił na wybrzeża Norwegii, lecz nadal kontynuowała operację podjętą przez flotę brytyjską mającą na celu odcięcie okrętów niemieckich, niszczycieli, torpedowców i krążownika Admiral Hipper od przejścia na Atlantyk uznając, że taki jest głównie cel okrętów wroga. Natomiast dla Niemców opanowanie wybrzeży Norwegii miało strategiczne znaczenie. Dotyczyło to zwłaszcza portów w tym Narwiku, przez który wyławiano szwedzką rudę niezbędną dla przemysłu wojennego Niemiec. Usadowienie w portach norweskich okrętów niemieckich, a zwłaszcza ich U-bootów dawałoby im możliwość w dalszej kolejności opanowania części Oceanu Atlantyckiego i prowadzenia ataków na konwoje statków zaopatrujących Wielką Brytanię, w tym w niezbędny sprzęt bojowy oraz wspomagające oddziały wojsk ze Stanów Zjednoczonych i Kanady. Wszystko to sprawiło, że obie strony zaangażowały równolegle duże siły: morskie, powietrzne i lądowe celem uzyskania zakładanego sukcesu w wyznaczonych celach. Brytyjczycy skierowali zespół swoich okrętów w skład, których wchodziły najcięższe okręty liniowe, ale też niszczyciele, wśród których nie zabrakło Błyskawicy, Groma i Burzy. Tymczasem Niemcy po opanowaniu Danii z marszu rozpoczęli walkę o wybrzeża Norwegii, napotykając jednak na silny opór. Szczególnie ciężkie walki toczono o wspomniany już Narwik, w których złotymi zgłoskami zapisały się polskie niszczyciele. Błyskawica i Grom prowadziły zaciętą walkę z ukrytymi w fiordach gniazdami niemieckiej artylerii, także przeciwlotniczej. Nierówna to była walka gdyż nieprzyjaciel działał z ukrycia. A jednak ogień artyleryjski Błyskawicy dokonał zniszczeń gniazd artylerii i broni maszynowej nieprzyjaciela oraz strącił dwa samoloty niemieckie.

2 maja 1940 r. Błyskawica została zaatakowana przez dopiero co sprowadzone przez Niemców działa przeciwpancerne. Cztery pociski trafiły w okręt. Wymagającą remontu Błyskawicę w kolejnych patrolach zastąpił Grom. 3 maja 1940 r. okręt ten zniszczył w fiordzie Rombakken baterię artylerii przeciwpancernej, ale niestety sam również został trafiony. Następnego zaś dania stał się celem ataku powietrznego, otrzymując dwa trafienia bombami, które uszkodziły poszycie oraz wyrzutnię torped. Ciosy okazały się dla okrętu śmiertelne. Grom przełamał się i bardzo szybko zatonął. Załoga wykazując niezwykłe wręcz braterstwo wzajemnie się ratowała wyrzucając pasy ratunkowe dla pływających w wodzie nawet kosztem własnego życia.

Na ratunek Polakom ruszyły brytyjskie krążowniki i niszczyciele, które weszły pomiędzy rozbitków a ostrzał niemiecki z lądu, prowadzony w ich stronę. Po unieszkodliwieniu baterii niemieckiej rozbitkowie zostali przejęci przez brytyjski pancernik Resolution, z którego ocalałą załogę Gromu zabrała Burza dostarczających rannych na okręt szpitalny Atlantis, a pozostałych do Wielkiej Brytanii, gdzie zakwaterowano ich na okręcie -bazie Gdynia. Po odpoczynku marynarze wrócili do służby bojowej.

Straty poniesione w wyniku zatopienia Gromu wyniosły 59 członków załogi.

Zaginięcie ORP Orzeł

Niestety, jeszcze jeden cios spadł na polską flotę w czasie kampanii norweskiej - utracono Orła, który po zatopieniu Rio de Janeiro kontynuował patrole bojowe u wybrzeża Norwegii. Oczywiście utrata transportowca wprawiła we wściekłość dowództwo Kriegsmarine, której okręty oraz lotnictwo rozpoczęło swoiste polowanie na sprawcę zatopienia statku.

Załodze ORP Orzeł prawdopodobnie udało się zatopić torpedą jednego z prześladowców, a mianowicie trałowiec, jednakże ciągłe patrolowanie niemieckich jednostek, a zwłaszcza lotnictwa wód Morza Północnego powodowało, że alianckie okręty podwodne, w tym Orzeł, musiały za dnia kryć się w głębinach i dopiero mrok nocy pozawalał im wynurzać się, aby załadować baterie akumulatorów.

Mimo iż ataki niemieckich okrętów coraz bardziej się nasilały, a zrzucane z nich bomby głębinowe wybuchały coraz bliżej zanurzonego Orła, szczęśliwie udało się je przetrwać.

Wyjście Orła, 23 maja 1940 r., na kolejny patrol w nakazaną strefę dozoru, niestety, zakończyło się tragicznie. Okręt nie powrócił z rejsu. Mimo ponawiania sygnałów zejścia z dozoru okręt już na nie nie odpowiadał.

W całej polskiej społeczności marynarskiej, i nie tylko w niej, zapanował smutek. Oczywiście żałowano Orła jak każdego okrętu, ale w tym przypadku chodziło przecież o jednostkę, która była dumą polskiej Marynarki Wojennej i miała ustaloną renomę wśród załóg alianckich.

W dniu 8 czerwca okręt uznano za stracony. W kolejnym komunikacie - oświadczeniu Marynarki Wojennej Wielkiej Brytanii skierowanym do polskiej Marynarki Wojennej z wyrazami żalu dotyczącego straty jednostki, która wykazała się niezwykłą dzielnością przekazano również najwyższą pochwałę za rolę i wartościowy udział, jaki owa jednostka wniosła w wysiłku wojennym sprzymierzonych.

Ogromna żałoba i smutek trwały długo po utracie tego wyjątkowego, zasłużonego w boju okrętu. Dodać należy, że pośmiertnie całą załogę okrętu wyróżniono awansem, zaś dowódca Jan Grudziński po zakończeniu działań wojennych został odznaczony złotym krzyżem Virtuti Militari, zresztą po raz drugi.

Dociekano wówczas, a to dociekanie trwa do dzisiaj, co było powodem zatopienia (?) Orła. Wedle różnych hipotez przyjmowano, że okręt mógł wejść na minę bądź że trafiły go bomby lotnicze czy to niemieckie, czy to alianckie (przypadkowo). Wreszcie, że omyłkowo trafiła go torpeda wystrzelona z holenderskiego okrętu podwodnego zmieniającego Orła w strefie dozoru. Żadna z tych hipotez nie została potwierdzona.

Zainteresowanie Orłem trwa nadal, o czym świadczą nie tylko liczne publikacje na jego temat czy film, w którym był głównym bohaterem, ale również kolejne ekspedycje poszukiwawcze, prowadzone zarówno przez Marynarkę Wojenną wspólnie z Narodowym Muzeum Morskim w Gdańsku, jak również przez hydrografów i nurków współpracujących z Fundacją „Santi odnaleźć Orła”. Ostatnia odbyła się w roku 2015, ale wraku, niestety, nie odnaleziono. Miejmy nadzieję, że kolejne wyprawy zakończą się sukcesem i poznamy tajemnicze losy i ostatnie godziny działania okrętu Orzeł na wodach norweskich oraz, że poznamy miejsce, w którym - tak jak dzieje się to z Gromem - będzie można oddawać hołd bohaterskiej załodze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki