Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maria Peszek: Większym bohaterstwem niż śmierć za Polskę wydaje mi się czasem życie tutaj [ROZMOWA]

Marcin Mindykowski
Maria Peszek
Maria Peszek Grzegorz Mehring/Archwium
O tym, czy nie żałuje wywiadów, w których opowiedziała o swoim załamaniu nerwowym, czy zamierzała napisać manifest pokolenia, czy ma dziś rząd dusz i czy jest antypatriotką, z Marią Peszek rozmawia Marcin Mindykowski

Zanim ukazała się Pani najnowsza płyta "Jezus Maria Peszek", udzieliła Pani dwóch wywiadów, w których otwarcie opowiedziała o swoim załamaniu nerwowym, poprzedzającym jej nagrywanie. Skąd ta potrzeba?
Szczerość wobec odbiorcy, która jest fundamentem wszystkiego, co robię, wymagała zarysowania tego kontekstu - absolutnie kluczowego. Dlatego że to nie wyglądało tak, że nagle mnie olśniło i stwierdziłam: "A teraz Maria Peszek będzie się wymądrzała na tematy egzystencjalne". Nie byłoby tej płyty, gdyby nie było tamtego doświadczenia w moim życiu. I gdybym nie zadała sobie pytań, na które na tej płycie udzieliłam odpowiedzi.

Internauci odczytali to jednak jako promocję i autokreację, zaczęli kpić z "depresji przeżywanej na hamaku w Tajlandii".
Część internautów. Dlaczego w tym kraju zawsze skupiamy się na nienawiści i atakach, a nie mówimy o ludziach, którzy dziękują mi za tę płytę, mówiąc, jak ważne, wyzwalające i oczyszczające było dla nich to, co zrobiłam? Niektórzy przykładają do mnie własną, cyniczną miarę. Ja nie jestem cyniczną osobą.

Ale po czasie nie żałuje Pani tych wywiadów? Ta płyta nie obroniłaby się sama, bez zarysowania kontekstu?
To państwo, czyli dziennikarze, zrobili z tego zadymę, to państwo mają z tym problem. Ja nie zamierzam się z niczego tłumaczyć. Skoro uznałam, że chcę o tym powiedzieć, to widocznie było mi to potrzebne, było to dla mnie istotne. To był mój wolny wybór i świadoma decyzja. Niczego nie żałuję.

Nie zaszkodziło to jednak odbiorowi płyty?
Ludzie sami to zweryfikowali. A ich nie da się oszukać ani zmanipulować. Ci, którzy kupują tę płytę i przychodzą na moje koncerty, doskonale wiedzą, po co to było i czy było prawdziwe, czy nie. Żadną strategią marketingową nie da się zaplanować sytuacji, w której ta płyta w ciągu kilku dni osiąga status złotej, a na koncerty przychodzą tłumy ludzi, którzy płaczą, krzyczą i szaleją. Myślę, że to jest najlepsza odpowiedź. Nie da się ludzi na coś takiego nabrać. Nie jestem aż tak dobrą aktorką.

Niektórzy twierdzą wręcz, że stworzyła Pani manifest odmieńców, ludzi inaczej myślących.
Wielu ludzi mówi mi, że to dla nich drogowskaz, ich credo. Ale absolutnie nie miałam takiego planu ani zamiaru. Trudno byłoby usiąść i stwierdzić: "A teraz napiszę manifest pokolenia". Tak się po prostu wydarzyło - myślę, że dlatego, że to jest tak emocjonalne i szczere. To oznacza, że była w ludziach taka potrzeba i być może ja ją po prostu nazwałam.

Czuje Pani teraz za tę grupę inaczej myślących szczególną odpowiedzialność, chęć ich zintegrowania? W otwierającym płytę utworze mianuje się Pani ich śmieciową królową i zwraca się do nich: "Ej, duszy podpalacze, róbmy dym!".
Żadnej partii ani grupy nie zakładam. Oczywiście, ta płyta jest dla odmieńców, dla tych, którzy nie pasują, którzy mają czelność i odwagę żyć inaczej, a jeszcze do tego mówić o tym otwarcie i czynić z tego walor. Ale nie zamierzam prowadzić ich na barykady. Odpowiedzialność jest zaś taka, jak za każdym razem, kiedy robię sztukę - elementarnej uczciwości i jakości. Wiem, że mam teraz rząd dusz, ale cóż mogłabym zrobić z tymi kundlami, wariatami i śmieciami? Jedyne, co robię, to wpływam jakoś na ludzi na koncertach. Bo zawsze interesowała mnie interaktywna strona działalności - wytrącanie ludzi z lenistwa, wciąganie ich. Teraz realizujemy internetowy projekt, w którym powstaje alternatywna wersja teledysku do utworu "Ludzie psy". Każdy - fan czy antyfan - może się do mnie odnieść, pisać i rysować na klatkach z moim wizerunkiem. Obserwuję to na bieżąco - i tam się dopiero kłębi! Części z tych rzeczy nie będę mogła w ogóle opublikować, bo aż roi się tam od swastyk, Hitlerów i penisów. Powtarzają się te same sytuacje, które od zawsze są w Polsce problematyczne. To jest właśnie Polska, całe to nasze piekło: i miłość, która mnie spotyka, i jakiś brak zrozumienia dla czegoś odmiennego.

Wcześniej zamieściła Pani we wkładce do DVD wulgarne wpisy na swój temat, twierdząc, że to soczewka, w której skupiają się polskie kompleksy i frustracje. To nie przydawanie sobie zbyt wielkiej wagi? Niemal każda wyrazista osobowość generuje w internecie skrajne opinie na swój temat...
Oczywiście, wszystkie wyraziste osobowości powodują taką polaryzację. Nie mam na tyle rozdętego ego, żeby uważać, że jestem kimś wybranym - co zresztą wcale nie jest do końca przyjemne. Podstawowa różnica polega na tym, co się z tym dalej robi. Ja to dostrzegam, mam świadomość, że wzbudzam takie emocje i nie udaję, że jest inaczej. Ale używam tego jako tworzywa własnej sztuki.
To prawda, że przed Pani sześciomiesięczną podróżą do Azji, która poprzedziła nagranie płyty, wątpiła Pani w to, czy będzie jeszcze artystką i wróci na scenę?
Tak, ale nie wiedziałam też, czy wrócę z niej w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ta sześciomiesięczna podróż - którą odbyłam już po bardzo długim okresie terapii - wiele w moim życiu zmieniła. A po powrocie z niej postanowiłam zrobić z tego płytę. Myślę jednak, że o osobistej stronie powstawania tego materiału powiedziałam już wystarczająco dużo. I wystarczająco brutalnie obeszło się potem ze mną środowisko i dziennikarze. Nie mam więc potrzeby wystawiać się dłużej na biczowanie. Tym bardziej że - proszę mi wierzyć - to nie jest coś, co nic nie kosztuje.

Może wyznania zdradzające Pani kruchą wrażliwość były zaskakujące dla osób, którym jawiła się Pani jako bardzo asertywna i świadoma wartości swojej twórczości artystka?
Artysta jest po prostu człowiekiem - ma swoje mroczne i jasne strony, kruche i te bardzo brutalne i silne. Poza tym ciągle się rozwija. I tak samo jest ze mną. Ta płyta jest szczególna, bo stanowi zamknięcie bardzo osobistego tryptyku. Myślę, że tak głęboko eksplorowałam swoje osobiste poglądy i odczucia, że teraz na pewno się zastanowię, co będzie dalej.

Pisząc utwory o stanach lękowych, rozpaczy i załamaniu nerwowym, musiała Pani wracać do bolesnych przeżyć?
Jeżeli coś tak ważnego się w życiu przydarza, to w człowieku to jest, pozostaje. Często ludzie zastanawiają się, jak aktor będący w domu normalnym, ciepłym ojcem może zagrać Raskolnikowa, skoro nigdy nie miał w ręku siekiery. To jest podobna sytuacja. Nie trzeba tkwić w danym stanie, żeby móc o nim przekonująco śpiewać. Na koncertach nie muszę więc dziś powracać do stanów, w których kiedyś byłam, żeby to stało się wiarygodne. Wiarygodnym trzeba było być w momencie, kiedy te utwory powstawały. A dziś jest to dla mnie bardziej materia koncertowa, z którą się mierzę. Bo poza wszystkim to są świetne piosenki, kawał dobrej muzyki.

I nie gra się tych osobistych, pisanych z trzewi piosenek trudniej niż np. tych z "Marii Awarii", kiedy śpiewała Pani dość frywolne, lekkie, bawiące się słowem teksty i mogła się schować za pióropuszem?
Tamte piosenki też były z trzewi, tylko miały inną formę i oprawę. Tutaj te środki są ultra-proste, precyzyjnie dobrane do treści. Ale zawsze chodzi mi o totalną szczerość. Nie porównywałabym tego i nie wartościowała, co jest trudniejsze. To jest po prostu inne. W wypadku nowego materiału jest prościej o tyle, że dzięki sporej zmianie, jakie się we mnie dokonała, czuję się teraz dużo pewniej. Śpiewając, mam większą dozę wolności i te koncerty sprawiają mi większą przyjemność niż tamte. Jestem szczęśliwa.

To, że w tym trudnym stanie zaczęła sobie Pani stawiać najważniejsze pytania - o potrzebę wiary w Boga, o to, czy chce mieć Pani dzieci, o to, jak definiuje się Pani wobec narodowej wspólnoty i tradycyjnego patriotyzmu - było znaczące?
Myślę, że to takie pytania, które są w człowieku od zawsze i które zadaje sobie każdy, kiedy tylko zaczyna dojrzewać. Tyle że po prostu odpowiada się na nie w różnym momencie życia i te odpowiedzi pojawiają się stopniowo. We mnie też pojawiały się stopniowo. Bywa, że człowiek sobie na nie odpowie, ale nie jest gotów, żeby to ogłosić. A czasami w ogóle się tego nie ogłasza, bo to są bardzo intymne sprawy. Ja zdecydowałam, że chcę spróbować zrobić z tego kawałek sztuki. I to jest jedyne, co nas różni: większość ludzi odpowiada na te pytania w zaciszu własnej głowy, a ja postanowiłam opakować to w piosenkę i zrobić z tego rzecz bardziej otwartą - choć może nie publiczną, bo to jednak dość intymna płyta. I ta radykalność była niewątpliwie spowodowana moim przeżyciem, które mnie skonstruowało.

Ta radykalność przejawia się też w samych odpowiedziach? W momentach, kiedy wiele osób zwraca się ku Bogu albo szuka ratunku w macierzyństwie, Pani obu tym wyborom mówi "nie".
Stwierdzenie, że ktoś nie chce mieć dzieci albo nie wierzy w Boga, nie jest radykalne. Radykalna i odważna jest decyzja o powiedzeniu o tym publicznie. Bo ludzi, którzy się na takie wybory decydują, są tysiące, ale nie każdy śpiewa o tym piosenki - czyli w jakimś sensie manifestuje te swoje poglądy. Ale moja otwarta i szczera wypowiedź sprawiła, że część ludzi, którzy byli lub są w podobnych sytuacjach, przestali czuć się nienormalni, dziwni, chorzy. Zobaczyli, że ktoś, kto jest rozpoznawalny, nadał temu ludzką twarz, powiedział: "Mnie też to dotyczy". Pokazał, że to jest po prostu część człowieczeństwa. I daje mi to dużo radości, bo najważniejsi są dla mnie najzwyklejsi ludzie, zwykli słuchacze, ich odzew. A nie - przepraszam za sformułowanie - przemądrzali "oceniacze" muzyki, tekstów czy moich zachowań, socjologowie czy cała rzesza ludzi, którzy podczepili się pod cały ten szum, ponieważ z tego żyją.

Jak słuchacze dają Pani odczuć, że Pani wyznanie jest także ich światopoglądem?
Kluczowe utwory z tej płyty - "Pan nie jest moim pasterzem", "Sorry Polsko", "Szara flaga" - są od pierwszego do ostatniego dźwięku śpiewane na koncertach przez ludzi, zwłaszcza młodych, którzy czasem krzyczą głośniej niż ja. Co ciekawe: im mniejsze miasto, tym więcej osób od początku do końca śpiewa całą płytę razem ze mną. "Nie wiem, czy chcę" [z deklaracją "Nie chcę mieć dzieci, nie chcę być matką" - przyp. red.] ludzie słuchają w dużym skupieniu, często przy tym płacząc, chociaż np. w gdańskim Parlamencie śpiewali razem ze mną. Za ten utwór mnóstwo kobiet mi też dziękuje, podchodząc do mnie po koncertach czy na ulicy, opowiadając osobiste historie. Z kolei fragmenty "Szarej flagi" - np. "Boli mnie Polska, wisi mi krzyż" - ludzie wypisują sobie w różnych ważnych dla siebie miejscach. Z innego fragmentu - "Chwyć mnie za włosy, oprzyj o ścianę, kochaj, aż całkiem myśleć przestanę" - jedna kobieta zrobiła sobie tatuaż i przysłała mi jego zdjęcie.
Powtarza Pani, że nie chce nikogo ranić swoją sztuką. Nie miała Pani obaw, jak odbiorą Pani wypowiedź osoby, dla których podstawą tożsamości jest wiara w Boga, macierzyństwo czy tradycyjny patriotyzm?
Tematy, które tym razem poruszam, są bardzo osobiste. Dlatego na tej płycie nie ma żadnego utworu, który nie byłby w pierwszej osobie. Myślę, że nadużyciem byłoby nadanie tej płycie jakiegoś zbiorczo-ideologicznego sensu. Ja nie mówię, że ta zupa jest niedobra - tylko że ta zupa mi nie smakuje. To wyłącznie moje zdanie, ale dlatego też ten przekaz jest tak mocny i ludzie masowo w niego uwierzyli. Nie spotkałam się jednak z osobą, która byłaby dotknięta tym, co mówię. Myślę, że świadczy o tym też mój dialog z "Tygodnikiem Powszechnym", czyli z osobami, które są blisko Boga. I one uważają, że ta płyta to bardzo ważny głos i jakaś platforma porozumienia między ateistami a Kościołem. Mam więc czyste sumienie.

"Pan nie jest moim pasterzem" to deklaracja ateizmu. Ale już na młodszej o cztery lata "Marii Awarii" śpiewała Pani, że "nie ma najmniejszych złudzeń co do przyszłych przebudzeń".
Tak, ale teraz miałam potrzebę radykalniejszej wypowiedzi, użycia bardziej wyrazistych, bezkompromisowych środków. Jeśli zaś chodzi o przekonanie, to było ono we mnie takie samo - prawie od zawsze.

A jednak uczyniła Pani Jezusa patronem swojej płyty.
Ale nie jako boga, a buntownika. Bo Jezus to chyba największy rewolucjonista w historii ludzkości. A ta płyta to dla mnie samej rewolta, efekt mojej wewnętrznej potrzeby radykalności - zarówno w treści, jak i w formie. Potrzebowałam wzoru i symbolu przemiany. Stąd Jezus.

W "Sorry Polsko" śpiewa Pani, że w razie wojny nie oddałaby Polsce ani jednej kropli krwi. To antypatriotyzm?
Nazywanie tego tekstu antypatriotycznym jest bardzo dużym uproszczeniem. Oczywiście, forma tego tekstu jest mocno wkurzona i walcząca, ale nie ma tam nienawiści. Wystarczy się trochę uważniej wsłuchać, żeby przekonać się, że to jest apoteoza patriotyzmu, tylko trochę inaczej rozumianego. Patriotyzmu małych spraw, moim zdaniem jedynego dziś możliwego - płacenia podatków, chodzenia na wybory.

Nie dezawuuje Pani w ten sposób etosu walki, która rzeczywiście jest wpisana w polski kod patriotyczny, ale dzięki której możemy się dziś cieszyć wolnością i mówić w ojczystym języku?
Nie dezawuuję tej krwawej walki, ale odmawiam życia w cieniu tego mitu. Odmawiam stawiania śmierci powyżej życia. Bo śmierć za ojczyznę, za ideę, za Boga czy w imię czegokolwiek innego jest u nas jednak traktowana jako coś wyższego niż życie dla ojczyzny albo po prostu dla samego siebie. Ten model jest obecny w naszej kulturze i historii, kładzie się cieniem na współczesności. Ilekroć dochodzi w Polsce do jakiejś katastrofy czy wypadku, ludzie, którzy w nich umierają, już z samego faktu tej tragicznej śmierci stają się bohaterami. To dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Wydaje mi się, że bohaterstwem jest czasem życie tutaj.

Nie brakuje głosów, że to Pani najlepsza, najmocniejsza wypowiedź. Pani jest z niej w pełni zadowolona?
Przyszedł teraz czas podsumowań - różni "oceniacze" pytani są o to, jakie płyty były w tym roku najlepsze. I naprawdę trudno pominąć ten album. Niezależnie od tego, czy się komuś podoba czy nie, to jest po prostu ważny głos. Ale ta płyta wytrąca też ludzi z dobrego samopoczucia. Jest bezkompromisowa i mocna. I obserwuję, że ludziom brakuje prostoty w wypowiadaniu się o niej, brakuje im - mówiąc kolokwialnie - jaj, żeby powiedzieć, co myślą: że to po prostu dobra płyta, albo ważna, albo że im się nie podoba. Dlatego ilekroć ktoś zabiera o niej głos - np. mówiąc "Płyta ważna, ale po co te wywiady?" - mnoży jakieś dodatkowe aspekty i tak naprawdę wypowiada się głównie o sobie.

Zrezygnowała Pani z aktorstwa, bo - jak Pani mówiła - jako aktorka musiała się dzielić uwagą widzów ze scenicznymi partnerami i miała mały wpływ na finalny efekt artystyczny. Jako wokalistka jest Pani dziś bardziej spełniona?
Zdecydowanie. Przychodzą jakieś propozycje i z filmu, i z teatru, ale nie znajduję w nich wystarczającej siły, która odciągnęłaby mnie od robienia muzyki. Intuicja podpowiada mi więc, że wybrana przeze mnie droga jest właściwa. Choć może jeszcze kiedyś coś zagram, bo w moim odczuciu nie można przestać być aktorem - to taki zawód, który w człowieku jest na zawsze. Pewnie więc jestem ciągle aktorką, ale uważam, że jako wokalistka, autorka, a powoli także kompozytorka jestem dziś bardziej skuteczna. I przede wszystkim daje mi to dużo większą radość i wolność.

Rozmawiał Marcin Mindykowski

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki