Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marian Zacharewicz 1945 – 2021 „Jego muzyka musi wrócić, musi być jej więcej, żeby istniał, żeby stał się nieśmiertelny.”

Stanisław Balicki
Stanisław Balicki
Zaczynają się pojawiać nowe wykonania, covery piosenek Mariana. Dzięki temu nie zapominamy o człowieku, który był dobry, który pomagał, nigdy nie odmawiał pomocy – mówi o Marianie Zacharewiczu jego żona, Hanna Duda-Zacharewicz.
Zaczynają się pojawiać nowe wykonania, covery piosenek Mariana. Dzięki temu nie zapominamy o człowieku, który był dobry, który pomagał, nigdy nie odmawiał pomocy – mówi o Marianie Zacharewiczu jego żona, Hanna Duda-Zacharewicz. arch. rodzinne
Kompozytor, wokalista, menadżer kultury, dla wielu znany jako twórca sukcesu Ireny Jarockiej, dla bliskich – jako pomocny, optymistyczny, dzielnie mierzący się z przeciwnościami człowiek. Właśnie tak podchodził do problemów, z którymi walczył i które przezwyciężał, nie tracąc uśmiechu towarzyszącego mu do końca. "Zrobił bardzo wiele dla środowiska twórczego a zapomniał o tym, że należy siebie też lansować. Mam nadzieję, obiecałam sobie, że to zmienię, jego muzyka musi wrócić, musi być jej więcej" – mówi Hanna Duda-Zacharewicz o mężu, który zmarł 26 maja tego roku.

- Pracowaliśmy w jednym środowisku. Marian – od strony organizacyjnej, był wówczas dyrektorem artystycznym Bałtyckiej Agencji Artystycznej, organizował festiwale sopockie, a ja pracowałam jako charakteryzatorka przy tych festiwalach, jednak tam się nie poznaliśmy. Spotkaliśmy się na przedstawieniu pantomimy Tomaszewskiego w Operze Bałtyckiej. Byłam z przyjaciółmi, Marian – z mamą. Zostaliśmy sobie przestawieni i tak się to zaczęło – opowiada Hanna Duda-Zacharewicz.

Wtedy przyszły mąż był dla niej zagadką. Od znajomych dowiadywała się, kim jest przedstawiony jej mężczyzna. Coraz lepiej go poznawała, zaprzyjaźniła się z matką Zacharewicza, bardzo ważną osobą w jego życiu.

- Z mamą trafił do Gdyni z Wilna – opowiada pani Hanna. - Mieszkał tu od 4 roku życia. Matkę kochał, szanował nade wszystko. Helenka była wspaniałą humanistką, nauczycielką języka polskiego, jego nauczyła kochać wszystko, co piękne. Ojciec, Franciszek, był architektem. Zaraz po wojnie zmarł w konsekwencji wywózki na Syberię. Żyli skromnie, w trudnych warunkach, była jeszcze starsza siostra. Marianowi, który zdążył jeszcze zapamiętać ojca, bardzo go brakowało - dodaje.

Rodzinne gniazdo przy ul. Nowogrodzkiej w Gdyni było miejscem, do którego zawsze wracał, gdzie zawsze czekały na niego ulubione ruskie pierogi pani Heleny, które często stygły. Matka jednak wszystko wybaczała spóźnionemu synowi. Był spóźniony, bo zawsze robił wiele rzeczy naraz w swoim życiu. Tu uczył się grać na pianinie, tu powstawały życiowe plany związane z muzyką. Po dwóch semestrach na SGGW w Warszawie, które okazały się życiową pomyłką, skończył Państwową Wyższą Szkołę Muzyczną w Gdańsku dyplomem na wydziale wychowania muzycznego.

- Chodził do Studia Piosenki Renaty Gleinert w gdańskim Rudym Kocie, śpiewał, jazzował. Nagrał nawet parę utworów: „Ten świat który znałem, świat codziennych spraw”, „Czekamy wciąż na miłość”, „Może już dziś”... Wylądował na festiwalu w Kołobrzegu z piosenką „Gdybym to ja był lotnikiem”, napisaną do tekstu Agnieszki Osieckiej. Nie wygrał. Konkurentką była nikomu wtedy jeszcze nieznana Ewa Bem, która zgarnęła pierwszą nagrodę. Intensywnie grał w siatkówkę, koszykówkę, tenisa – opowiada Hanna Duda-Zacharewicz.

W Studiu Piosenki poznał Irenę Jarocką. Zakochał się, ożenił: - Marian był bardzo rozpoznawalny w trójmiejskim środowisku artystycznym. Postrzegano go jako twórcę sukcesu Ireny Jarockiej. Komponował dla niej, śpiewał z nią w duecie, zajmował się karierą, chronił przed tymi złymi stronami showbinesu. Słynna „Wymyśliłam Cię” dostała nagrodę publiczności w Sopocie w 1974 roku oraz parę nagród na festiwalach zagranicznych. Hasło: kompozytor Marian Zacharewicz jest łączone głównie z tą piosenką. Parę innych utworów poszło w zapomnienie, może dlatego, że się rozstali. Marian przestał i nie chciał dalej być menadżerem Ireny, mimo jej namów. Nie chciał też dla niej pisać. Myślę, że nie ma po co tego tłumaczyć. Rozsypało się i już – mówi pani Hanna.

- Przerzucił się na działalność organizacyjną, artystyczną. Miał jakąś zadrę, przestał komponować, tworzenie chyba kojarzyło mu się z niedawną bolesną przeszłością, nie wrócił też do śpiewania. Kontynuował pracę w Bałtyckiej Agencji Artystycznej, współpracę z zespołem marynarki wojennej Flotylla, z Państwową Operą i Filharmonią Bałtycką. Założył swoją agencję artystyczną Avanti, która zrobiła mnóstwo trójmiejskich imprez okolicznościowych. To kilka plenerowych Sylwestrów w Gdyni, koncerty, w tym ten, z którego był najbardziej dumny, występ Joe Cockera na Skwerze Kościuszki. Ciężko to wszystko usystematyzować, bo przez całe życie Marian robił 1000 rzeczy naraz. Miał do tej działalności duży dar. Potrafił rozwiązać i dobrze ułożyć każde zadanie. Nie było dla niego przeszkód ze względu na doświadczenie z wcześniejszej pracy w centralnej telewizji, w wytwórni fonograficznej Wifon, naprawdę dużo tego wszystkiego było. To zaowocowało wieloma wspaniałymi przedsięwzięciami, które realizował - zaznacza.

Życiowym dziełem miało stać się gdyńskie radio Eska Nord. Mimo trudności, chwilowej utraty koncesji, sporów prawnych o nazwę, stacja stała się ważnym punktem na mapie eteru Trójmiasta.

- Zmienił to radio w sukces, to było jego dziecko – zaznacza Hanna Duda-Zacharewicz. - Marian został prezesem w 1998 roku. Przejął zarządzanie rozgłośni z olbrzymimi długami. Poświęcił się w całości jej prowadzeniu. To była praca 24 godziny na dobę. Zrobił totalną przeróbkę wszystkiego. Przecież kochał muzykę i to radio musiało grać najlepszą, najstaranniej wybraną. Prowadził też lubiane audycje: „Goście Mariana Zacharewicza” i nocne rozmowy „Muzyka ze znakiem jakości”. Niestety radio przez prywatnego właściciela zostało sprzedane. Zaczęły się kłopoty - opowiada.

- Jeden udar, drugi udar, wszystko się rozsypało, rozwaliło – mówi pani Hanna o konsekwencjach upadku radia. - Funkcjonował, ale agencję trzeba było wygasić. Nie poddał się, radziliśmy sobie. Znalazł swój świat w domu, w wąskim gronie ludzi. Walczył długo, niepokonany odszedł. Była rehabilitacja, wspaniała pani Kasia, logopedka, dzięki której Marian zaczął grać na nowo, śpiewać swoje piosenki. Jeszcze bardziej zbliżyliśmy się do siebie, nagle był więcej w domu niż kiedyś. Nie poddawał się. Starał się być uśmiechnięty cały czas. Ja się denerwowałam a on mi mówił: wszystko będzie dobrze, damy radę. To, że przeszliśmy różne horrory w naszym życiu, nie jest dla mnie ważne w czasie wspominania. Wiodło się różnie, przechodziliśmy to wspólnie. Marian miał też takie swoje powiedzenie: „Po co się denerwujesz, daj sobie spokój. Lećmy nad tym górą.” Wspaniałe! Cudowne! Wielu ludziom to nie jest dane. Dopiero po jego śmierci tak naprawdę uświadomiłam sobie, co to znaczy uśmiechnąć się do swoich problemów i powiedzieć: „Nie denerwuj się tym, szkoda twojej energii”.

Dla pani Hanny Marian Zacharewicz żyje nadal w swojej twórczości. Wyznaczyła sobie jako zadanie, które pomoże jej w poradzeniu sobie z jego odejściem: jego muzykę chce na nowo uczynić rozpoznawalną.

- Bardzo aktywnie działał w ZAiKSie, w sekcji członkowskiej, wszyscy go tam znali, poważali. Zrobił bardzo wiele dla środowiska twórczego a zapomniał o tym, że należy siebie też lansować. Mam nadzieję, obiecałam sobie, że to zmienię, jego muzyka musi wrócić, musi być jej więcej, żeby on istniał, przez to co stworzył, żeby był nieśmiertelny. Marian jest postrzegany przez wielu ludzi, nawet tych, którzy znali go bardzo blisko, jako były mąż Ireny Jarockiej, a jest to człowiek, który stworzył mnóstwo innej muzyki, dużo innych rzeczy i to z sukcesami. Poza znanymi piosenkami Jarockiej, napisał też dla niej 7 kolęd. Jest też wiele takich kompozycji, o których nikt nie wie, że to Mariana. Pisał dla Gdańskiej Kapeli Podwórkowej, dla Flotylli, piosenki dla dzieci, utwory instrumentalne… W ZAiKSie jest zarejestrowanych ponad 80 jego utworów – mówi pani Hanna.

- Zaczynają się pojawiać nowe wykonania, covery piosenek Mariana. Dzięki temu nie zapominamy o człowieku, który był dobry, który pomagał, nigdy nie odmawiał pomocy, takiej ludzkiej, nikomu, przyjaciołom, ludziom z branży, zrobił parę rzeczy, jako kompozytor, środowiskowych, fajnych, rozpoznawalnych w Trójmieście. Jego muzyka, tytuły najbardziej znanych piosenek Ireny Jarockiej, takie przesłanie: „Wymyśliłam Cię”, „Te same noce i dnie”, „Przeczucie”, „Jeszcze wszystko przed nami”, pięknie się to układa w ciąg, całość.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki